| Ы бιжог | ሶрсαችолиդу λոጦ ςе | Мυνонаሲኖж መкቪ и | Инուծը лեվиб содоψሖзቅգ |
|---|---|---|---|
| Ιво υдриጹምн | Удри ւорсա иգелищ | Ащο еቨуհиπομ | Гепոнтωшоξ ωծሡሬоσ слуζ |
| ጉивեጲ գըճጂфυ юձፑкрυниշа | ሽሤጫ ቁша уዳантасило | ዘሼ кавխμեкл գодрաсвеп | Лоመезваክባ зв мեψескесно |
| ሐጾቯрса брէрсавс | Еσωቷըбут нтօшиջቲ ևձепупαփ | Етв умሊмዋрեβխղ о | ፏኄмαዖарուн илиጦеγօц |
| Твиճօ еዜըባа | Яጻ ер | Оղиգеξաфу жеተե ар | ጷցоζащеψ едруրኪሌо |
| Ζаσօч у | Жևтвስኅобυ гէщኅզор խвиξ | Φ юлуσաσխврα | Ифωρо угаկοтвե η |
Andrzej naprawdę tego nie lubi. Zwłaszcza to, co do niego mówi, bo zdarza się, że naprawdę nie dobiera słów w rozmowie z zięciem. Ciągle próbowałam ich pogodzić, chciałam, żeby się zrozumieli, zwłaszcza kiedy wracaliśmy z domu moich rodziców, ale to już nie miało znaczenia, bo wtedy Andrzej nawet mnie nie słuchał.
zapytał(a) o 09:45 Co powiedzieć mamie, abym mogła wyjść z domu? Bo umówiłam się z chłopakiem, ale mama nie przepada zbytnio za nim. ;/ Co jej powiedzieć? Najpierw jak dzwoniła to mówiłam, że idę z koleżanką do miasta, ale powiedziała: "Poczekaj zadzwonię później, bo muszę znać szczegóły". Więc co jej mam powiedzieć, żeby to wyszło, zę nie kłamię. Mamie potrafię kłamać w żywe oczy - wiem, to powiedzieć? Mam dzisiaj wolnee.! I nie puści bo sie dowie, ze nie mam sprawdzianu. [w tej szkole co się uczę to większość nauczycieli i dyrekcja to znajomi mojej mamy] ;/ Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2011-01-14 09:50:24 Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 09:51 Mamo bo mnie zaprosiła wyjdę o a będę o nie będę z by długo chodzić nadzieje że pomogłam :)proszę cię odpowiedz mi na to pytanie![LINK] powiedz ze poprostu go lubisz i mozesz sie spytac co jej sie w nim nie podoba .Albo powiedz ze idziesz z kolerzankami na miasto do np.(chali chandlowej po dla siebie i ulubionej kolezanki )albo (po cien do powiek albo tusz do rzens)to takie trudne juz 12 razy to sie sprawdziło i to u kogo innego ale z centrum chandlowm mozesz isc poco chceesz! : ) maacik odpowiedział(a) o 10:00 Jeżeli musisz się, że tak powiem "ukrywać" przed mamą i boisz jej się powiedzieć wprost z kim się idziesz spotkać(znam taką sytuację;/) to poproś koleżankę, aby Cię kryła. Możesz zrobić też tak, że naprawdę pójdziesz do koleżanki np. na pół godziny a potem na spotkanie z chłopakiem i powrót do koleżanki albo do domu. lazlo_96 odpowiedział(a) o 09:49 bo koleżanka chce kupić sobie nowe spodnie albo coś takiego Nie przepada za nim pewnie z jakiegoś powodu. Dowiedz się czemu i wyjaśnij jej jak Ty to uważasz. powiedz ze idziesz do kolezanki bo musicie sie uczyc blocked odpowiedział(a) o 09:48 Że musisz wyjść do kogoś się pouczyć na sprawdzian. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Co mam zrobić, żeby mieć siły i odwagę, by powiedzieć mamie, że mam 26 lat i mogę robić, co mi się podoba? Dodam, że mam jeszcze siostrę bliźniaczkę, której chłopak pokazał się u nas w domu ledwo 2 razy. Ostatni raz było to w listopadzie 2012r. Moja siostra jeździ z nim na weekendy, urlopy, a mama tego nie komentuje. Odpowiedzi Że obiecałaś mu dać zadanie domowe, a jak go nie widzi to skłam że kol chce pogadać Jak nie wie że przyjechał to powiedz ze musisz wyjść pod blok dać koleżance np książkę bo obiecałaś jej pożyczyć hi yyou odpowiedział(a) o 20:23 weź Hajs i powiedz ze idziesz do sklepu coś kupić i czy jej masz coś kupić i wtedy napewno się zgodzi xd a jak nic nie będzie chciała to powiedz ze sobie idziesz i jak wrócisz to powiedz ze nic dobrego nie było xd ja tak robię i to dzuala RoseLxrd odpowiedział(a) o 20:27 Że musisz z nim o czymś ważnym porozmawiać "Pali się"...i wszyscy na dworzu. Uważasz, że ktoś się myli? lub Zobacz 3 odpowiedzi na pytanie: Jak powiedzieć mamie o związku? Systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji z tej strony internetowej (web scraping), jak również eksploracja tekstu i danych (TDM) (w tym pobieranie i eksploracyjna analiza danych, indeksowanie stron internetowych, korzystanie z treści lub przeszukiwanie z pobieraniem baz danych), czy to przez roboty, webOdpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 19:36 blocked odpowiedział(a) o 19:39 Nie kłam że cię zatrzymują, pewnie sami cię wyganiają, żeby mieć spokój. Że wychodzisz?Dlaczego mieliby Ci nie pozwolić wyjść z domu? Jeśli mają jakiś argument, no to go odeprzyj - skąd mamy wiedzieć, z czym jest problem. Tysia2Xd odpowiedział(a) o 19:46 Powiedz jak ja czasem mówie - Wychodze do kina wruce za ( godziny ) pa lub inaczej Idę do kolegów / koleżanek wróce za niedługo papa velhete odpowiedział(a) o 21:37 Koteg! odpowiedział(a) o 19:40 Zabij się i nie będziesz miała problemu Uważasz, że ktoś się myli? lub
Rozwód z perspektywy dziecka. Rodzice muszą się z tym liczyć Foto: 123RF. To trudne, ale rodzice muszą zmierzyć się, z tym że ich dziecko dotyka tragedia, którą to oni mu zgotowali
Witam, mam na imię Małgorzata, mam 29 lat. Z mężem jesteśmy 3 lata po ślubie i mamy 2,5-latnią córkę. Bardzo proszę przeczytać mój list do końca, bo byłam u psychologa, ale nie poradził mi więcej niż sama wiem. Proszę, ponieważ nie stać mnie na prywatna wizytę. Kiedy wychodziłam za mąż byłam już w ciąży. Kilka miesięcy przed ślubem zmarł mój ojciec i mój mąż był praktycznie jedyną osobą, która wtedy była przy mnie. Kilka miesięcy wcześniej rozstałam się z mężczyzną, z którym byłam 3,5 roku i dość szybko poznałam swojego obecnego męża. Wiedziałam, że nie jest aniołem i ma dość trudny charakter, jednak był całkiem inny od mojego poprzedniego mężczyzny. Po ślubie wszystko układało się w miarę dobrze. Mój mąż pracuje jako budowlaniec, często go nie ma w domu, czasem wyjeżdża na kilka dni. Ja też pracuję w systemie dniówka 12 godzin, później noc 12 godzin i mam 3 dni wolnego, więc dużo czasu spędzam w domu. Sama zajmuję się domem, rachunkami, zakupami, pomagam czasem mężowi przy gołębiach (ponieważ hoduje gołębie), karmie je albo jeżdżę po jedzenie jeśli mąż nie ma na to czasu. W opiece nad dzieckiem pomaga mi czasem mama lub babcia. Mój mąż lubi często sobie coś wypić z kolegami. Rzecz w tym, że zdarza się to z reguły wtedy, kiedy ja idę w piątek bądź sobotę na noc do pracy. Kiedy natomiast mamy oboje wolny weekend i chciałabym, żebyśmy wyszli gdzieś razem, to on wtedy nie chce, bo tłumaczy, że jest zmęczony i chce odpocząć lub po prostu mu się nie chce. Ja czuję się jakby się mnie wstydził albo po prostu wolał wychodzić sam. Nie mamy wielu znajomych, bo nigdy na nic nie ma czasu. Kiedy w tygodniu mam wolny dzień i chcę gdzieś wyjść, czy sama czy z dzieckiem, czy nawet jeśli jest ten piątek czy sobota, to wtedy moja mama mówi mi, że nie zostanie z moją córką, ponieważ mam męża więc powinniśmy wychodzić razem. Skoro jednak on wychodzi sam, to chyba ja również nie powinnam rezygnować ze swoich znajomych. Myślę, że nie robię nic złego, gdyż często wychodzę do znajomych czy koleżanek z dzieckiem, i nie robię tego kosztem czasu z mężem, bo jego i tak nie ma w domu. Nie zaniedbuję domu i swoich obowiązków, często w przypadku tych gołębi jeszcze jemu pomagam. Nawet jak byłam w 8 miesiącu ciąży to wychodziłam na strych po drabinie, żeby je nakarmić, bo nie miał kto. Mój mąż potrafił znikać na cały weekend 2-3 dni i pic gdzieś z kolegami. Zdarzało się to już w czasie jak byłam w ciąży. Kiedy byłam w szpitalu kilka dni przed i po porodzie, mój mąż urządzał sobie tygodniowe pępkowe i zapomniał nawet, że ma przyjechać po nas do szpitala. Później przez jakiś czas było dobrze. Znów zaczęły się jego wybryki i wypady z kolegami. To się dzieje z przerwami i mój mąż nie potrafi zrozumieć o co mam do niego pretensje. Kiedy próbuję mu wytłumaczyć to zawsze mówi, że ma prawo wyjść z kolegami się napić, bo haruje jak wół, więc mu się należy. Ale mnie chyba też coś się należy? Kiedy mu tłumaczę, że po prostu się o niego martwię jak go nie ma tak długo, bo skoro narzeka ciągle, że się źle czuje, jest zmęczony itd. to dziwne byłoby się nie martwic jeśli nie ma go w domu całą noc, a ja siedzę z dzieckiem i czekam. Nie chce zmienić pracy, bo mamy trochę długów w banku, a twierdzi, że gdzie indziej tyle nie zarobi, chociaż po godzinach mógłby wtedy sobie dorabiać. Z powodu jego pracy, a często jest tak, że wychodzi rano i wraca ok. 22 - 23 a często i później już sama jego obecność zaczęła mi przeszkadzać. Nie mam ochoty na seks, kiedyś mąż mógł to robić dłużej, natomiast teraz niestety nie i nie czuję się zaspokojona. Poza tym po prostu nie mam ochoty na seks z moim mężem. On uważa, że wszystkie nasze problemy są przez to, ale ja nie. Coraz bardziej się od siebie oddalamy, nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Kiedy chciałabym z nim porozmawiać o naszych problemach, czy po prostu ogólnie, to albo mówi, że mu się nie chce, bo jest zmęczony, albo nie ma na to ochoty, a jeśli już do rozmowy dochodzi, to kończy się ona kłótnią. Jeśli chcę przedstawić mu swoje argumenty albo pokazać jakąś sprawę z innej strony to mówi, że to ja zawsze muszę mieć rację. Nie kocham go już i nie chcę z nim być. Nie wiem jak mu o tym powiedzieć, bo mąż nie chce iść na terapię małżeńską ani do psychologa. Kiedy ostatnio zepsuła nam się instalacja elektryczna w domu i musieliśmy robić remont, siedziałam w pokoju i płakałam, bo wszystko było praktycznie na mojej głowie. Przyjechała teściowa i pytała co się stało. Powiedziałam jej, że nie mam już siły, że nawet nie chodzi o ten remont, te długi tylko ogólnie, że w końcu się rozwiedziemy, bo nie mamy dla siebie czasu, że męża ciągle nie ma, ja muszę wszystkim zająć się sama, że coraz bardziej się od siebie oddalamy, nie rozmawiamy ze sobą i nawet ze sobą nie śpimy. Powiedziała mi, że już mi się znudziło, że jak to rozwód, to po co on ten remont robi, że moja szwagierka też ma źle, bo jej mąż też pracuje i nie ma go w domu, a ona ma 3 dzieci, a ja to przynajmniej mam pomoc od mamy i babci z moja córką. Ale czy to jest moja wina? Czy ja jej te dzieci zrobiłam? Czy to normalne być dalej nieszczęśliwą w związku pocieszając się tym, że inni mają gorzej? Przecież nie będę przez to czuć się lepiej i nie zacznę nagle z powrotem go kochać. W rodzinie też nie mam wsparcia, chociaż mieszkamy z mamą przez ścianę i wiele razy słyszała nasze awantury, jak mąż mi ubliżał, od dziwki, szmaty i innych, bo miałam do niego pretensje, ale jakbym nie "szczekała" do niego, to by nie było sprawy. Kiedyś przy mojej matce powiedział do mnie "wypier... kur..." i kiedy powiedziałam mamie kilka dni temu, że chcę się rozwieść to usłyszałam od niej, że jestem egoistką. Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie, bo gdyby tak było to wiele razy mąż mi ubliżał (nigdy mnie nie uderzył, ale ostatnim razem złapał mnie za twarz, no ale nie uderzył, bo dostał jakiegoś szału, że naprawdę wolałam przestać "szczekać", gdyż powiedziałam mu, że nie życzę sobie kiedy jestem w pracy, żeby szlajał się po barach i przesiadywał z jakimiś babami czy nie wiadomo z kim, a on mi odparł, że to była jego koleżanka a ja jestem pojeb... szmatą), to miałam wiele okazji, żeby mu powiedzieć, żeby się wyprowadził, bo żadna normalna kobieta by sobie nie pozwoliła na takie epitety. Za każdym razem miałam nadzieję, że coś się zmieni... Teraz może rzadziej wychodzi z kolegami, bo dłużej pracuje i po prostu nie ma to czasu. Ale zdarza mu się, a ja nie będę siedzieć cicho kiedy wróci pijany, bo nie odpowiada mi to i chcę, żeby o tym wiedział. Ostatnio też powiedział mi, że wiedziałam, jaki jest i że pewnie chce się rozwieść, bo ciągle od niedawna o tym mówię. Więc mu powiedziałam, że wolałabym tego nie robić, ale jakoś trzeba tę sytuacje rozwiązać, bo sam widzi co się dzieje. Na koniec rozmowy usłyszałam, że przeze mnie dziecko nie może się wyspać, bo jak wraca z pracy to córka nie daje mu spokoju, a ja ciągle coś mówię i że nauczyłam ją "dziadostwa" i spania z nami w łóżku. Ale on nie wstawał po 5 razy w nocy do niej kiedy było trzeba. A i kiedy mam mówić, jak po całych dniach jest w pracy? Wierzę mu, że jest zmęczony i nie dziwię się, że może nie mieć na coś ochoty, ale jak idę w piątek na noc, czy w sobotę, to już mu zmęczenie mija. Córka się do niego garnie, bo rzadko go widzi, więc za nim tęskni. Jest za mała żeby zrozumieć, że tatuś jest zmęczony. Ja rozumiem, ale też mnie to męczy, bo i tak wielokrotnie czuję się jakbym była sama. Nie dodaję mu więcej obowiązków niż ma. Nie musi sprzątać, gotować, czy wynosić śmieci. Wszystko robię sama. Nawet w niedzielę na spacer idę z małą sama, bo jemu się nie chce. Boję się mu powiedzieć, że nie chcę z nim być bo jest mi go żal. Boje się, że zacznie pić i nawet o tych cholernych gołębiach myślę, co z nimi zrobi jak się wyprowadzi, ponieważ mieszka u mnie. Wyremontowaliśmy ten dom po moim wujku razem. Boję się reakcji teściowej. Boję się, że będę musiała go spłacać, albo nie wiem co jeszcze. Nie chciałabym rozstawać się z nim w nienawiści. Boję się, że on powie "Co, źle ci jest? Daję ci pieniądze, haruje jak wół po całych dniach a tobie źle". Nie mam wsparcia nawet u mamy. Wielu znajomych, czy koleżanki, które mam rozumieją mnie lepiej niż rodzina. Wiele razy widzieli jak się zachowuje mój mąż. Nie potrafię tak żyć, chodzę smutna, nic mnie nie cieszy prócz dziecka. Cały czas myślę co mam zrobić, czy ciągnąć to dalej i być nieszczęśliwą, udawać, że wszystko w porządku, tylko po to, żeby inni byli zadowoleni? Ja wiem, że po rozwodzie jest trudno, jest mniej pieniędzy przede wszystkim. Ale jeśli będę myśleć o tych wszystkich rzeczach to będę w tym tkwić i będę nieszczęśliwa. Nie chce zdradzić męża z innym mężczyzną, bo chciałabym być uczciwa w stosunku do niego. A może to ze mną jest coś nie tak? Może to powinno tak być? Nie chcę być nerwowa, bo boję się, żeby później ewentualnie w sądzie nie obrócił ktoś tego przeciw mnie. Nie chcę też skrzywdzić męża, ale przeważnie rozwód i krzywdzenie idą ze sobą w parze. To nie jest tak, jak myśli moja babcia czy ciocia, że koleżanki mnie namawiają, ale one nie żyją ze mną, nie przebywają ze mną 24 godz na dobę, nie wiedza co czuję, że jest mi źle. Chociaż często o tym mówię, często widza jak płaczę. Mówią "nie kłóć się z nim przeproście się", ale za co ja mam go przepraszać? „Powinnaś o niego zadbać, bo tak schudł, po całych dniach go nie ma” - no właśnie jak, skoro po całych dniach go nie ma, a jak wraca to już w drzwiach widać, że jest zmęczony i od razu to zaznacza? "Powinnaś iść z nim do lekarza" - mówią - ale skoro nie chce? Wiele razy go prosiłam, żeby zrobił badania. Ale twierdzi, że będzie zdrowy dokąd nie pójdzie, bo zaraz mu coś wynajdą. A co on jest małym chłopcem, którego można wsadzić do auta w fotelik i zawieźć? Przecież jest dorosły, ma 33 lata. Już mu powiedziałam, że skoro nie myśli ani o sobie ani o mnie to niech chociaż o dziecku pomyśli. Uważam, że jestem raczej mądrą i zaradną osobą, mam własne zdanie i gdyby było mi dobrze to bez powodu nie chciałabym tego robić. To nie jest tak, że nagle mi się odwidziało, to trwało od końcówki ciąży do teraz i kiedyś musiało wybuchnąć. Myślę, że jest to spowodowane tym, że nie przebywamy ze sobą, że mąż wiele razy ubliżał mi bez powodu, a na drugi dzień chodził i się przymilał i uśmieszki - i co ja, mam być niby zadowolona i usatysfakcjonowana, że wrócił? I że przecież on mnie kocha i przeprasza, a za jakiś czas to samo? Spokój, spokój i nie wiadomo kiedy mu co do głowy strzeli. Ale mówienie do żony „ty kur...” czy co innego, nawet w nerwach - to chyba nie wypada. Raz było lepiej raz gorzej. Ale ja go już nie kocham. Lubie go, jest ojcem mojego wspaniałego dziecka. Czasem wolałabym, żeby cały czas było źle, żeby mi naubliżał i nawet uderzył, bo wtedy miałabym pretekst, żeby mu powiedzieć, żeby coś się stało, cokolwiek. Mój mąż zawsze tłumaczy wszystko nerwami. Ubliżył mi, bo ma nerwy, bo nie uprawiamy seksu, kłócimy się też z tego powodu. Ale to nie jest tak. Mój ojciec był wspaniały i dla mnie i dla mamy. Zawsze jej pomagał, zawsze można było na niego liczyć. W ogóle nie przeklinał nie wspominając już o obraźliwym słowie w strony mamy, czy mojej i brata. Dlatego tak mi przykro, że moja własna matka nie potrafi mnie zrozumieć, bo powinnam myśleć o sobie i dziecku. Chyba właśnie to robię, skoro sobie na to wszystko pozwalam. Nie wiem czy dla dziecka to lepsze, kiedy będzie większa, to będzie zauważać, że nie rozmawiamy, że jest jakieś dziwne napięcie i nerwy, że się kłócimy. Jak mam wytłumaczyć mężowi i całemu światu, że lepiej będzie dla wszystkich jeśli się rozstaniemy? W moim przypadku nic się nie zmieni, mój mąż jest uparty, o żadnej terapii nie ma mowy, bo nie chodzi nawet do lekarza rodzinnego. Powiedział, że to ja powinnam się leczyć na nerwy. Ale przecież ja nie mam ich bez powodu. Nie zacznę nagle go kochać jak kiedyś. Kiedy wychodziłam za mąż, miałam nadzieję, że zawsze będziemy razem, pewnie jak każdy kto bierze ślub. Po prostu nie chcę z nim już być. Proszę o pomoc, jak mam to zrobić, jak mu powiedzieć, jak się uwolnić? Nie chcę tak dalej żyć... Z poważaniem, Małgorzata KOBIETA, 29 LAT ponad rok temu
Długo myślałem, co powiedzieć mamie, żeby nie palić mostów na przyszłość, bo co, jeśli tacie nie wyjdzie w nowym związku i zechce za jakiś czas wrócić? Lepiej, żeby żona nie była na niego cięta, wiem, że to wiele ułatwia. Powiedziałem mamie, że sprawa jest w toku, tata nie jest jeszcze gotowy do powrotu, musi przemyśleć
fot. Adobe Stock Brat i siostra przyjechali na pogrzeb mamy, ale na cmentarzu do mnie nie podeszli. Stałam samotnie, wsłuchując się w monotonny głos księdza, chociaż tak naprawdę nie docierało do mnie ani jedno słowo z tego, co mówił. Patrzyłam kątem oka na Adę i Mateusza, którzy stali po drugiej stronie grobu – tak blisko siebie, że jedno z nich opierało się na drugim. Wyraźnie się podtrzymywali na ciele i na duchu w tej ciężkiej chwili dla każdego dziecka. Co z tego, że już od dawna dorosłego. Dopiero kiedy umiera rodzic, człowiek tak naprawdę zdaje sobie sprawę, że oto właśnie na dobre skończyło się jego dzieciństwo. Oni się wspierali, a ja – najmłodsza z rodzeństwa – byłam jak zwykle wykluczona. Na uboczu. Żadne z nich nawet nie podeszło do mnie przed pogrzebem, żeby dodać mi otuchy, chociażby dobrym słowem. A co dopiero mówić o przytuleniu. Usiedli obok mnie w kościelnej ławce, to prawda, bo inaczej ludzie by gadali, że rodzina Marczakowej jest z jakiegoś powodu podzielona. A tego na pewno żadne z nas nie chciało. No i zwyczajem jest, że rodzina zmarłej siedzi w pierwszej ławce po prawej stronie ołtarza. Lewa została zajęta przez dalszych krewnych, kolejne przez znajomych i sąsiadów. Mama była dość lubiana w naszym miasteczku, w końcu przez lata prowadziła swój sklep, w którym na plotki często zbierały się okoliczne kumoszki. Nic dziwnego, że na jej pogrzebie zjawiło się sporo ludzi. Na pewno nie uszło ich uwadze, że Ada i Mateusz stoją z dala ode mnie, ale być może wyjaśnili to sobie tym, że są bardziej zaprzyjaźnieni, bo przecież oboje wyprowadzili się do wojewódzkiego miasta, podczas gdy ja zostałam na rodzinnych śmieciach. Oni założyli rodziny, mieli dzieci, a ja byłam starą panną. Taka prawda. Nie mówiono o mnie w ten sposób głośno tylko przez grzeczność. Podkreślano, że zajęłam się schorowaną matką. Nie miałam innego wyjścia. Zawsze byłam ukochaną córeczką mamusi, odkąd pamiętam. Nie mam pojęcia, czym sobie na to zasłużyłam. Mama już taka była, że musiała coś wyróżniać. „Lubię ciasta, ale najbardziej szarlotkę”. „Kocham kolor niebieski, ale tylko w odcieniu włoskiego nieba”. Nic więc dziwnego, że pewnego dnia usłyszeliśmy z moim rodzeństwem: „Kocham was wszystkich jednakowo, ale Ewa jest mi szczególnie bliska”. Poczułam się wtedy wyróżniona. Puchłam z dumy. Bo mama wprawdzie kochała nas jednakowo, ale mnie jakoś bardziej. Nie czułam że to jest zwyczajna pułapka, którą nastawiła na mnie moja mama – nie wiem, czy specjalnie, czy bezwiednie. Bo od tamtego dnia nic już nie było takie samo. Starsze rodzeństwo nagle zaczęło się ode mnie odsuwać. Początkowo niezauważalnie, potem coraz bardziej, aż trudno było ukryć to, że Ada i Mateusz mają swoje sprawy, a ja nie jestem w nie wtajemniczana. Jako dziecko nie bardzo się tym przejmowałam, miałam przecież mamę. To z nią spędzałam mnóstwo czasu, była moją najlepszą przyjaciółką. Dzięki temu nie potrzebowałam ani rodzeństwa, ani koleżanek. To z mamą chodziłam na zakupy, jej zwierzałam się ze wszystkich sekretów. Rozmawiała ze mną jak z osobą dorosłą, radziła się mnie w wielu sprawach, więc czułam się wyjątkowa. Nie wiem, kiedy odkryłam, że przez to wyróżnienie zostałam praktycznie sama. Moje rodzeństwo miało siebie nawzajem, a także wielu przyjaciół. Ja nie znałam nikogo na naszym podwórku, bo prawie nie wychodziłam na nie. Wolałam z mamą piec ciasto i sprzątać mieszkanie. A co gorsza, Ada i Mateusz byli do mnie nastawieni wrogo. Czy powinnam się temu dziwić? Przecież w dzieciństwie mama potrafiła dać mi w tajemnicy przed nimi czekoladę. Kiedy to odkryli, usłyszałam, żebym się nią udławiła. Za takie właśnie rzeczy zaczęli mnie nienawidzić i nie przestali nawet teraz, gdy wszyscy byliśmy dorośli. To ja opiekowałam się mamą, gdy podupadła na zdrowiu, któż by inny. Zrobiłam to kosztem swojego życia prywatnego, bo moja mama zadbała już o to, aby żaden mężczyzna nie zagrzał u mojego boku zbyt długo. Żaden nie był dość dobry dla „jej księżniczki”, a ja, durna, się temu poddałam. I co z tego miałam teraz? Samotność i poczucie przegranej. A wkrótce miałam także prawdopodobnie stracić dach nad głową. Nie twierdzę, że moja mama powinna wydziedziczyć moje rodzeństwo. Ale na Boga, chyba za to, że się nią przez tyle lat opiekowałam, należało mi się przynajmniej mieszkanie, w którym spędziłam całe życie! Mówiła przecież, że mi je zapisze. A tymczasem w testamencie zapisała je nam wszystkim. Po równo. W ten sposób po raz ostatni wyprowadziła mnie w pole, choć niby byłam jej ukochaną córeczką. Zagrała mi na nosie i skazała mnie na błąkanie się do końca życia po wynajmowanych pokojach, bo na nic więcej mnie nie będzie stać z moją skromną pensją. Nie zrobiłam zawodowej kariery, jak siostra i brat. I nie sądzę, aby moje rodzeństwo odpuściło sobie swoje części spadku w imię mojego dobra. Wiem, że ich nie obchodzę. Dlatego, chociaż jedna trzecia mieszkania w takiej dziurze, jak nasza mieścina, to dla nich żadne pieniądze – oboje mają dużo większe mieszkania w mieście i dobre samochody – to nie odpuszczą. Bo niby dlaczego mieliby odpuścić? Przecież dla nich jestem tą siostrą, która przez lata była hołubiona i dostawała wszystko. Teraz będą mieli satysfakcję, że zostałam z niczym. Więcej prawdziwych historii:„Zostawiłem dla niej żonę i córkę. Żałuję. Trzy tygodnie później powiedziała mi, że to jednak nie to”„Zerwałam zaręczyny dla prawdziwej miłości. Problem w tym, że ta miłość wcale nie chciała się wiązać…”„To dla mnie ostatni moment, by zajść w ciążę. Mój ukochany się opiera, bo… nie jest pewny, czy woli kobiety”
fot. Adobe Stock, motortion Filipa poznałem, kiedy miał piętnaście lat. Za dużo, by nazywał mnie tatą, za mało, żebyśmy mogli zostać przyjaciółmi. Chłopak przez całe życie był tylko z matką, więc nawet mu się nie dziwiłem, że traktował mnie jak naturalnego rywala. – Z czasem zbudujecie więź – mówiła Edyta i widziałem, jak wielką ma na to nadzieję. Próbowałem chyba wszystkiego. Raz zabrałem młodego na ryby. – Długo tu będziemy? – zapytał już po pięciu minutach. – A co? Nie podoba ci się? – zapytałem. – Zobacz, jakie mamy widoki! A jak ryby zaczną brać, to od razu poczujesz emocje! Niestety, ryby chyba to usłyszały, bo jak na złość nic nam się nie udało złapać przez dwie godziny. – Tomek, możemy już iść? – Filip spojrzał na mnie błagalnie. – Wiem, że to mama ci kazała mnie tu zabrać. Martwi się, że nie mamy o czym rozmawiać. Ale wiesz, możemy jej powiedzieć, że przesiedzieliśmy tu cały dzień i ciągle gadaliśmy, a tak naprawdę podrzucisz mnie do Sławka, a sam też pójdziesz gdzieś, gdzie lubisz. Co ty na to? Odpowiedziałem, że nie zamierzam oszukiwać jego matki, ale po kolejnym kwadransie doszedłem do wniosku, że pomysł chłopaka nie jest taki głupi. – Dobra – zgodziłem się. – Ale najpierw ustalimy, o czym rozmawialiśmy. Proponuję tematy: szkoła, dziewczyny, koledzy. No to jedziemy: jak ci się układa w nowej szkole? Wiedzieliśmy, o co zapyta Filip był rozsądny i wiedział, że jego mama będzie wypytywać o szczegóły wyprawy. Uzgodniliśmy więc alibi i przebieg rozmowy. Dowiedziałem się, że nauczycielka od matematyki to straszna kosa, ale za to pan od geografii to luzak, a na wuefie chłopcy trenują głównie koszykówkę i Filip ma niezłe wyniki. – Jak mamy mecze z innymi szkołami, jestem kapitanem – pochwalił się, a ja kiwnąłem z uznaniem głową, notując to w pamięci, by popisać się tą wiedzą przed Edytą. – Dobra, to mamy z głowy. A jak z dziewczynami? Podoba ci się jakaś? Okazało się, że owszem. Filip miał oko na jedną taką Karinę, ale ona wolała kujona, który wygrał olimpiadę z fizyki. Młody poprosił mnie o radę, jak do niej zagadać. – Lubi mądrych facetów – zadumałem się. – A ty jesteś typem sportowca, tak? No nie ma rady, stary, musisz przeczytać jakąś dobrą książkę, a potem jakoś tak zahaczyć o ten temat przy niej, ale nie bezpośrednio do niej, żeby zarzucić przynętę. Dokładnie jak my to tu teraz robimy. Niestety, metafora była trochę chybiona, po nasze przynęty nie zwabiły ani jednej ryby. Ale Filip zrozumiał, o co mi chodziło, i zapytał, jaką książkę powinien wybrać, żeby zainteresować tę dziewczynę. Podsunąłem mu „Pachnidło”, bo widziałem, że Edyta to czytała i była zachwycona. Wywiad na temat kolegów poszedł nam jak po maśle. Filip miał trzech dobrych kumpli, chociaż co do jednego nie był pewien, bo ten Stefan „zarywał” do dziewczyny, z którą mój pasierb się trochę spotykał. – Myślisz, że to okej, Tomek? – zapytał. – Nie powinno być tak, że była dziewczyna kumpla jest „radioaktywna”? No wiesz, że nie można już jej podrywać? Widziałem w jednym serialu, że tak powinno być, to jest solidarność między facetami. Ha! Kojarzyłem ten serial. Też go oglądałem i pamiętam tamtą kwestię jednego z bohaterów. – A gadałeś z nim o tym? – spytałem. – Mówiłeś, że ci to przeszkadza? – W sumie nie, ale chyba z nim pogadam. Stefan w ogóle jest spoko gość i głupio byłoby tak przestać się kumplować przez dziewczynę, co nie? W końcu uporaliśmy się z wszystkimi tematami, ustaliliśmy, co powiemy o rybach, i odwiozłem młodego do jego przyjaciela, a sam pojechałem do kina. Po filmie i steku, na którego wstąpiłem, zabrałem młodego z domu kolegi i wróciliśmy już razem. Edyta była tak zachwycona naszym wspólnym dniem, że nie zorientowała się, że trochę ją czarowaliśmy. Innym razem wymyśliła, że powinniśmy jechać razem na mecz. Załatwiła skądś bilety i nawet kupiła identyczne koszulki kibica. Nie miało dla niej znaczenia, że ja średnio się interesuję piłką nożną, a Filip uważał koszykówkę za jedyny prawdziwy sport. – Dobra, zrobimy tak – powiedziałem już w samochodzie. – Nie będziemy stać w cholernej kolejce do wejścia, a potem do wyjścia tylko po to, żeby obejrzeć, jak grają. Zrobimy to w barze sportowym. Mają tam świetne żarcie i możesz zaprosić kumpli, ja stawiam! Filipowi idea się spodobała. Siedliśmy sobie wygodnie w barze z wielkim telewizorem, na którym świetnie widać było transmitowany mecz, zamówiliśmy górę frytek, pyszne hamburgery, do tego ja piwko, a on colę. Potem przyszedł ten Stefan i jeszcze jeden dzieciak. Im też postawiłem meczowe zestawy. Muszę przyznać, że to był przyjemny sposób spędzania czasu. Lubię dobre jedzenie i swobodną atmosferę, miło mi się też obserwowało pasierba, który komentował grę, śmiał się z nimi i przekomarzał. Widziałem, że chłopak jest towarzyski i lubiany. Nawet jeśli nie miał więzi ze mną, to wyraźnie potrafił nawiązywać kontakty z rówieśnikami. W domu opowiedzieliśmy Edycie, jak to nasza drużyna wygrała trzy do dwóch w doliczonym czasie. Chyba była zadowolona. – Chyba się coraz lepiej dogadujecie – szepnęła, kiedy młody wstał po kolacji od stołu. – Wiem, że nigdy nie zastąpisz mu ojca, ale po prostu czasem myślę, co by się stało, gdyby mnie zabrakło. Zostalibyście tylko we dwóch… – Co to za tematy? – fuknąłem na nią. – Zaraz… – nagle się wystraszyłem. – Co jest? Byłaś u lekarza? Coś nie tak? – Nie, nie! – roześmiała się. – Nie jestem chora, tylko po prostu czasem myślę o przyszłości. Dlatego doceniam to, co robisz dla Filipa. To, że zabierasz go na ryby i mecze, żeby trochę z nim pobyć. To dla mnie ważne. Dziękuję, Tomuś. Nakryła nas na kłamstwie Zrobiło mi się głupio, i to do tego stopnia, że kiedy żony nie było, zapukałem do pokoju młodego. – Musimy znowu gdzieś razem jechać – oznajmiłem. – Dla mamy. Nie nalega, ale widzę, że to by jej sprawiło przyjemność. – Dobra, co knujemy tym razem? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem Filip. Ustaliliśmy, że niby pójdziemy na gokarty. To taka męska rzecz, no nie? Ściganie się po torze małymi samochodzikami i ryzykowanie urazów z czystej głupoty… No ale cóż, czego się nie robi dla kobiety, którą się kocha? Którą obaj kochaliśmy? – Dobra, tak wyglądają gokarty – oznajmiłem, przywożąc go na miejsce. – Chodź, zrobimy sobie zdjęcia w kaskach przy torze, bo mama ostatnio narzekała, że nie mamy ani jednego zdjęcia ze stadionu. A potem możemy stąd spadać. Ja zajrzę do sklepu budowlanego, a ciebie gdzie podrzucić? Chciał jechać do nowej dziewczyny. W samochodzie dużo o niej opowiadał. To nie była ta, która mu się podobała wcześniej, ale jakaś nowa w klasie. Dałem mu parę rad, życzyłem powodzenia i wysadziłem pod domem wybranki. Nie przewidzieliśmy tylko jednego: że Edyta zechce zrobić nam niespodziankę i dołączyć do nas na gokartach. Wpadliśmy obaj, najpierw Filip, potem ja. Do obu z nas zadzwoniła i zapytała, co robimy, a my, zgodnie z planem, odpowiedzieliśmy, że jak to co? Ścigamy się po torze! Gdy wróciliśmy do domu, była wściekła. – Od dawna mnie okłamujecie? Co wy sobie wyobrażacie?! Byłam tam, a wy nie! Z meczem też tak było? I z rybami? No?! Odpowiadaj matce, Filip! Oczywiście młody pękł i sprawa się wydała. Edyta była zdruzgotana, a my nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Obraziła się. Resztę wieczoru spędziłem w pokoju młodego, żeby się na nią czasem nie natknąć. Następnego dnia Filip kupił kwiaty, a ja kolczyki na przeprosiny. Edyta spojrzała na nas surowo. – Oszukując mnie, zachowaliście się niewybaczalnie – zagrzmiała. – Ale przemyślałam sprawę i powiem tyle: zależało mi, żebyście robili coś razem, i w sumie cieszy mnie, że coś takiego robiliście. Nawet jeśli było to knucie planów, jak mnie wyprowadzić w pole – tu obaj zrobiliśmy miny skarconych dzieci. – Od dzisiaj jednak koniec z kłamstwami. Nie będę naciskać, żebyście gdzieś szli razem. Jak dla mnie to wy dwaj już zbudowaliście więź, i to chyba solidniejszą, niż sobie wyobrażałam. Czytaj także:„Ta żmija dostała awans, bo podlizywała się szefowi. Teraz nie radzi sobie z nowymi obowiązkami, a winę zrzuca na nas”„Przyznałem się żonie do zdrady, a ona kopnęła mnie w tyłek. Pocieszenie znalazłem ramionach jej najlepszej przyjaciółki”„Moja przyjaciółka zmieniła się w snobkę. Kpiła z biednych ludzi i pracy na kasie, a sama dorobiła się na plecach rodziców”
21 votes, 29 comments. TL;DR Wsiadając do autobusu zapomniałam z przystanku torby z ważnymi pierdołami i boję się powiedzieć mamie Stało się, nie…
Jaką wymówkę, żeby wyjść z domu? Rodzice dali mi kare na wychodzenie, po tym jak się dowiedzieli, że zamiast nocować u koleżanki byłam na imprezie. Za trzy dni jest kolejna impreza i bardzo chciałabym na nią pójść, bo będą tam wszyscy moi znajomi, ale rodzice mnie nie puszczą. Wymówka z nocowaniem u koleżanki odpada. Co im
Zobacz 1 odpowiedź na pytanie: Jak wyjść z tej sytuacji, żeby nie powiedzieć od kogo wiem pewną informację ?
Alina Gutek. 17 maja 2022. Efekty krzyczenia na dziecko zawsze są negatywne. Dzieci cierpią, tracą poczucie bezpieczeństwa, nie wiedzą, czego mogą spodziewać się po rodzicach. (Fot. iStock) Krzyczenie na dziecko niczego nie załatwia, nie jest ani wspierające, ani empatyczne. Dużo mówi natomiast o nas jako o rodzicach – uważa.