Zasada środowiska pracy opartego na szacunku Podstawowe deklaracje: Każdy ma prawo do tego, aby w środowisku pracy 3M traktowano go z szacunkiem. Pełne szacunku środowisko pracy jest wolne od bezprawnej dyskryminacji i molestowania, ale obejmuje także coś więcej niż zgodność z prawem. Jest to środowisko pracy wolne od
Czy PiS będzie dalej bez przeszkód umacniał autorytarne rządy? 42 proc. Dudy musiało Kaczyńskiego rozczarować, zwłaszcza, że nie ma skąd brać głosów w II turze. 30 proc. Trzaskowskiego otwiera mu drogę do prezydentury, ale II tura będzie zawziętą bitwą. Hołownia pokazał klasę AKTUALIZACJA GODZ. 01:42. Ipsos podał wyniki badania late poll – jego wyniki to miks badań sondażowych przed komisjami wyborczymi i oficjalnych wyników z 50 proc. komisji wyborczych wytypowanych do badania. Zmiany są bardzo niewielkie. Andrzej Duda zyskał 0,7 pkt proc., Rafał Trzaskowski stracił 0,1 pkt. proc., Szymon Hołownia zyskał 0,2 pkt proc., Krzysztof Bosak stracił 0,3 pkt. proc., Robert Biedroń 0,4 pkt. proc., Władysław Kosiniak-Kamysz 0,1 pkt proc. Wyniki przedstawiają się następująco: Andrzej Duda – 42,5 proc, Rafał Trzaskowski – 30,3, Szymon Hołownia – 13,5 proc., Krzysztof Bosak – 7,1 proc., Robert Biedroń – 2,5 proc., Władysław Kosiniak-Kamysz – 2,5 proc. Teraz czekamy jeszcze na wynik drugiego badania late poll, który będzie stworzony na podstawie oficjalnych wyników ze 100 proc. komisji wyborczych wytypowanych do badania. Po nerwowym dniu zmieniających się nastrojów i sprzecznych informacji, jakie pojawiały się dziennikarskiej giełdzie, tuż po 21 trzy stacje telewizyjne (w tym TVP, propagandowa tuba PiS) podały wyniki exit poll, czyli sondażu wśród około 50 tys. osób wychodzących z 500 wylosowanych do badania lokali wyborczych. Nie poznaliśmy odpowiedzi na pytanie, w jaką stronę pójdzie Polska: czy w kierunku zaostrzania kontroli przez populistyczno-autorytarne rządy PiS, czy w stronę trudnego powrotu do wartości demokratycznych? Co przeważy: chęć kontynuacji „dobrej zmiany” popierana mocniej przez „klasę ludową” i ludzi starszych czy pragnienie odwrócenia węgierskiej ścieżki Jarosława Kaczyńskiego, której „mają dość” mieszkańcy większych miast, ludzie młodsi, lepiej wykształceni i zamożniejsi oraz Polki bardziej niż Polacy. Odpowiedź przyniesie II tura, w której szanse – jak wynika z naszej analizy – są idealnie wyrównane. Epidemia zmieniła wyborcze nawyki Do połowy dnia zanosiło się na porażkę PiS i sukces opozycji. Dane o frekwencji z godz. 12 wskazywały na ogromną mobilizację „elektoratu liberalnego”, które znacznie tłumniej niż w wyborach do Sejmu 2019 poszedł głosować w pierwszej połowie dnia. Po południu okazało się, że mobilizacja w obu obozach się wyrównała. Oznacza to, że zwolennicy opozycji zmienili wzorzec głosowania: w poprzednich wyborach odkładali je na ostatnią chwilę, teraz poszli od rana. Mogło to wynikać z obaw związanych z epidemią, a także z groźbą manipulacji przy urnach (np. zamknięciem lokali o 21:00 pomimo stojącej na zewnątrz kolejki). W efekcie frekwencja jest wysoka, według Ipsos 62,9 proc, według szacunków nawet 64 proc. Nie padnie pewnie rekord (64,8 proc. w I turze Kwaśniewski kontra Wałęsa), ale będzie blisko. To dowód na to, jak ostry jest konflikt polityczny i jak dojrzewamy jako społeczeństwo obywatelskie. W porównaniu z ostatnim przedwyborczym sondażem firmy Ipsos dla z 22-23 czerwca wynik Andrzeja Dudy nie jest zaskoczeniem (wśród osób zdecydowanych miał 42-43 proc.). Rafał Trzaskowski wypadł w realnych wyborach nieco lepiej (miał 28-29 proc.)*. Zobacz ten sondaż Ipsos z 22-23 czerwca *W sondażu Ipsos 5 proc. wyborców było niezdecydowanych, co zaniżało poparcie dla wszystkich kandydatów. Przeliczenia dają: 42,5 proc. Dudzie, 29 proc. Trzaskowskiemu, 11 proc. Hołowni, 8 proc. Bosakowi, Kosiniak-Kamysz i Biedroń – bez zmian. Należy jednak pamiętać, co podkreślał w rozmowie z dyr. Paweł Predko odpowiedzialny na sondaż wyborczy Ipsos, że błąd pomiaru w exit poll sięga 2 pkt proc. Oznacza to, że przewaga 12 pkt proc. Dudy nad Trzaskowskim waha się między 8 a 16 pkt. proc., a to ogromna różnica. Innymi słowy wynik może być zarówno 40 do 32 proc., jak 44 do 28 proc. Dopiero tzw. late poll, czyli prognoza oparta w połowie na sondażu, a w połowie na wynikach podanych przez obwodowe komisje wyborcze, będzie bardzo bliskie ostatecznym wynikom, błąd nie powinien przekroczyć 0,5 proc. Poznamy ją pewnie po północy, większość widzów pójdzie spać z exit poll w głowie. O 3-4 nad ranem Ipsos poda ostateczną prognozę, praktycznie bezbłędną. Wyniki, które podał Ipsos nie są wiernym odwzorowaniem odpowiedzi ankietowanych. Badacze musieli jakoś rozdzielić głosy osób, które odmówiły wypełnienia ankiety. W wyborach 2019 Ipsos utrafił bo trafnie przypisał odmowy przede wszystkim wyborcom PiS. Zobaczymy, czy uda się i tym razem, bo zapewne także wyborcy Dudy – osoby bardziej podejrzliwe wobec obcych mediów – odmawiały ankieterom. Mocnym akcentem skończył swą prezydencką przygodę Szymon Hołownia, który wyszarpał dla siebie – bez pomocy partyjnych struktur – aż 13 proc. poparcia. Zadecydował talent medialny i dobre przygotowanie merytoryczne oraz energia rzeszy entuzjastów, którzy uwierzyli, że można wyrwać politykę z duopolu PiS – PO(KO). Hołownia w wywiadzie dla zapowiadał polityczny ciąg dalszy. Kto wygra II turę? Duda bez rezerw, Trzaskowski ma spore szanse, ale idą na remis Pierwsza tura była nerwowa, ale okazała się tylko przygrywką do decydującego starcia 12 lipca 2020. Jak mówił jeden z głównych doradców Trzaskowskiego, „jeśli będziemy mieli 26 czy 27 proc., to nie mamy szans. Musi pojawić się trójka z przodu”. Niekoniecznie miał rację, Trzaskowski może liczyć na żelazny elektorat anty-PiS. W sondażu Ipsos dla z końca kwietnia 2020 aż 39 proc. badanych zadeklarowało, że jeśli obecny prezydent przejdzie do II tury, to będą głosowali „na innego kandydata, ktokolwiek to będzie”, co oznacza, że taki jest potencjał głosów „byle nie Duda”. W ostatnim przed wyborami sondażu sprawdzaliśmy możliwe przepływy elektoratów z I do II tury. Sprawdzaliśmy wariant Dudy z Hołownią (przegrywał 44 do 49 proc.) i Dudy z Trzaskowskim (przegrywał niemal tak samo: 43 do 47 proc.). W tamtym sondażu okazało się, że Duda może liczyć na dodatkowe głosy: 24 proc. wyborców Bosaka z I tury,17 proc. Kosiniaka-Kamysza,5 proc. Hołowni i3 proc. Biedronia. Patrząc z tej perspektywy na dzisiejsze wyniki podane przez Ipsos, Duda może uzbierać w elektoratach rywali łącznie tylko 3-4 dodatkowe punkty proc., co stanowi niezwykle surową recenzję rządów PiS i jego prezydentury. Jego potencjalny wynik w II turze to zatem 45-46 proc. Trzaskowski może liczyć na głosy: 33 proc. głosów Bosaka z I tury (to sensacyjny wynik, który potwierdzał się także w innych sondażach),58 proc. Kosiniaka-Kamysza,77 proc. Hołowni i93 proc. Biedronia. To oznacza, że w II turze może Trzaskowskiego dodatkowo poprzeć 16 proc. wyborców, co oznaczałoby łączny wynik na poziomie 46 proc. Suma tych dwóch wirtualnych wyników jest mniejsza niż 100 proc., bo część wyborców deklaruje, że w takiej II turze nie weźmie udziału lub jeszcze się waha: tak odpowiada aż 43 proc. wyborców Bosaka, 25 proc. Kosiniak-Kamysza, 11 proc. Hołowni. Prezydentura w Polsce rozstrzygnie się zatem w II turze, która będzie niesłychanie wyrównana. Pytanie, na ile uda się Dudzie przekonać wahających się wyborców Konfederacji a Trzaskowskiemu porwać elektorat Hołowni i Kosiniaka-Kamysza. Nie bez znaczenia będą deklaracje przegranych kandydatów. Równie ważne będzie utrzymanie mobilizacji dotychczasowych elektoratów, a także ściągnięcie na wybory dodatkowych wyborców. W 2015 roku w drugiej turze głosowało aż o 2 mln 94 tys. 235 wyborców więcej niż w pierwszej i to ich głosy ostatecznie pogrążyły Komorowskiego. W sondażu 22 proc. wyborców Trzaskowskiego dopuszczało zmianę wyboru w II turze z Dudą, wyborcy Dudy byli bardziej niezłomni, ale i wśród nich 14 proc. mówiło, że nie są na 100 proc. pewni. I jedni, i drudzy najczęściej wskazywali na debatę telewizyjną jako czynnik, który może zdecydować o porzuceniu swego kandydata, nieco rzadziej na przebieg kampanii. To bezpośrednia debata może zdecydować. Trzaskowski musi w niej jednocześnie mobilizować anty-PiS i zarysować wizję zmiany w Polsce, ale tak, by nie odstraszyć konserwatywnych wyborców PSL-Kukiz 15 oraz Konfederacji. Trudne do połączenia. To pierwsze może być mniej istotne, bo cały aparat polityczno-propagandowy PiS na czele z TVP Kurskiego – ruszy do jeszcze bardziej demagogicznego i hejterskiego ataku. A to zmobilizuje tych, którzy „mają dość”. Trzaskowski: Ja jestem kandydatem zmiany Tuż po ogłoszeniu wyników Rafał Trzaskowski wygłosił najlepsze przemówienie w swej karierze. Podkreślił, że 58 proc. Polaków i Polek jest za zmianą w Polsce i zadeklarował, że chce ich reprezentować. Rysował podziały na tych, którzy mówią, że coś Polakom dali i chcą się uwłaszczyć na państwie, na tych, którzy dokonują manipulacji i tych, którzy chcą prawdy. Tymi którzy naruszają prawa kobiet io tych, którzy chcą ich bronić. Czy wybierzemy polityków, którzy mówią że obywatele są dla władzy, a tymi, którzy mówią, że władza jest dla obywateli – pytał Trzaskowski. Czy to ma być Polska otwarta czy Polska, która szuka wroga – pytał retorycznie Trzaskowski. Uspokajał wyborców PiS (500 plus i wiek emerytalny – nie zostaną wycofane), chwalił Szymona Hołownię za hart ducha. „Andrzej Duda, pierwsza tura?” No cóż, nie udało się Prezydent Duda do końca walczył o mobilizację swoich zwolenników. Na jego wiecach podstawowe hasło brzmiało „Andrzej Duda, pierwsza tura!”. Ale skandowanie na niewiele się zdało. To, że wygranej Dudy w pierwszej turze nie ma, nie jest wielką niespodzianką, sondaże przed wyborami praktycznie nie dawały mu na to szans. Ale fakt, że prezydent w zasadzie nie przekroczył poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych, to jednak spore zaskoczenie i porażka kampanii Dudy. Wynik w okolicach 46-47 proc. dałby głowie państwa psychologiczną przewagę przed II turą, a ostateczne zwycięstwo miałby na wyciągnięcie ręki. Nic z tego się nie zdarzyło. Mimo bezprecedensowej nawałnicy propagandowej mediów narodowych (aż do karykaturalnej przesady rodem z Korei Północnej) i uruchomieniu całego potencjału machiny partyjnej i rządowej (słynne wozy strażackie za frekwencję w małych gminach), PiS-owi nie udało się przebić szklanego sufitu dla swojego kandydata. Czy podczas dwóch tygodni, które dzielą nas od powtórnego głosowania, kurs i ton kampanii prezydenta oraz jego zaplecza się zmienią? Niewykluczone. Duda ma bowiem dwie ścieżki do ostatecznego zwycięstwa. Bardziej prawdopodobna jest mobilizacja wyborców Krzysztofa Bosaka i zmiana ich preferencji – jak pisaliśmy większość z nich chce głosować na Trzaskowskiego. Wtedy kurs kampanii będzie ostry, Duda będzie grał na konflikt. Mniej prawdopodobna jest druga droga: demobilizacja jak największej części elektoratu Szymona Hołowni. Wtedy propaganda obierze kurs na tonowanie nastrojów. Ale pierwsza reakcja Dudy po ogłoszeniu wyników (miłe gratulacje dla rywali, żadnych agresywnych tonów) wskazuje, że miękki ton nie jest wykluczony. Ale jego przemówienie było bezbarwne.. Kosiniak jak Biedroń. Nie dali rady Władysław Kosiniak-Kamysz wypadł – trzeba to powiedzieć – tak jak zwykle kandydat PSL. Ta partia zyskuje zwykle mocny wynik w wyborach samorządowych, słabszy w parlamentarnych i katastrofalny w prezydenckich. Kalinowski w 2005 roku, Pawlak w 2010 i Jakubiak w 2015 nie przekroczyli 2 proc. poparcia. Robert Biedroń z kolei, jest rozczarowaniem Lewicy. W 2005 roku Borowski miał 10,3 proc., w 2010 Napieralski 13,7 proc. i dopiero nieszczęsna Ogórek zaliczyła tylko 2,4 proc. W wyborach 2019 Lewica miała mocny trzeci wynik 12,6 proc., w czerwcowych sondażach Ipsos dla trzymał się 9-10 proc. Biedroń potrafił jako lider Wiosny wiosną 2018 zyskać poparcie nawet kilkunastu procent, ale zawirowania w karierze (wbrew zapowiedziom został jednak europosłem) i być może po prostu zmęczenie dwuletnią kampanią non stop sprawiły, że głos Lewicy zabrzmiał w tych wyborach cienko. Polaryzacja górą – 72 proc. na Dudę i Trzaskowskiego Jak widać poparcie dla dwóch głównych kandydatów do prezydentury – z KO (PO) i PiS – wyniosło łącznie 72 proc. To mniej niż w wyborach 2010 po katastrofie smoleńskiej, gdy Komorowski pokonał Jarosława Kaczyńskiego (41,5 do 36,4 proc.), ale więcej niż w pojedynku Lecha Kaczyńskiego z Tuskiem (w I turze – 33,1 do 36,3) oraz w starciu Dudy z Komorowskim z 2015 roku (34,8 do 33,8 proc.). Interesujące, że „duopol” wypada lepiej w wyborach prezydenckich niż parlamentarnych, tak jakby ta forma rywalizacji wyostrzała główny w Polsce podział. Piotr Pacewicz Naczelny Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Szacując wartość zamówienia należy skupić się na jego przedmiocie, a nie na postępowaniu o jego udzielenie. Co ważne, zamawiający nie może, w celu uniknięcia stosowania przepisów ustawy PZP, zaniżać wartości zamówienia lub konkursu, lub wybierać sposobu obliczania wartości zamówienia. Zamawiający nie może także dzielić

Tekst piosenki: Ref. Sto procent szacunku w waszym kierunku Sto procent szacunku Sto procent szacunku Raggamuffin style bracie, siostro dla ciebie Raggamuffin style rusza tutaj podziemie (x2) Ja kocham ten dźwięk i dobrze mi z tym Uwielbiam dobrych ludzi - nie będę się z tym krył Ja będę to robił do końca swych dni Ja będę to robił puki starczy mi sił !

Masterclass. 41-902. Lo Edukacja Bytom. Moniuszki. Centrum Edukacji Z Bytomia. Ulica Moniuszki. Grafik dostosowany do Twoich potrzeb, zajęcia w grupach do 5 osób, świetni nauczyciele (egzaminat.
Czy chcielibyście, aby afirmacje (lub aformacje), które stosujecie były skuteczne?Czy chcecie, aby wizualizacje, oprócz kilku miłych chwil, przynosiły także konkretne, pozytywne rezultaty?Czy pragniecie, by nareszcie coś w Waszym życiu drgnęło i ruszyło w upragnionym kierunku? Mam dla Was dobrą wiadomość! Można tego dokonać! Czy wielokrotnie próbowaliście, bez wyraźnych rezultatów, zastosować różne metody poprawy jakości Waszego życia? Czyż nie przeczytaliście kliku (lub wielu) książek i artykułów, opisujących różne cudowne (i gwarantowane) metody …, np.: - siedem sposobów na … - pięć kroków do … - trzy metody … - tajemnica … ? Ja też wiele tego przeczytałem i … nieco napisałem. Ze sterty komercyjnej (choć darmowej) sieczki, czasami udawało mi się nawet wyłowić coś bardzo wartościowego. Kupiłem też kilka niezłych książek i materiałów Audio/Video zza oceanu i subskrybowałem newsletter-y kilku znaczących postaci ze świata self-help. Te ostatnie spowodowały, że moja skrzynka mailowa tak szybko zapełniała się kolejnymi „rewelacyjnymi” ofertami, że nie byłem już w stanie oddzielać ziarna od plew. Musiałem wyłączyć większość subskrypcji. Nie twierdzę, że Ci wszyscy spece nie znają się na rzeczy. Jestem też przekonany o ich dobrych intencjach – chcą pomagać, lubią i potrafią to robić. Tyle, że – zgodnie z duchem epoki, która na szczęście powoli się kończy (wznosząc ku nam swój łabędzi śpiew) – za swoją wiedzę każą sobie słono płacić. Żeby wszystko było jasne, nie potępiam nikogo. Przy okazji zobaczyłem przynajmniej, jak fantastycznie współpracuje ze sobą spora grupa największych amerykańskich guru od osiągania sukcesów. Stosują skoordynowane (choć nie idealnie), zespołowe działania marketingowe, wymieniając się specjalnymi ofertami, a czasami wspólnie tworzą unikatowe materiały. Rodzimi naśladowcy, jeszcze nie nauczyli się takiej współpracy – każdy sobie rzepkę skrobie. Muszę niestety przyznać, że często „wartość estetyczna opakowania” bywała większa, niż merytoryczna wartość jego zawartości. Takie czasy. Spece od marketingu wznieśli się na wyżyny swojej „podstępnej” sztuki i potrafią wcisnąć większości ludzi dowolny produkt, niezależnie od jego wartości i przydatności. Pośród całej masy materiałów, które przeczytałem, obejrzałem i przesłuchałem, trafiły się bardzo cenne informacje i rady, które warto przemyśleć, stosować i upowszechniać. Po tym przydługim wstępie, przejdę wreszcie do meritum. Naukowcy szacują, że przez nasz mózg przebiega od 60 do 100 tysięcy myśli, każdego dnia! Niektórzy, twierdzą, że jest ich znacznie więcej. Załóżmy jednak, dla uproszczenia, że jest tych myśli 100 tysięcy. Każda z tych myśli wysyła do Wszechświata konkretny sygnał. Wypadkowa tych wszystkich sygnałów jest Tobie, droga Czytelniczko lub Czytelniku, odsyłana w postaci zmaterializowanego życia (zdarzeń, sukcesów, porażek, chorób, przyjaciół, miłości, nienawiści, podróży, przygód, pogody, pecha lub szczęścia, itd.). A teraz odpowiedz sobie szczerze na następujące pytanie: Czy uważasz, że jeśli pół procenta tych wszystkich myśli skierujesz (np. poprzez afirmacje, wizualizacje i inne techniki) w stronę tego, czego pragniesz, to możesz rzeczywiście to otrzymać? A jeśli skierujesz w stronę Twoich marzeń jeden procent Twoich codziennych myśli? Pomogę Ci: Marne są Twoje szanse, jeśli pozostałą część z tych stu tysięcy myśli, nadal stanowić będą rozmyślania o chorobach, strach przed biedą lub zdradą, rozpamiętywanie niespełnionej miłości i tysiące innych podobnych „trujących” błysków Twojego, puszczonego samopas intelektu. Dysponujesz ogromną mocą – mocą realizacji tego, o czym cały czas myślisz! Afirmacje, to nie tylko słowa, które wypowiadasz w chwili relaksacji. Pamiętaj, że afirmujesz całym życiem: każdą myślą, każdym działaniem i każdym uczuciem! Wszystko, co wysyłasz, zostaje Ci zwrócone w postaci Twojego życia. Co należy zrobić? To proste: zapanować nad swoimi rozbieganymi myślami, słowami i czynami. Jak to zrobić: 1. Nie oglądaj kolejnego odcinka durnego, tasiemcowego serialu, którego bohaterowie nie robią nic innego, jak tylko walczą z trudnościami, lub (co gorsza) snują intrygi. Zamiast tego idź na spacer i popatrz na Słońce lub gwiazdy, przeczytaj coś budującego lub obejrzyj komedię. 2. Nigdy się nie wściekaj i nie złorzecz komuś, kto zrobił Ci przykrość lub świństwo. Zamiast tego pomyśl o tym, że chciałbyś, aby drogi Twoje i tej osoby nigdy się już nie przecinały. Życz jemu/jej dojrzałości i mądrości. Nie mścij się! 3. Nie rozpamiętuj swoich błędów, ale ucz się na nich. Powiedz sobie: „nie muszę tego ponownie doświadczać, bo już wiem jak to jest; nigdy już tego nie zrobię, bo jestem teraz mądrzejszym i lepszym człowiekiem”. 4. Zamiast tracić czas na szkodliwe myśli, pomyśl trochę więcej o Twoich marzeniach. Wyobrażaj sobie często jak ma wyglądać Twój upragniony dom i ogródek. Spaceruj po nich w myślach i projektuj. Podobnie projektuj inne rzeczy i wydarzenia, których chcesz doświadczyć. 5. Nigdy nie zastanawiaj się jak osiągniesz Twój cel. Wyobrażaj sobie ze szczegółami końcowy rezultat, ale nigdy drogę do niego. Jednocześnie przyglądaj się życzliwie ludziom wokół Ciebie, przyrodzie i swoim myślom. W pewnym momencie poczujesz impuls – pojawi się pomysł, osoba, wydarzenie, przeczucie lub inna inspiracja, aby coś zrobić (zadziałać). Wtedy działaj, najlepiej jak potrafisz, z ufnością i pewnością wygranej. 6. Nigdy nie próbuj się „dorobić” (osiągnąć Twój cel) kosztem krzywdy innych ludzi. Nie możesz wykorzystywać cudzej naiwności, niewiedzy lub nieświadomości. Cwaniactwo nie zapewni Ci harmonijnego i stałego poczucia szczęścia. Co najwyżej krótkotrwałą radość z jakiegoś wątpliwego sukcesu. 7. Zachwycaj się tym, co masz i dziękuj za to Opatrzności. Popatrz na twoje zręczne palce i pomyśl o tym jak doskonale są zbudowane. Pomyśl o ludziach, których kochasz i o tym, co im zawdzięczasz. Doceń fakt, że z kranu leci ciepła i zimna woda – wielu ludzi tego nie ma. Bądź świadom wszystkich dobrych „rzeczy” w Twoim życiu, bo tylko wówczas otrzymasz ich więcej. 8. Nie oceniaj innych – nie jesteś „nimi”, więc nie możesz być pewien, co byś zrobił na ich miejscu (mając ich doświadczenia, otoczenie, wzorce itp.). Spoglądaj raczej na siebie i myśl o tym, co możesz poprawić. Krótko mówiąc: Wyrywaj głupie, bezużyteczne i złe myśli jak chwasty i zastępuj je zadbanymi i wypielęgnowanymi, czystymi i pięknymi myślami, pełnymi życzliwości wobec siebie i innych. Wówczas, wszystkie metody zadziałają, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Zarzuca mu brak szacunku. Holender nadal przebywa w szpitalu. Na pierwszym okrążeniu Grand Prix Wielkiej Brytanii w Formule 1 doszło do niezwykle groźnie wyglądającego wypadku . Moim dzisiejszym gościem jest Maciej Podgórski, fotograf oraz założyciel i strateg magazyn Kraft. KRAFT to wciąż nowość na rynku wydawniczym, magazyn o designie i polskim rękodziele, stworzony właśnie przez Maćka Podgórskiego i Malikę Ledeman, których miałam przyjemność poznać w zeszłym roku, zanim KRAFT trafił na półki sklepowe i pochwalę się, że moje dwa artykuły trafiły do drukowanych wydań magazynu plus dwa mniejsze felietony znajdziecie na ich stronie. Stąd jest to projekt bardzo bliski mojemu sercu. W dzisiejszym odcinku poznajemy historię powstania KRAFTU, mówimy o tym dlaczego warto zgłębiać temat świadomego podejścia do zakupów i przedmiotów. Pytam Maćka o to, gdzie w 21 wieku jest miejsce dla mediów drukowanych oraz jaką przewagę nad multimediami mają treści analogowe, bo zgadzamy się co do tego, że w świecie zabiegania i zgiełku informacyjnego niezbędne jest szukanie wyciszenia i uważności. Porozmawiamy też o tym jak ważne jest opowiadanie historii o rzemieślnikach i wspieranie lokalnych twórców oraz jak odnaleźć autentyczność w dobie reklam i greenwashingu. Obejrzyj na YouTube: Strona KRAFT: Maciej Podgórski na Instagramie: Zamów wybrany numer lub prenumeratę: Moje artykuły: Transkrypcja: Odcinek 78 Karolina: Maciek, bardzo się cieszę, że udało się nam spotkać na nagranie. Zacznę od tego, że siedzisz w branży prasowej. W ogóle nie wiem czy jest to dobre stwierdzenie. Zastanawiałam się czy istnieje coś takiego jak branża prasowa? Dobrze to ujęłam? Może bardziej wydawnicza? Maciek: Też się cieszę, że się dzisiaj spotkaliśmy. Miło mi, że zostałem zaproszony. Można powiedzieć, że jest coś takiego jak branża prasowa. To jakby część branży związanej z mediami, natomiast prasa jest jej wycinkiem, więc myślę, że branża prasowa to dobre określenie. Siedzę w tym, ale nie chcę się zamykać tylko na prasę. Karolina: Zostańmy na chwilę przy prasie, bo ostatnio dużo się mówi, że media drukowane, media papierowe powoli odchodzą do lamusa. Ludzie jednak przestają czytać i wolą kupować multimedialne wersje magazynów, książek lub czytają rzeczy w internecie. Czy z Twojej perspektywy, z Twojego doświadczenia rzeczywiście ten rynek ginie? Maciek: Na pewno jest tak, że ten rynek w jakimś stopniu się kurczy dlatego, że internet go zwyczajnie wypiera i nie ma co z tym dyskutować, bo są to fakty. Pewne jest to, że istnieje pewien rodzaj prasy czy mediów drukowanych, które nie giną, a nawet powiedziałbym, że rosną i są to niszowe media. To, co jest istotne to eksperckość rzeczy, tekstu czy kontentu, który się pojawia w tych mediach drukowanych. Nie chciałbym rzucać nazw konkretnych wydawnictw, natomiast mieliśmy ostatnio w Polsce sytuację, gdzie dwa magazyny się zamknęły czy są w trakcie zamknięcia i wynika to z prostej przyczyny. Kontent, który był dostępny w tych magazynach czy w tej prasie był to kontent, który jest dostępny za darmo w internecie. W związku z tym, dlaczego mamy płacić za prasę? Karolina: Dostępny przez wydawnictwo? Maciek: Nie, po prostu nie są to treści eksperckie. Są to treści dostępne na wielu witrynach, na wielu portalach medialnych: Wirtualnych Polskach, Onetach, Pudelkach, więc tego typu magazyny mają dziś małą szansę na to, żeby zaistnieć i przetrwać. Korzystamy z telefonów, z tabletów, gdzie mamy olbrzymi dostęp do różnego rodzaju mediów i wydaje mi się, że tego typu prasa traci na znaczeniu. Jest też obszar prasy i mediów drukowanych, który niesie za sobą eksperckość i unikatowość swojej treści, który nie zostanie wyparty. Tym bardziej, jeżeli są to media, które mają treści cięższej wagi. Widzimy, że ludzie po pracy nie chcą spędzać zbyt dużo czasu przed ekranem i uciekają do mediów analogowych, czyli powiedzmy drukowanych. Jeżeli mamy ciężki tekst, który waży czterdzieści czy trzydzieści tysięcy znaków, to kiedy widzimy w internecie, że jest do przewijania, do scrollowania przez długi czas, to nie jesteśmy super chętni, żeby go czytać. Rola mediów drukowanych jest mniejsza, niż miało to miejsce w przeszłości, ale wydaje mi się, że nie umrze i nie zginie. Dlatego powstał 'Kraft’. Karolina: Wrócimy jeszcze do 'Kraftu’. Ciężko jest nam czytać na telefonie coś, co jest długie. Mówi się też, że ludzie co raz mniej czytają blogi. Moim zdaniem fajnie się to łączy, bo ja obserwując siebie rzadko czytam jakieś długie teksty w internecie, ale gdy mam magazyn lub książkę, to absolutnie mi to nie przeszkadza. Moim zdaniem przyzwyczailiśmy się, że te treści są bardzo mocno instant, czytamy na telefonie krótką notatkę, krótki wpis i nie chce się nam przyjmować dłuższych treści. Maciek: To jest tak, że dziś jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby w internecie nie tracić czasu na długie treści. Bardzo często dlatego, że jesteśmy w pracy przez osiem godzin i powiedzmy, że jesteśmy w stanie znaleźć chwilę czasu, żeby sobie coś przescrollować na telefonie albo szybko wejść na jakieś media społecznościowe z poziomu komputera i przelecieć sobie przez dwie minuty, ale za chwilę musimy zabrać się za naszą pracę, więc nie mamy czasu na to, żeby czytać te treści. Nasz mózg jest przyzwyczajony do tego, żeby ułatwiać sobie dawkę wiedzy, którą będzie dla nas tekst, ale też zdjęcie z krótkim opisem. Wydaje mi się, że dlatego Instagram mocno wypiera teraz Facebooka, bo jest to łatwiejsza dawka dla naszego mózgu i jesteśmy w stanie dostać większy wycinek informacji scrollując kilka zdjęć z opisami, niż przeglądając Facebooka, gdzie mamy podlinkowane jakieś artykuły czy dłuższe wypowiedzi. Wydaje mi się, że dlatego blogi w wersjach internetowych są mniej czytane. Mamy jeszcze podcasty, do których dostęp jest darmowy. Mamy takie czasy, gdzie wszyscy się spieszą. Jeżeli mamy możliwość ułatwienia sobie otrzymywania informacji i założenia słuchawek w drodze do pracy i włączenia podcastu, w tramwaju, w samochodzie czy idąc na pieszo versus patrzenie w ekran i czytanie bloga, to wydaje mi się, że wybierzemy podcast. Dlatego jest taka fala wznosząca dla podcastów, a blogi idą w dół. Karolina: Interesującą kwestią jest to jak zmieniają się media społecznościowe. W kontekście filmów na Youtube wydaje mi się, że jednak lepiej oglądają się krótkie i dynamiczne treści. Kiedy prawie dwa lata temu wpadłam na ten pomysł i zakładałam podcast, to wiele osób mówiło: kto będzie Cię słuchał przez godzinę? To jest mega długie, a ludzie najchętniej oglądają czteroipółminutowe filmy. Ale to jest już inne medium i służy nam w inny sposób, bo Youtube jest trochę jak Instagram, a podcast jak artykuł w magazynie. Zgodziłbyś się z tym porównaniem? Maciek: Na pewno na wszystko jest miejsce. Na Youtube masz miejsce na filmiki ośmiominutowe i masz miejsce na filmiki godzinne, ale też na dłuższe treści. Jest taka grupa użytkowników, która puszcza sobie wieczorem ośmiominutowy kontent i chce się wyluzować czy posłuchać czegoś lżejszego, a jest grupa docelowa, która chce czegoś dokumentalnego, co da im zastrzyk wiedzy. Wiadomo, że w osiem minut ciężko jest rozwinąć dany temat na tyle mocno, żeby komuś dostarczyć dużą dawkę wiedzy, natomiast przez godzinę jest na to czas czy to przez podcast czy zrobienie vloga na dany temat. Wydaje mi się, że podobnie jest z tematem tekstów i prasy. Jest miejsce na to, żeby były krótsze treści, które wrzucamy na stronę www i osoby, które szukają mniejszych treści mogą je sobie znaleźć. Jeżeli chodzi o dłuższą treść, to tylko analogowo, żebyśmy mogli sobie zacząć i łatwo do tego wrócić. W internecie często jest tak, że zaczynamy coś czytać i za chwilę ktoś odwróci naszą uwagę i już do tego nie wracamy. Skaczemy po stronach internetowych, skaczemy po kanałach i często nie wracamy do tego, co zaczynamy czytać, a okazuje się to za długie, żeby skończyć w danym momencie. Karolina: I wtedy odpowiedzią może być czasopismo, magazyn. Powiedziałeś, że teraz lepiej jest iść w treści eksperckie i to jest to, czego szuka współczesny czytelnik i co może pomóc mediom drukowanym przebić się w obliczu tego zalewu informacjami z zewsząd na różnych platformach. Jeżeli wejdziesz teraz do kiosku czy do księgarni, to tych magazynów jest mnóstwo. Czy rzeczywiście nadal są nisze w sytuacji, w której wydaje się, że jest gazeta na każdy temat? Gdzie znaleźliście Wasze miejsce w tym świecie prasy? Maciek: Z nami było trochę tak, że nie był to pomysł na biznes, że stwierdzamy, że jest teraz nisza, w którą trzeba wejść, bo jest to dobry interes. Założyliśmy wydawnictwo, bo nie mieliśmy co czytać i stąd zrodził się pomysł, żeby wejść w taki tytuł jak 'Kraft’. Jest dosyć specyficznym, niszowym magazynem, ale tak jak mówisz, dzisiaj jest miejsce na wszystko. W salonie z kolportażem jest dzisiaj masa magazynów: od technicznych, po hobbistyczne o gotowaniu czy szydełkowaniu. Na wszystko jest miejsce, wszystko się sprzedaje i ma swoją niszę. Jeżeli chodzi o nas i nasz pomysł, to wynikało z naszej potrzeby, bo nie mieliśmy czego czytać. Kiedyś byłem fanem takiego magazynu 'Mailman’, który po prostu miał bardzo fajne treści dla facetów, ale nie tylko. Był po prostu bardzo dobrze dziennikarsko przygotowany. W Polsce naprawdę brakowało mi takiego magazynu, który by się dobrze czytał i miał dużo treści, że jak wsiadam w pociąg, to przeczytam go w jedną stronę i dalej będę go czytał w drugą stronę i te treści mnie nie zanudzą. To był taki bodziec, żeby w ogóle zacząć myśleć o czymś własnym. Karolina: Teraz zapytam tam trochę pod włos, bo wiem, że pracowałeś w branży prasowej i z tego, co wiem, to przez wiele lat byłeś redaktorem naczelnym. Dobrze pamiętam? Ile to było lat? Maciek: Łącznie ponad pięć. Byłem redaktorem naczelnym trzech magazynów, które stworzyłem praktycznie od zera i tak zaczęła się moja przygoda z wydawnictwami. Trafiłem do branży medialnej zupełnie z przypadku, bo moim backgroundem jest branża sprzedażowa i zarządzanie sprzedażą. Trafiłem do wydawnictwa i okazało się, że media drukowane są mi bardzo bliskie i jest to coś, co dalej chciałbym robić w swojej karierze. Akurat okazało się, że mam też smykałkę do tworzenia nowych mediów, więc te pierwsze magazyny stworzyłem dla wydawcy, dla którego w tym momencie pracowałem. Stwierdziłem, że kolejny, który będę zakładał chciałbym założyć pod własnym wydawnictwem. Tak też zrobiliśmy razem z Maliką, która ze mną pracowała przy dawnych projektach. Karolina: Pracowałeś na wysokim stanowisku, więc zakładam, że masz dużą autonomię jeżeli chodzi o to jak powstaje ten magazyn, ale z jakiegoś powodu czegoś musiało brakować tym projektom, a teraz wnioskujesz, że one nie były Twoje jeżeli chodzi o samą genezę. Maciek: To było zupełnie co innego dlatego, że wydawnictwo, dla którego pracowałem tworzyło głównie, powiedzmy w dziewięćdziesięciu procentach magazyny 'b2b’, czyli magazyny skierowane głównie do biznesu, magazyny eksperckie takie, które docierają do konkretnych osób, na konkretnych stanowiskach w danej branży. Pisaliśmy eksperckie treści, ale skierowane do biznesu i nie było to 'b2c’. Zawsze chciałem robić magazyny 'b2c’. Karolina: ’b2c’, czyli business to consumer. Maciek: Dokładnie, czyli dla Kowalskiego, który może być potencjalnie zainteresowany naszymi treściami albo jeżeli będziemy chcieli sprawić, żeby tymi treściami był faktycznie zainteresowany, czyli nie chcemy tak do końca docierać do biznesu. Karolina: W takim razie jak w ogóle zrodził się pomysł na 'Kraft’? Maciek: Wszystko zaczęło się od tego, że współpracowałem przy jednym z projektów z Maliką Ledeman, która aktualnie jest redaktor naczelną 'Kraftu’. Jako były szef przeprowadzałem z nią rozmowę roczną. W takim dużym wydawnictwie, trochę jak w korpo przeprowadza się z pracownikami roczne rozmowy. Gdzie widzisz siebie za pięć lat? Jak Ci się pracuje? Co byś zmieniła? Podczas jednej z takich rocznych rozmów padło pytanie: Malika, gdzie widzisz siebie za pięć lat? Bez ogródek powiedziała mi, że chciałaby mieć swój magazyn 'b2c’, który będzie się zgrywał z moimi zainteresowaniami. Nie zachowałem się jak zwykły szef i nie zapytałem czemu nie chce dalej rozwijać kompetencji i wspinać się po szczeblach kariery. Powiedziałem jej, że też chyba mam taki plan, miejmy otwarte głowy i faktycznie o czymś pomyślmy. Tak to się zrodziło. Mam wrażenie, że było to trochę pół żartem, pół serio do momentu, kiedy faktycznie w mojej głowie pojawił się pomysł 'Kraft’. Pomyślałem, że bardzo mnie interesuje branża wytwarzania, rzemieślnictwa, ale też wytwarzania w sposób zrównoważony. Tak naprawdę należało to do moich zainteresowań, ale nie miałem źródeł, z których mogłem czerpać. Były źródła internetowe i są w dalszym ciągu, ale potrzebowałem czegoś analogowego, z czego mógłbym korzystać. Mam wrażenie, że inny jest odbiór magazynów analogowych, niż tego co mamy w internecie. Stwierdziliśmy, że jest to coś, co chcielibyśmy robić i powstał pomysł jak ma to wyglądać. Spędziliśmy wiele nocy nad tym, żeby opracować koncepcję tego magazynu, o czym chcemy mówić ludziom, jakie będą założenia. Powiedzieliśmy A, więc trzeba było powiedzieć B i otworzyliśmy spółkę, swoje wydawnictwo i działamy. Karolina: Powiedziałeś, że narodził się 'Kraft’. Chodzi o hasło, o słowo? Zaczęło się od niego? Maciek: Na dobrą sprawę, to wiedzieliśmy, że chcemy pisać o wytwarzaniu, a z wytwarzaniem kojarzy się nam 'craft’, czyli rzeczy kraftowe wykonywane pracą ludzkich rąk. Nie chcieliśmy robić 'Kraft’ przez 'c’ bo bardzo stawiamy w tym magazynie na polskich rzemieślników i polskie rozwiązania, więc chcieliśmy, żeby było to przez 'k’, bo czuliśmy, że będzie to bardziej nasze. W ten sposób podeszliśmy do tematu. Najpierw chyba narodziło się w mojej głowie, żeby było o tematach rzemieślniczych, związanych z wytwarzaniem, z równowagą, a później wpadliśmy na to, żeby był to 'Kraft’ przez 'k’. Następnie wpadliśmy na pomysł, że 'Kraft’ łączy się z wieloma tematami, więc będzie to spójne, jeżeli zrobimy to pod jednym szyldem i w jednym wydawnictwie. Tak też zrobiliśmy. Karolina: Jakie macie działy w 'Krafcie’? O czym mówicie? Ktoś mógłby stwierdzić, że jest to magazyn o polskich rzemieślnikach, o wytwarzaniu rzeczy i może w ogóle mnie to nie interesuje. Tak jak mówisz, idzie za tym o wiele więcej i jest to też taki światopoglądowy magazyn. Maciek: Nie wiem czy wymienianie działów będzie dobre, bo nasze działy są niedosłowne i jest to trochę gra słów. Może lepiej będzie jak opowiem o czym piszemy i jaki jest przekaz 'Kraftu’. Rzemieślnictwo to punkt wyjściowy, natomiast wiąże się to mocno z równowagą i ze zrównoważonym wytwarzaniem, ze zrównoważonym życiem. Jesteśmy otoczeni przedmiotami. Tak jak tutaj siedzimy, tam gdzie idziemy, to wszędzie pojawiają się jakieś przedmioty, a jeżeli pojawiają się przedmioty to pojawiają się zakupy i wytwarzanie. Dzisiaj, w dobie problemów związanych ze zmianą klimatu i tego, że nie idziemy w zbyt dobrym kierunku jako ludzkość wydaje mi się, że trzeba głośno mówić o tym w jaki sposób nie wpływać negatywnie na dalsze zmiany i robić coś dobrego. Tak naprawdę możemy wiele zmieniać małymi kroczkami i wydaje mi się, że w tym jest całe clou. 'Kraft, rzemieślnictwo i wytwarzanie jest bardzo mocno związane z tym, żeby robić to we właściwy sposób. Codziennie robimy zakupy, dokonujemy wyborów i ważne jest to, żebyśmy dokonywali ich w sposób świadomy. W 'Krafcie’ dużo miejsca poświęcamy na temat świadomości zakupowej, próbujemy tłumaczyć ludziom co jest godne uwagi, a co nie do końca, na co zwracać uwagę przy swoich zakupach. W momencie kiedy wszystkie działy marketingu i PR-u w dużych firmach zdały sobie sprawę, że trend eko jest super ważny, to nagle na wszystkich opakowaniach napisane jest 'eko produkt’, co nie do końca jest zgodne z prawdą. Chcemy ten mit trochę obalać, chcemy edukować ludzi i pokazać, że nie warto wierzyć we wszystko do końca, bo nie tędy droga. To, że wszyscy napiszą, że mają produkty eko i są biodegradowalne, to nie zawsze tak niestety się dzieje. Świadomość zakupowa, to jeden z filarów, na których 'Kraft’ się opiera. Karolina: Ciekawe jest też, że Wasz podtytuł, jeżeli go dobrze wypowiem, jest 'Rzeczy o ludziach, ludzie o rzeczach’, tak? Maciek: Bardzo dobrze! Karolina: Parę razy przeglądałam, więc powiedzmy, że zostało w głowie. Ktoś może uznać, że jest to trochę sprzeczne, że mówicie i zrównoważeniu i o odpowiedzialnym kupowaniu, a drugiej strony piszecie o rzeczach, czyli de facto, to o tym co napędza konsumpcję. Ludzie muszą zobaczyć, że zakupy są zakupom nie równe. Tak jak powiedziałeś, otaczamy się rzeczami i każdy z nas potrzebuje stołu. Oczywiście byłoby fajnie, gdyby każdy mógł wziąć sobie ten stół ze sklepu z antykami lub w ogóle ze śmietnika i byłoby to bardzo zrównoważone, ale umówmy się, że trzeba myśleć racjonalnie. Potrzebujemy stołu i fajnie, że jest medium, które skłoni nas do refleksji skąd go wziąć. Jeżeli kupimy go w sklepie 'X’, to będzie to miało takie konsekwencje dla planety czy dla lokalnych wytwórców, a jeżeli skorzystamy z usług kogoś, kto tworzy w sposób zrównoważony, to możemy w ten sposób napędzać gospodarkę, bo też jest to ważne, żeby ekonomia dalej się rozwijała, ale wtedy inwestujemy te pieniądze w lepszy sposób. Macie takie zarzuty, że w jaki sposób ma to być zrównoważone, skoro nadal jest konsumpcja? Czy też jasno głosicie czym jest w Waszym rozumieniu świadome kupowanie? Maciek: Nie dajmy się zwariować. Żyjemy w takim świecie, gdzie jesteśmy sterowani przez marketing. Działy reklamowe są w stanie wpłynąć na nasze decyzje i tracimy trochę nad tym kontrolę. Ważne, żebyśmy mogli tę kontrolę w jakiś sposób odzyskać. Nie możemy nagle stać się pustelnikami i zamieszkać w chatce w lesie, będziemy samowystarczalni i nie będziemy musieli niczego kupować. Kupujemy codziennie i wydaje mi się, że trudno od tego uciec, bo mamy jakieś potrzeby. W XXI wieku straciliśmy trochę zdolność do wytwarzania i naprawiania rzeczy samodzielnie. Pamiętam, że mój dziadek naprawiał absolutnie wszystko mimo, że był niewidomy. Jak się zepsuło żelazko, to je naprawił, bo miał wykształcenie związane z elektryką. Potrafił też naprawić pralkę, ale te przedmioty były robione w ten sposób, że domowymi sposobami dało się je naprawić. Dzisiaj mamy wszystko tak nafaszerowane elektroniką i tworzone w taki sposób, żeby się po jakimś czasie psuło i żebyśmy nie byli w stanie naprawić tego w domu. Wydaje mi się, że mamy kontrolę nad rzeczami, które kupujemy i jeżeli będziemy dokonywali świadomych decyzji, to będziemy sprawiali, że przedmioty będą się mniej psuły, bo będą lepszej jakości, być może będziemy je w stanie samodzielnie naprawić. Mam nadzieję, że społeczeństwo będzie szło w tym kierunku. Widzę, że przedszkola i szkoły podstawowe nastawiają się z powrotem na to, żeby na technice uczyć się naprawiania i tworzenia czegoś własnymi rękami. Karolina: Albo nawet gotowania, bo tego też już nie umiemy. Maciek: Tak jak mówię, potrzebujemy tych przedmiotów. Nasze decyzje tak naprawdę znaczą dzisiaj wszystko. Sam przez wiele lat żyłem trochę w pułapce patrząc na wszystko portfelem. Trzeba sobie powiedzieć, że lepsze przedmioty, wytwarzane bardziej kraftowo są droższe, ale trzeba sobie zrobić w głowie prostą kalkulację. Sam żyłem kiedyś w takim przeświadczeniu, że nie będę wydawał sto pięćdziesiąt złotych na T-shirt, bo to drogo, więc kupię w sieciówce T-shirt za czterdzieści złotych czy pięćdziesiąt, to zaoszczędzę. Tak nie jest. Wydawałem pięćdziesiąt złotych na T-shirt, który po kilku praniach ulegał zniszczeniu, tworzyły się mikro dziurki, które się powiększały i po dwóch czy trzech miesiącach kupowałem kolejny. Tak naprawdę wydanie stu pięćdziesięciu złotych na koszulkę może wydawać się: co za burżuj! Wydał sto pięćdziesiąt złotych na T-shirt! Tak naprawdę jestem w stanie na tym zaoszczędzić, bo chodzę w tym T-shircie dwa lata lub więcej, więc jest to prosta kalkulacja. Z jednej strony zaoszczędziłem, a z drugiej strony miałem jeden T-shirt, czyli nie przyczyniłem się do produkcji kolejnych śmieci. Trzeba sobie to powiedzieć: to są śmieci. Decyzje zakupowe często wpływają na zasobność naszego portfela, a z drugiej strony nie generujemy tak dużo śmieci, więc 'Kraft o ludziach, ludzie o rzeczach’. Opowiadamy historie, które stoją za przedmiotami, historie ludzi, którzy te przedmioty wytwarzają. Mnie na przykład interesuje jak powstaje dana rzecz i fajnie jest kupić coś z duszą, gdzie ktoś robi to z pasją i robi to w stu procentach siłą swoich dłoni i jest to po prostu dobra rzecz, którą masz w domu. Wychodzę z założenia, że lepiej zainwestować w rzecz, która naprawdę będzie służyć nam długo w domu, niż kupować śmieci. Karolina: Super, że o tym mówisz, bo ostatnio miałam taką refleksję, że bardzo wiele rzeczy, które nas otaczają bierzemy za pewnik. W ogóle nie podważamy tego skąd się wzięły. Czułam się trochę jak małe dziecko, które odkrywa świat. Pamiętam, że siedziałam na kanapie i myślałam ile różnych procesów i czynników wpływa na to, że ta kanapa jest teraz u mnie. Tyle było różnych kanałów produkcji czy dystrybucji różnych części od pierwszego włókna, wiadomo też, że nogi zrobione są z czegoś innego, a ja po prostu mam kanapę. Poszłam do sklepu i w sklepie była kanapa. Tak samo jak kupujemy kawę. Klikamy przycisk i kawa się robi. Kiedyś chyba przytaczałam w podcaście rozmowę z moją babcią, która narzekała na ceny kawy w jakimś markecie i ja mówię: babciu, kupiłaś to w sklepie i ta kawa musiała przyjechać do Ciebie z drugiego końca świata i chcesz, żeby kosztowała trzy pięćdziesiąt, to co ma z tego plantator, który z tego żyje? Oczywiście z całym szacunkiem do mojej babci, ale jest to też różnica pokoleń i zupełnie inne czasy w jakich żyjemy. Wydaje mi się, że jesteśmy teraz w tak uprzywilejowanym miejscu, gdzie mamy wszystko o czym marzymy podane na złotej tacy i ja czuję się w obowiązku, żeby chociaż dowiedzieć się do czego przyczyniam się swoimi wyborami. Mam wrażenie, że na ludziach sprawdza się czynnik osobisty, czyli opowiadanie historii o tym, kto to stworzył. Wtedy przestaje być to anonimowe i surowiec nie jest materiałem, z którego coś tworzymy tylko jest to dzieło czyjejś pracy i chętniej to wspieramy. Właśnie dlatego przedstawiacie w 'Krafcie’ konkretnych ludzi, którzy stoją za daną marką, za danym przedsięwzięciem? Maciek: Tak. Te historie są z naszej perspektywy absolutnie ważne. Chcemy opowiadać, kto stoi za wytworzeniem danych rzeczy. Te historie bardzo często są ciekawe i wydaje mi się, że tworzenie z pokolenia jest bardzo interesujące dlatego też chcemy o tym mówić. To jest coś, co zanika i w Polsce brakuje fachowców, bo wiedza nie jest przekazywana i młode pokolenie bardzo często nie było tym do końca zainteresowane. Widzimy, że ten trend się odwraca i z powrotem idziemy w tym kierunku. Mam wrażenie, że wracamy do rzeczy, które były kiedyś, bo jako ludzkość trochę poszliśmy w takim kierunku, że nie do końca wszystko się sprawdza. Mówiąc jeszcze o filarach, na których stoi 'Kraft’ to poza rzemieślnictwem, opowiadaniem historii o przedmiotach, o wytwarzaniu i o równowadze, to równowaga skupia się z jednej strony na kupowaniu przedmiotów i na decyzjach zakupowych, a z drugiej strony na wytwarzaniu, czyli opowiadani tych historii: co dlaczego warto kupować i na co zwracać uwagę przy decyzjach zakupowych, zarówno jeżeli chodzi o odpowiedzialna modę, o architekturę jak i o przedmioty codziennego użytku. Tych aspektów jest wiele, bo zakupy, które pojawiają się w życiu codziennym rozbijają się o wiele różnych rzeczy. Kolejnym tematem, o którym wspominamy w 'Krafcie’ jest wrzucenie na luz. Wiadomo, że dziś, w XXI wieku dużo pracujemy i podpowiadamy rzeczy, które można robić, aby dać jeden bieg niżej i się wyluzować. Robimy też reportaże z ciekawych miejsc w Polsce, które można odwiedzić, żeby się zapomnieć i zgubić, a nie cały czas być w toku pracy, codziennie otwierać laptopa, nawet w wieczornych godzinach, bo jest jakiś projekt do zrobienia. Jesteśmy też bardzo mocno zmęczeni, przepracowani, więc warto znajdować takie miejsca, które są zupełnie odcięte i mocno alternatywne, więc też o tym piszemy. Stawiamy też na metody medytacji, obecności w danej chwili, bo 'Kraft’ to też obecność i życie w filozofii 'slow’. Karolina: Nie jest tak, że jak popłynęliśmy na fali konsumpcji, to tak samo jest w przypadku naszej psychiki? Bo tak bardzo chcieliśmy stymulować się z każdej strony, dowiadywać się, być na bieżąco i być w kontakcie, że ludzie odbili się od ściany i mówią: okej, to teraz muszę zacząć robić mniej. Jesteśmy w takim momencie, gdzie na wielu sferach życia musimy robić zwrot i przewartościować to, jak żyliśmy do tej pory. Maciek: Mam wrażenie, że dziś jesteśmy trochę w takim miejscu, że ludzie zaczynają się budzić i otwierać oczy na pewne tematy. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy w kołowrotku dla chomika, pędzimy i nie wiemy do końca jak się zatrzymać, bardzo dużo pracujemy, moja kariera się rozwija, ale nie daje mi to szczęścia i spełnienia, więc co muszę zrobić, żeby było mi dobrze? Wydaje mi się, że świadomość jest bardzo ważnym aspektem w osiągnięciu spokoju ducha i równowagi, bo jeżeli nie mamy równowagi, to nie będziemy szczęśliwi. Chcemy o tym mocno mówić i mocno to podkreślać, żeby się nie zapędzić w kozi róg. Karolina: A co Tobie daje taką równowagę? Maciek: Natura i spacery po lesie czy biwaki. Wiadomo, że mając wydawnictwo, chociaż nie jest to wielkie wydawnictwo, w którym pracuje dwieście pięćdziesiąt osób nad jednym projektem, tylko tak naprawdę kilka osób, to dużo się pracuje, a jeszcze więcej, jeżeli się nim zarządza. Wiadomo, że czasami łapiesz się na tym, że robisz więcej, niż kiedyś, ale mamy misję, więc to nas w fajny sposób napędza. Natomiast, aby nie dać się zwariować, to uciekam w naturę, czyli biorę swoją żonę Joannę do lasu, robimy kilkugodzinny, długi spacer albo robimy sobie biwak w lesie. Uwielbiam zimowe, hardcorowe biwaki, które sprawiają, że nie martwisz się o pracę i o poniedziałek, tylko martwisz się czy uda się rozpalić ognisko i ogrzać przed pójściem spać i to na pewno strasznie ładuje baterie. Jest też japońska filozofia 'shinri-yoku’ czyli spacerów, a tak naprawdę kąpieli leśnych, które sprawiają, że poziom kortyzolu spada, luzujesz się i ładujesz baterie po przez przebywanie w zieleni. Fotografia i robienie zdjęć jest też jednym z takich sposobów na to, co daje mi relaks. No i ukulele. Karolina: Czy to jest jakaś nowa zajawka? Maciek: Dostałem od Asi na urodziny i sobie brzdąkam. Co prawda mam jedną melodię, którą katuję już chyba od trzech miesięcy i Asia już nie może tego słuchać. Muszę jeszcze tylko powiedzieć, że jak gram na ukulele, to jestem obecny dokładnie w tej chwili. Widzę, że po dwudziestominutowym graniu na ukulele jestem dużo bardziej zrelaksowany, bo nic dodatkowo mnie nie bodźcuje. Jak gram, to gram. Karolina: To się właśnie sprowadza do obecności w kontekście aktywności, które nie dają nam innego wyjścia jak tylko skupić się na tym w stu procentach, bo inaczej nie wyjdzie. Uważam, że jest to piękne. Ostatnimi czasy dochodzę do tego, że nawet jeżeli to coś nie jest dla mnie szczególnie ekscytujące, bo to ćwiczenie czy aktywność nie musi być wow, to po jej wykonaniu czuję lekkość. Tak samo miałam jak byłam na nartach, były trudne warunki i wiedziałam, że jak nie będę maksymalnie skupiona na każdym mięśniu w moim ciele, to się wywalę i nie zjadę. Robiąc to nie myślałam, że męczę się na tym stoku tylko czułam, że dało mi to totalną regenerację, na przykład jak przespana noc. Polecam znaleźć sobie takie rzeczy. Maciek: ’Kraft’ w wersji papierowej powstał też dlatego, żeby dać nam ten odpoczynek. Kiedy wsiadam na kilka godzin do pociągu i wiem, że nie mam akurat czegoś do zrobienia na komputerze, to bliżej jestem wybrania treści analogowej na papierze, niż treści w komputerze. Staram się wtedy schować telefon bardzo głęboko. Często też widzę osoby w pociągach, które czytają książkę, mają ją otwartą, ale co chwilę robią coś na telefonie i to strasznie mocno bodźcuje. Jak robisz coś na komputerze, coś czytasz, to widzisz, że na Facebooku pojawia się jakaś karta i cały czas coś się dzieje, więc wydaje mi się, że treść analogowa daje poczucie obecności i jesteś w tym miejscu. Jeżeli faktycznie wyciszysz sobie telefon i skupisz się na tekście, to jesteś w stanie zdecydowanie bardziej się zrelaksować czytając treść analogową. Dosyć długo wybieraliśmy też papier do 'Krafta’, żeby odczucie magazynu było wielopoziomowe. Nie odbierasz go tylko wzrokiem, ale też dotykiem. Wiele osób zwraca nam uwagę na to, że papier jest cudowny w dotyku, że cudownie pachnie i czuć druk. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale mam pociąg do zapachu papieru, kojarzy mi się z wytwarzaniem czegoś w sposób kraftowy. Karolina: Nie mogę Cię o to nie zapytać. Z jednej strony zrównoważony rozwój, dbanie o planetę i magazyn drukowany. Nie jest to żadnego rodzaju zarzut, bo ja sama lubię i kupuję drukowane rzeczy, ale po prostu ciekawi mnie jak do tego podchodzicie, w jaki sposób przyczyniacie się do dbałości o planetę jednocześnie drukując coś nowego i jest to w zgodzie z Wami. Jak to prezentujecie światu? Maciek: ’Kraft’ wydawany jest na papierze, który pochodzi w stu procentach ze zrównoważonych źródeł. Nie ma z tym żadnego problemu dopóki nie przyczyniamy się do wycinki lasów. Jest to papier, pochodzi z naturalnego surowca, natomiast mamy wszystkie potrzebne certyfikaty, więc mogę tworzyć ze spokojem ducha. Nie chciałbym chyba robić tylko i wyłącznie treści internetowych z tego powodu, że dla mnie istotny jest powrót do papieru, do treści analogowych dlatego, że one zupełnie inaczej bodźcują, dają pozytywny relaks. Widzę też po sobie jaką mam jakość snu, jeżeli przed snem sprawdzam jakieś rzeczy na telefonie, to budzę się zdecydowanie mniej wypoczęty i mam problemy z zaśnięciem. Widzę też jak jest gdy czytam książkę. Przychodzi taki moment kiedy robię się bardzo śpiący, odkładam książkę i zasypiam. Jakość snu jest zupełnie inna, kiedy czytamy treść analogową, niż kiedy czytamy coś w wersji cyfrowej. Mam wrażenie, że dziś ludzie lubią papier. Mieliśmy taki moment, kiedy był boom na e-booki i wszyscy nagle mieli Kindla lub jakiś inny e-book, którego nie jestem przeciwnikiem. Poziomy sprzedaży e-booków spadły, a wzrósł poziom sprzedaży wydawnictw i to bardzo często niszowych wydawnictw, których ludzie szukają. To zupełnie inne doświadczenie, kiedy czytasz coś na e-booku, a zupełnie inne, kiedy masz w dłoni papier i ten szelest papieru – piękna sprawa. Do tego słuch, dotyk i zapach, więc możesz doznawać czytania na wielu poziomach. Karolina: Zupełnie się z Tobą zgadzam i zadałam to pytanie, dlatego, że sama często jestem o to pytana w kontekście moich wyborów i mojego 'Codziennika’, który wydałam. Powstał z papieru ze specjalnych upraw, hodowli, chociaż hodowle, to chyba nie jest dobre słowo w kontekście papieru. Maciek: Hodowla drzew. Karolina: Wychodzę z takiego założenia, że kwestia obrazów czy słów, które są w Twoim produkcie, w 'Krafcie’ czy w 'Codzienniku’ jest ważna, ale otoczka i doświadczenie zmysłowe jest na tyle istotne, żeby było to w trójwymiarowej, fizycznej formie i produkt wiele traci przez to, że jest wpakowany w ekran komputera. Mam to samo jeżeli chodzi o magazyny i lubię wiedzieć objętościowo, gdzie jestem w danym magazynie. Fajnie się kartkuje różnego rodzaju katalogi, a przewijanie tego na iPadzie, to nie to samo. Nie możesz wracać sobie i porównać co jest na początku, co jest na końcu. Maciek: Tym bardziej jeżeli masz długi tekst, to możesz sobie naklejaną karteczką czy zakładką zaznaczyć, w którym miejscu skończyłaś i możesz do tego wracać. W internecie, zaczynając długi materiał, przeczytasz kawałek, potem ktoś zadzwoni, zrobisz coś innego i już do tego nie wrócisz. Myślę, że to na pewno jest jakaś wartość. Pozytywem 'Krafta’ jest to, że praktycznie nie mamy treści reklamowych. Płacisz za sto sześćdziesiąt stron i dostajesz sto sześćdziesiąt stron, gdzie faktycznie masz kontent. Karolina: A nie ulotki. Maciek: Zawsze miałem z tym problem, że wydaję dwadzieścia kilka złotych na magazyn, a osiemdziesiąt procent treści, to treść sponsorowana i nie jestem w stanie zdobyć z tego żadnej wiedzy i informacji, które byłyby obiektywne. To jest dziś problem i tworzenie wydawnictwa w taki sposób w jaki my do tego podchodzimy, czyli bezkompromisowy jest trudna. Chcieliśmy to zrobić między innymi dlatego, żeby pokazać sobie, że można w inny sposób podchodzić do biznesu i skupiać się na właściwym kontencie. Widzimy, że jest to doceniane i mamy nadzieję, że grupa czytelników będzie się cały czas zwiększać. Widzimy, że nasze media społecznościowe i grupa czytelnicza cały czas rośnie, więc zainteresowanie treściami jest. Wierzymy, że jest to dobra droga. Nie chcemy być kolejnym magazynem na rynku, który będzie w głównej mierze skupiał się na treściach sponsorowanych, a nie będzie dawał wartościowego kontentu. Karolina: A to nie jest tak, że odbiorcy przeróżnych treści są trochę zmęczeni tym, że nie mogą ufać swoim ulubionym czasopismom czy stronom. Ludzie bardzo zaczęli podważać wiarygodność mediów. Dużo osób, widzę też po sobie, szuka treści sponsorowanych i podejrzewa wielu twórców o to, że ich treści nie są autentyczne tylko kupione. Przez to zniechęca się i podchodzi do tego sceptycznie. Ludzie chyba lgną do tego, żeby mogli z pełnym zaufaniem otworzyć produkt i wiedzą, że ci ludzie to polecają, oni mówią, że to się sprawdza. Nie wiem jak to wygląda w innych gazetach, nigdy nie pracowałam w żadnym czasopiśmie. Oczywiście reklamy reklamami, ale chyba nie zdajemy sobie sprawy, że tak samo jak w sklepie na półkach są płatne miejsca, to tak samo w magazynie polecany jest dany krem i wcale nie oznacza to, że ten redaktor go poleca, a może oznacza to, że ktoś to wykupił. Maciek: Jest tak, że współprace komercyjne są częścią tego biznesu przynajmniej w naszym rozumieniu i my też współpracujemy z markami komercyjnie. Jest to jeden ze sposobów finansowania wydawnictwa takiego jak 'Kraft’. Nie współpracujemy z markami, których sami nie sprawdzimy wcześniej i których produktów nie znamy. Bardzo selektywnie podchodzimy do współpracy z markami i jest wiele marek, które się do nas odzywają, ale nie ze wszystkim markami chcemy współpracować, bo nie jest to zgodne z ideami, które chcemy głosić, nie jest to zgodne z naszymi wartościami. U nas też zdarzają się treści sponsorowane, ale z mojej perspektywy są to dalej fajne treści. Mamy z kimś współpracę komercyjną, ale tak naprawdę promujemy fajną ideę i promujemy fajny produkt czy też usługę, która jest ciekawa z mojej perspektywy. Jako potencjalny czytelnik też chciałbym o tym wiedzieć i wydaje mi się, że tworzymy produkt, który jest prawdziwy i nasi czytelnicy mają do nas takie zaufanie, że jeżeli coś polecamy, to faktycznie jest to sprawdzone. Nie rzucamy się na każdą komercyjną czy reklamową współpracę i nie będziemy promowali kontentu, który nie jest zgodny z ideami magazynu i z jego treścią. Komercyjne współprace, które się u nas pojawiają są integralną częścią magazynu i mają dużą wartość. Jesteśmy w dobie kontent marketingu i istotne jest, żeby firmy chciały tworzyć ten kontent marketing, bo nie zawsze wszyscy chcą. Nie chcą, bo jest bardzo dużo pracy do wykonania, aby stworzyć coś wartościowego. Karolina: Chodzi o to, że nie jest to strona reklamowa tylko artykuł poświęcony tematyce, która związana jest z daną marką, tak? Maciek: Tak. Nie chodzi o stworzenie artykułu, gdzie napiszemy, że nasze produkty są najlepsze i kupujcie je bo są super i właśnie mamy promocje, więc zachęcamy. Zupełnie nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby tworzyć coś eksperckiego i wartościowego dla czytelnika, co pozycjonuje partnera, z którym współpracujemy jako eksperta w danej dziedzinie. Mamy współpracę w wydaniu, które ukaże się za miesiąc z Janem Barbą, czyli z firmą, która tworzy super fajne kosmetyki naturalne i stworzyli dla nas tekst o tym, w jaki sposób nie dawać się nabierać na greenwashing, czyli na problem nazywania wszystkiego rzeczami eko i naturalnymi, kiedy faktycznie tak nie jest. Będzie to super istotny tekst z perspektywy naszego czytelnika, my też chętnie byśmy go przeczytali. Jana Barbę pozycjonuje jako eksperta, bo są ekspertami w tej branży, więc wszyscy na tym wygrywają i jest to super. Nasz czytelnik dostaje wartościowy kontent, Jan Barba pozycjonuje się jako ekspert, mamy fajny tekst dla naszego czytelnika, więc nie jest to oszukiwanie. Karolina: Czyli jest win-win-win. Maciek: Tak. Moglibyśmy godzić się na współprace: okej, dwie strony kosztują tyle i tyle, proszę sobie napisać co bądź, my to trochę zredagujemy i lecimy – absolutnie nie chcemy w ten sposób działać. Karolina: Nie chodzi o to, żebyśmy teraz krytykowali jakiekolwiek współprace komercyjne. W Waszym świecie i w świecie blogerskim to normalna rzecz i nie próbujmy z tym walczyć. Zarówno twórcy internetowi jak i wydawnictwa są biznesami, które muszę zarabiać i to jest po prostu życie, ale oczywiste jest to, żeby działać w zgodzie ze sobą i pokazywać czytelnikom, że są ludzie, którzy tworzą w zgodzie z tym, w co wierzą, ale jednocześnie umieją to połączyć w ciekawy sposób z biznesem i wszystkie strony mogą na tym skorzystać. Wiele osób wychodzi z założenia, że, aby ktoś zyskał, to ktoś musi przegrać. Jest takie podejście, że panuje ciągła walka. Jeżeli my na tym zarabiamy, to ktoś jest oszukiwany, a wcale tak nie musi być bo jak połączymy siły, to nagle każdy może mieć coś dla siebie i dwa + dwa = pięć. Maciek: Wyprodukowanie dobrego kontentu kosztuje trochę wysiłku, ale wydaje mi się, że warto. Później przekłada się to na zaufanie naszych konsumentów. Firma, która tworzy marketing nastawiony na działanie hasłami: jesteśmy eko, robimy to w naturalny sposób, ale ktoś to sprawdzi, zweryfikuje i okaże się, że to robienie kogoś w konia. Nie jest fajne i łatwo można to wykryć. Mam wrażenie, że mamy konsumentów, którzy są świadomi, dokonują świadomych decyzji, ale mamy też co raz większą grupę takich, co chcą być świadomymi konsumentami, ale nie do końca wiedzą w jaki sposób i i tak naprawdę się budzą, ale jeszcze łatwo ich nabrać tanimi hasłami na etykietach produktów czy kampaniami reklamowymi. Warto, żeby wiedzieli w jaki sposób dokonywać decyzji zakupowych i jak świadomie kupować, żeby robić coś fajnego. Dzisiaj modne jest bycie eko, co jest bardzo fajną modą, ale musimy być czujni, bo są firmy, które nastawione są na to, żeby tworzyć eko produkt, który wcale nie jest eko. Karolina: Tak i wtedy pojawia się e-konsumpcjonizm – chcemy być eko, ale kupujemy dziesięć rzeczy, które są nam niepotrzebne, zaśmiecają ten świat jeszcze bardziej, ale powstają pod wielkim szyldem, że są biodegradowalne. O biodegradowalnych rzeczach też można by poopowiadać. Ostatnio dowiedziałam się, że wiele surowców, które rzekomo mają nadawać się do kompostu zawierają mikroplastik, który jest bardzo szkodliwy dla planety, więc wszędzie, gdzie się nie zajrzy, to ktoś próbuje pokombinować. Warto wrócić do tak prostych rzeczy jak drewno czy papier, to przynajmniej wiemy, że nie ma tam 'ekologicznych dodatków’. Czy Wasi czytelnicy to osoby bardziej świadome czy bardziej budzące się, które szukają informacji? Czy w jakiś sposób też celujecie do ludzi, którzy kompletnie nie są z tego świata, ale chcecie zachęcić ich tym, co znajduje się w środku? Maciek: Bardzo dobre pytanie! Muszę powiedzieć, że tak naprawdę ciężko jest w stu procentach stwierdzić czy nasi czytelnicy to osoby już świadome. Wydaje mi się, że to osoby szukające świadomości. Są już świadome lecz nadal szukają informacji, chcą się interesować i interesują się tą tematyką lub są to osoby, które się budzą, wiedzą, że coś trzeba zrobić, ale nie wiedzą co. Jest jeszcze trzecia grupa docelowa, która interesuje się sztuką czy architekturą w ujęciu zrównoważonym i powiedzmy, że świadomość nie jest do końca tym, czego szukają, ale znajdują to w 'Krafcie’ i dopiero się na to otwierają. 'Kraft’ jest magazynem, w którym jest dużo zdjęć autorskich, dużo fajnych sesji zdjęciowych, informacji i tekstów dotyczących zrównoważonej architektury, więc można też szukać takich tematów u nas w magazynie, a przy okazji dowiadywać się o świadomych zakupach i o rzeczach związanych z filozofią 'less waste’ i 'slow’. Odpowiadając na Twoje pytanie nie mogę z pewnością stwierdzić, że są to osoby w pełni świadome, jeżeli chodzi o zakupy, ale na pewno ten temat jest dla nich interesujący i dlatego sięgają po 'Kraft’. Nie można powiedzieć, że to tani magazyn, bo kosztuje trzydzieści złotych, ale jest kwartalnikiem, więc wychodzę z założenia, że to dziesięć złotych miesięcznie. Nie ma takiej możliwości, żeby tworzyć taki magazyn za mniej, niż trzydzieści złotych, bo to gruby magazyn, w którym w zasadzie nie ma reklam i treści sponsorowanych, więc jest to sto sześćdziesiąt stron wiedzy i pracy dziennikarskiej. Wydaje mi się, że cena jest jak najbardziej adekwatna. Karolina: Myśląc z perspektywy naszych słuchaczy, dla osób, które nie siedzą w świecie zrównoważonej produkcji mogą powiedzieć, że nie wiedzą czy coś w ogóle znajdą dla siebie w tym magazynie. Czy jest on dla wtajemniczonych? Czy jest to na tyle wysoki poziom zaawansowania, że ktoś, kto dopiero zaczyna interesować się rzemiosłem, uważnymi zakupami będzie to dla niego czarna magia? Maciek: Mimo wszystko jest to magazyn lifestylowy, jest to magazyn dla wszystkich, więc jeżeli czujesz, że nie miałaś wcześniej styczności ze światem 'less waste’ czy filozofią powolnego życia, to skosztuj i zobacz czy Ci to odpowiada. To magazyn dla wszystkich osób, które szukają równowagi w swoim życiu. Wydaje mi się, że jest co raz większa rzesza takich osób, bo doskwiera nam przepracowanie i brak balansu w życiu. Wydaje mi się, że treści 'Kraftu’ dedykowane są do sporej liczby osób, które nie tylko wywodzą się ze świata 'eko’, 'less waste’ czy filozofii slow. Karolina: Bardziej chodzi o coś odwrotnego – osoby, które czują klimat eko, odpowiedzialny, ale na przykład myślą sobie, że jest tam dużo artykułów o różnego rodzaju surowcach, meblach, architekturze czy też właśnie dla osób z tej strony spektrum treści związane ze sztuką są przystępne Twoim zdaniem? Maciek: Tak. Pisane są takim językiem, żeby były dostępne dla wszystkich. Jeżeli mamy artykuł poświęcony architekturze, to nie jest to artykuł, który będzie interesujący jedynie z perspektywy architekta lub osoby zajmującej się architekturą. Taki artykuł będzie interesujący dla każdego, jeżeli jesteś osobą, która nie zamyka się bardzo mocno w danej dziedzinie. Taki też mamy feedback i dostajemy informacje od czytelników. Ja sam wielu rzeczy nie wiedziałem i wielu rzeczy się dowiaduję dlatego, że te teksty są pisane przez osoby, które są fachowcami w danej dziedzinie. Karolina: Myślę, że często kluczem przy tworzeniu dla ludzi jest tak naprawdę tworzenie dla siebie. Mówi się też, że w biznesie najlepiej jeżeli Twój produkt odpowiada Twojej potrzebie, która nie jest spełniona przez inny produkt. Jak miałam szesnaście lat i zakładałam kanał, to myślałam sobie, że nie ma w Polsce kanału, który chciałabym oglądać. Moja pierwsza myśl była taka, że chcę stworzyć coś, czego nie ma na polskim rynku, bo nie mam czego oglądać, co nie znaczy, że oglądam swoje filmy, ale taki był mój proces myślowy. Tak samo jest u Was. Mimo, że mamy zalew informacji i mamy w czym wybierać jeżeli chodzi o różnego rodzaju magazyny, to stworzyliście coś, co sami chętnie byście czytali, czytacie i coś, co poszerza Waszą wiedzę. Nie jest też tak, że jesteście ekspertami i przelewacie to na papier, tylko możecie też uczyć się ze swoim odbiorcą. Maciek: Tworzenie magazynu to jest cudowna rzecz – polecam wszystkim. Z jednej strony stworzyliśmy z Maliką produkt, który sami chcielibyśmy kupować, sami chcielibyśmy czytać, a druga rzecz jest taka, że przy tworzeniu poznajemy masę fantastycznych ludzi. Cudowne jest to, że mamy styczność z rzemieślnikami, z osobami, które tworzą, z edukatorami, z autorami książek i jest to super. Bardzo głęboko weszliśmy w temat i widzimy, że jest to bardzo wdzięczna praca. Tworzenie dziennikarstwa na dobrym poziomie, to jest coś absolutnie fajnego. Wydaje mi się, że to jest to, co chcę robić. Karolina: Ostatnie zagadnienie w kontekście tego, że weszliście w ten świat, ale w Polsce. Staracie się, realizujecie to, działacie lokalnie, mówicie o wypadach gdzieś w dzicz w Polsce, działacie głównie z rzemieślnikami, ale nie tylko, bo wiem, że mieliście wywiady zagraniczne. Dlaczego stawiacie na lokalność? Maciek: Zwyczajnie trzeba się wspierać. Z mojego punktu widzenia mamy na polskim rynku wiele fajnych rozwiązań, wiele usług i fajnych produktów, których nie doceniamy, bo patrzymy na Zachód, na Wschód, a wydaje mi się, że mamy całkiem fajny rynek. Jeżeli chodzi o architekturę, o świat 'less waste’, o świat zrównoważony, to jest coraz ciekawiej. Oczywiście nie piszemy tylko o polskich rzeczach. W wydaniu marcowym pojawił się reportaż z podróży z Mongolii. Piszemy też o rozwiązaniach zagranicznych, które można zaimplementować na nasz rynek. Skupiamy się jednak na lokalności, bo zależy nam na tym, żeby wzajemnie wspierać się w tym kręgu w Polsce. Lokalność z naszego punktu widzenia jest istotna, żeby wspierać polski rynek, polskie produkty i nie uważam, żeby były gorsze z tego powodu, że są polskie. Karolina: Jest takie trochę przeświadczenie. Maciek: Mamy taką mentalność, ale wydaje mi się, że ma to swoje korzenie w przeszłości i zawsze myśleliśmy, że jak coś jest niemieckie, to jest dobre i mocne. Jak byłem teraz w Wietnamie, to tam z kolei wszystko co amerykańskie jest dobre. Mają tam masę amerykańskich produktów, bo uważane są za solidne, a u nas mówiło się, że niemieckie jest solidne. Karolina: To jest mega ciekawe. Nigdy nie powiedziałabym, że amerykańskie jest solidne. Wyobrażam sobie scenę z filmu, że ktoś próbuje uderzyć w ścianę i robi dziurę. Maciek: Ja też nie do końca bym tak powiedział, ale w Wietnamie widać, że mają wiele rzeczy, na których napisane jest: 'made in USA’. U nas było tak podobnie w niemieckimi produktami, które uważane były za niezawodne. Karolina: I do tej pory tak zostało. Maciek: Wydaje mi się, że absolutnie nie powinniśmy podchodzić do polskich produktów z jakimkolwiek kompleksem. Uważam, że mamy bardzo dużą siłę w wytwarzaniu i jest coraz większa rzesza rzemieślników wytwarzających rzeczy, które sprzedają się na całym świecie. Jestem za tym, żeby się wspierać. Jest wielu wartościowych twórców, którzy nie do końca wiedzą jak się wypromować, więc też chcemy o nich pisać i pomagać im wyjść na szerszą wodę, bo mają wartościowy produkt czy usługę. Wydaje nam się, że super byłoby gdyby było to szeroko dostępne. Karolina: Myślę, że wielu z nas chciałoby czerpać z tej polskości. Narzekamy, że jest co raz mniej piekarni, ale kupujemy chleb w supermarkecie zamiast wspierać rzemieślników, którzy najzwyczajniej w świecie nie są w stanie się przebić w porównaniu z zalewem tańszych, masowych rozwiązań w sieciowych firmach. To pierwsze skojarzenie, które wpadło mi do głowy. Druga kwestia jest taka, że jeżeli podchodzimy do naszych wyborów pod kątem dbania o środowisko, to na logikę jeżeli coś przyjechało z Polski do Polski, to na start jest bardziej ekologiczne jeżeli chodzi o impakt na nasze otoczenie i planetę. Jeżeli sprowadzimy sobie jakieś najnowsze i najbardziej ekologiczne rozwiązanie zza oceanu, to myślę, że po drodze nazbierało trochę nieekologicznych punktów. Myślę, że fajnie jest spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Maciek: Podoba mi się to, co mówisz, bo na temat śladu węglowego piszemy akurat w marcowym wydaniu, które ukaże się za miesiąc. Natomiast o wypiekaniu chleba mamy w wydaniu grudniowym. Są w Polsce takie zawody, na które jest miejsce, żeby robić je w sposób bardziej kraftowy. Jeżeli chodzi o piekarnie to widzę, że otwiera się co raz więcej piekarni kraftowych, gdzie chleb kosztuje trochę więcej, ale w smaku różni się od tego, który mamy dostępny w masowych piekarniach, gdzie jest nastawienie na to, żeby chleb był jak najbardziej przystępny cenowo, a jego jakoś pozostawia trochę do życzenia. Wydaje mi się, że jest wiele takich zawodów, gdzie możemy tworzyć wartościowy produkt, który będzie trochę droższy, ale będzie miał zupełnie inną jakość. Kilka lat temu zetknąłem się z taką piekarnią kraftową jak byłem na Islandii. W Reykjaviku była super piekarnia i jak zjadłem bagietkę, to się zakochałem i stwierdziłem, że otwieram taką piekarnię w Polsce. Oczywiście nie otworzyłem, ale jest to bardzo fajna sprawa i pokazuje, że jeżeli nawet coś jest trochę droższe, bo ta bagietka była trochę droższa, ale tak fantastycznie smaczna, to czuć, że jest zrobione z dobrych składników i warto zapłacić trochę więcej. Karolina: Analogiczna sytuacja do tych T-shirtów. Maciek: Dokładnie tak. Karolina: Na koniec powiedz, gdzie można kupić 'Kraft’. Wiem, że można go też prenumerować. Maciek: Tak, można go prenumerować od tygodnia. W zeszłym tygodniu otworzyliśmy sklep internetowy. Na stronie Karolina: Podlinkujemy, bo to bardzo długi link. [śmiech] Maciek: Super! Tam można zamówić pojedynczy egzemplarz 'Krafta’, ale też archiwalny, bo dużo zapytań mieliśmy o archiwalne wydania. Mam wrażenie, że 'Kraft’ ma dla niektórych wartość kolekcjonerską. Sam się cieszę, że mam pierwszy numer magazynów, które kiedyś kupowałem, bo są ładne i estetycznie wydane. Można jeszcze dostać nasz pierwszy wrześniowy numer w sklepie internetowym. Karolina: To jest super! Moje małe artykuły zostały też gdzieś opublikowane. Maciek: Nie takie małe. Nie bądź taka skromna. Karolina: Dużo osób pytało czy można dostać te archiwalne treści, żeby do nich wrócić. To, co moim zdaniem jest super to to, że nie jest to magazyn, który musisz przeczytać w dzień wydania dlatego, że mówi o aktualnych nowinkach czy plotkach. Oczywiście nie umniejszając takim treściom, bo też mają miejsce w świecie i na półce. Wiem, że nie przeczytałam jeszcze wielu rzeczy z numeru grudniowego, a mamy teraz luty, kiedy to nagrywamy, to wiem, że one się nie przedawniły. Maciek: Dokładnie. Treści 'Kraftu’ nie dezaktualizują się zbyt szybko, więc wydaje mi się, że powrót do archiwalnych wydań jest dobrym pomysłem. Poza dostępnością w sklepie internetowym, można nas też kupić stacjonarnie: jesteśmy w salonach Empik, Inmedio i Relay, ale też w mniejszych, niszowych księgarniach, w koncept storach w większych miastach. Pierwsze dni po otwarciu sklepu internetowego pokazały mi, że jest duże zainteresowanie 'Kraftem’ w mniejszych miejscowościach, gdzie magazyn jest niedostępny, ponieważ nie ma w nich Empiku, Inmedio czy Relay’a, więc magazyn jest zamawiany bezpośrednio do mniejszych miejscowości. Cieszę się, że jesteśmy czytani nie tylko w dużych miastach i wiele to dla mnie znaczy. Chciałem jeszcze tylko powiedzieć, że poza magazynem w wersji drukowanej mamy też stronę internetową, gdzie też wrzucamy treści, które są lżejsze i krótsze, które są dostosowane do internetu, żebyśmy mogli szybko przeczytać jakiegoś newsa. Mamy też media społecznościowe – Facebook i Instagram, na których też publikujemy krótsze teksty, zdjęcia i dajemy linki do naszej strony www, ale ruszamy też z podcastem i myślę, że w ciągu dwóch tygodni pierwszy podcast powinien się pojawić, więc tym kanałem też będziemy chcieli szerzyć wiedzę o polskim krafcie i zrównoważonym życiu. Karolina: Bardzo Wam kibicuję! Dziękuję Ci za rozmowę i trzymam za Was kciuki. Cieszę się, że miałam przyjemność poznać Was na samym początku tej drogi. Widzę jak świetnie się rozwijacie i wierzę, że wiele osób, które szukały tego typu treści zobaczą, że one są. Maciek: Też mam taką nadzieję. Jestem wdzięczny i zadowolony, że mogłem u Ciebie wystąpić. Mam nadzieję, że dalej będziemy działać i wyprodukujesz niejeden artykuł dla 'Kraftu’, bo masz wiele do powiedzenia. Nie tylko zadajesz pytania, ale też na nie odpowiadasz, więc możemy razem działać. Karolina: Bardzo dziękuję! Wszystkiego dobrego, do usłyszenia, hej! Maciek: Dzięki! 1.1K views, 30 likes, 23 loves, 7 comments, 3 shares, Facebook Watch Videos from Fundacja Avalon: Dzięki uczestnikom tegorocznego Poland Business Run do Moc sprawcza duszy ludzkiej w pierwszej kolejności jest zdefiniowana przez prawa tworzenia, a w drugiej poprzez stopień uświadomienia sobie, iż prawa te zapewniają stabilność na poziomie kosmologicznym oraz zrównoważoną postawę duchową. Fragment eseju filozoficznego Komory 9 – Pierwotny Kod WingMakers Kiedy Neruda dotarł do laboratorium komputerowego, zauważył odręczną notatkę przyklejoną do monitora. JAMISSON, PRZEJRZYJ PLIK AAP-1220. ZNAJDZIESZ W NIM WSZYSTKO, CZEGO POTRZEBUJESZ. PRZESŁAŁEM JEGO KOPIĘ PIĘTNASTCE. BĘDĘ Z POWROTEM O 1400. ZOSTAW MI INSTRUKCJE, JEŚLI TAKOWE BĘDZIESZ MIAŁ, A ZAJMĘ SIĘ NIMI, GDY TYLKO BĘDĘ NA MIEJSCU. DAVID Dłonie Nerudy ponownie zadrgały. Opadł na czarny, skórzany fotel i przejechał dłońmi po włosach. Nikogo innego nie było w laboratorium. Neruda wcisnął klawisz, po czym ujrzał jak ekran monitora budzi się do życia z fosforyzującą szaro-błękitną poświatą. Kliknął na plik projektu i oparł się na fotelu. David i ZEMI odnaleźli potencjalną skarbnicę wiedzy. Odkryli pierwszy być może przełomowy punkt na drodze procesu deszyfracji. Odnaleźli punkt dostępu do dysku optycznego. Stali teraz przed pierwszą sposobnością nawiązania interakcji z zawartością, która tak starannie skrywana była za jej złotą, metaliczną powierzchnią. Uwagę jego przykuł znacznik alertu. Kliknął na niego. Natychmiast otwarło się okno z nagraniem wideo, na którym widniała postać Davida. WITAJ, JAMISSON. ZAKŁADAM, ŻE ZACZNIESZ WŁAŚNIE OD TEGO MIEJSCA. PRZYJMUJEMY, IŻ ALFABET PRZEPLATA SIĘ Z ZAPISAMI MUZYCZNYMI BĄDŹ MATEMATYKĄ, JAKO ŻE SKŁADA SIĘ ON ZE ZBYT WIELU ZNAKÓW. ISTNIEJE TAKŻE MOŻLIWOŚĆ, ŻE CAŁY ALFABET JEST MATEMATYKĄ. DOBRĄ WIADOMOŚCIĄ JEST TO, ŻE WIEMY JAK UZYSKAĆ DOSTĘP DO DYSKU I PRZEJAWIA ON WYRAŹNĄ INTERAKTYWNOŚĆ. DYSK POSIADA ODPOWIEDNIK HASŁA DOSTĘPU; JESTEŚMY O TYM PRZEKONANI, LECZ W PRZYPADKU PIEĆDZIESIĘCIU DWÓCH ZNAKÓW ZAJMIE SPORO CZASU SPRAWDZENIE WSZYSTKICH KOMBINACJI. ZOSTAW MI ZESTAW INSTRUKCJI. O GODZIENIE 2300 URUCHOMILIŚMY LOSOWY GENERATOR PROCESU ASEMBLACJI I PRZETWARZANIA HASEŁ. DO ZOBACZENIA DZIŚ POPOŁUDNIU. DAVID Neruda nie potrafił pohamować swojego podekscytowania. Wydał głośny okrzyk zachwytu, który rozszedł się po całym laboratorium. Znajdowali się już w finalnym punkcie otwarcia skarbnicy wiedzy. Czuł to. Sygnał elektroniczny wyrwał go ze stanu euforii. Jeden z nieaktywnych monitorów włączył się i powoli ukazała się na nim postać Davida. Zakładał on właśnie Bolometr Neuronowy na czoło. „Spodziewałem się ciebie tutaj zastać,” powiedział. „Właśnie przeczytałem twój raport. Świetne wiadomości,” zaczął Neruda, spoglądając w monitor na obraz Davida. „Jak poszło z Samantą?” „Wszystko w porządku, zgodnie z oczekiwaniami. Znajduje się we śnie regeneracyjnym. Monitoruję w tej chwili jej stan – wszystkie odczyty w normie.” „Możesz informować mnie o przebiegu jej procesu regeneracyjnego?” „Nie ma sprawy.” David kontynuował, jednocześnie zajmując się regulacją opaski z wychodzącymi z niej półprzeźroczystymi włóknami. Ubrany był w czarny sweter z cienkimi białymi liniami krzyżującymi się na jego klatce piersiowej we wzór szachownicy. „Jakieś pomysły na strategie uzyskania dostępu?” „Niezupełnie,” odparł Neruda. „Jesteś przekonany, że uzyskamy pomyślny rezultat w procesie generacji losowej?” „Jeśli jest to kombinacja złożona z zestawu ich znaków, to mamy wszystko czego potrzebujemy. Jedynym problemem jest czas. Możemy asemblować ponad dziesięć do potęgi trzynastej prób hasła na sekundę, lecz proces walidacji dyskowej spowalnia wszystko niemalże dwukrotnie. Jeśli nie będziemy mieli ogromnego szczęścia, to nie znajdziemy prawidłowego hasła w czasie trwania naszego życia.” David wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem. „Dysk chroniony jest panelem dostępu,” zaczął Neruda, „do ilu znaków dostosowane jest pole hasła?” „Dwudziestu trzech, tak myślimy, ale nie jesteśmy całkowicie tego pewni.” „A więc, jeśli wpiszemy właściwą kombinację ich znaków do pola hasła i zatwierdzimy je, jakiego rezultatu się spodziewasz?” „Uzyskamy indeks tłumaczeniowy dla dysku. Dobrą wiadomością jest, że gdy znajdziemy już właściwe hasło, to deszyfracja całej zawartości powinna pójść już gładko. Przynajmniej tak jest w teorii.” „Ile haseł przetestowałeś dotychczas?” David zamknął oczy. „Na chwilę obecną,” poruszył szacunkowo palcami, „w przybliżeniu do potęgi szesnastej.” „To niemalże niezauważalny procent,” skrzywił się Neruda. „Może będziemy mieli szczęście,” uśmiechnął się David. „Nie jestem zainteresowany liczeniem na szczęście. Dlaczego właściwe zajmuje to tak dużo czasu?” zapytał sfrustrowany Neruda. „Mówimy tu o pięćdziesięciu trzech znakach–” „Myślałem, że mówiłeś, że są pięćdziesiąt dwa znaki?” „Owszem, ale musimy wliczyć do tego cyfrowy odpowiednik spacji, gdyż nie wiemy czy hasło nie składa się z kilku słów.” Neruda kiwnął porozumiewawczo głową zanim David skończył wypowiedź. „Czyli mamy dwadzieścia trzy pozycje znakowe, na które pasować może każdy z pięćdziesięciu trzech znaków. To astronomiczna liczba – czterdzieści coś zer.” „Dokładnie do potęgi trzydziestej dziewiątej,” poinformował David. „Nawet pominąwszy relatywnie wolny proces walidacyjny dysku, wciąż potrzebowalibyśmy ponad kwadrylion lat, aby przetestować każdą możliwą wariację hasła.” „Czyli równie dobrze nieskończoność,” podsumował z westchnieniem Neruda. „David, czy masz teraz swobodny dostęp do glifów z dwudziestu trzech komór?” „Oczywiście?” „Ale nie zawarłeś ich w zbiorze testowanym?” „Nie.” „Jeśli to zrobimy, to będziemy mieli siedemdziesiąt sześć potencjalnych znaków tworzących ciąg hasła.” „Co zwiększa ilość lat o trzydzieści zer.” „Nie mogę uwierzyć, że tak by to zrobili,” podsumował z rezygnacją Neruda. „To znaczy?” „Nie mogę uwierzyć, że tak zaawansowana rasa mogłaby uczynić dostęp do ich danych praktycznie niemożliwym. Musieliśmy coś przeoczyć.” „Tak, ale dla nich może to nie wydawać się tak skomplikowane,” podkreślił David. „Być może są oni w stanie przeprowadzić te obliczenia w głowie. Któż to wie?” „Przypuszczalnie wiedzieli, że to my odnajdziemy tę rzecz oraz spodziewali się, że to my będziemy tymi, którzy ją otworzą – a nie oni.” W pewnej chwili Neruda zamarł w bezruchu. „David, spróbujmy czegoś zupełnie innego. Zatrzymaj na moment generator losowy.” „Zrobione.” „Ok, posłuchaj. Zastosuj generator losowy jedynie na pierwszym ze znaków hasła.” „Masz na myśli zastosowanie każdego z siedemdziesięciu sześciu znaków tylko na pierwszej pozycji znakowej pola hasła.” „Dokładnie.” „Wow,” wykrzyknął chwilę później David. „Chyba coś mamy, poczekaj moment.” David zamknął oczy. „Widzę to. Udało się!” „Co?” zapytał Neruda. „Mamy dostęp do indeksu tłumaczeniowego.” Neruda ścisnął piąstkę. „Rewelacyjnie. Czy dotyczy on całości tekstu?” „Właśnie to sprawdzam. Sekundę.” Twarz Davida przybrała neutralny wyraz, po czym uśmiechnął się tajemniczo. „Wiesz, co zrobili?” „Co?” „Przydzielili każdej z dwudziestu czterech sekcji jej własne hasło. Pierwszy znak otworzył pierwszą z sekcji i tylko tę właśnie sekcję. Spoglądam właśnie na trzysta dwadzieścia jeden stron perfekcyjnego angielskiego. Powinny pojawić się na ekranie w przeciągu kilku sekund.” Neruda obserwował jak David czyta z zamkniętymi oczami. Chwilę później tekst pojawił się na monitorze i oboje niezwłocznie zatopili się w jego zawartość. W pomieszczeniu zapanowała subtelna cisza, kiedy oboje czytali to, do czego tak niestrudzenie usiłowali uzyskać dostęp. Możecie odnosić się do nas używając nazwy: WingMakers. W rzeczywistości w pełni jesteśmy ludźmi, którzy po prostu są przyszłą wersją was samych. Ludzie z waszych czasów, uwarunkowani jak ma to miejsce, wydają się być niezdolni lub niechętni do zrozumienia, iż przyszła wersja ich samych mogłaby stworzyć ludzkość i rozsiać jej strukturę genetyczną poprzez wszechświat, w którym teraz żyjecie. Ludzkość jest dalece bardziej urozmaiconą i wszechobecną formą życia niż myślicie. Jest ona idealnym przewoźnikiem duszy, a jej format tak samo licznie rozpowszechniony w tym wszechświecie, jak planety wspierające-życie do jej podtrzymywania. Neruda spojrzał na monitor i pierwszy raz zdał sobie sprawę jak bardzo surrealistyczna była jego sytuacja. Znajdował się 12 pięter pod powierzchnią ziemi, na środku pustyni 20 mil na północ od Palm Springs, California, siedząc przed monitorem podłączonym do najpotężniejszego komputera na Ziemi. Na jego ekranie znajdował się 321 stronicowy manifest napisany przez Rasę Centralną. Nie pozostało mu nic innego jak zadać Davidowi to kluczowe pytanie. „Mamy dostęp do pierwszej sekcji, lecz nie do pozostałych?” „Najwyraźniej,” zaczął David, „hasło było przeznaczone jedynie do otwarcia pierwszej sekcji. Sądzimy, że druga sekcja stanie się dostępna, gdy wprowadzimy dwuznakowe hasło, trzecia przy haśle trzyznakowym i tak dalej.” „Więc spróbujmy,” powiedział z niecierpliwością Neruda. „Jeśli będziemy mieli szczęście, to być może zestaw potencjalnych znaków ulega redukcji po każdorazowym otwarciu nowej sekcji.” David nachylił się do przodu na swoim fotelu. „Zrozumiałem. Druga sekcja została otwarta i wklejam właśnie jej zawartość na twój ekran. Trzecia dostępna będzie za dziesięć sekund lub coś koło tego.” „Ile sekcji będziesz w stanie otworzyć zanim dotrzemy do bariery czasowej?” „Zakładając, iż nie ma miejsca redukcja zestawu potencjalnych znaków, dotrzemy dziś do sekcji dziewiątej – jej otwarcie zajmie w przybliżeniu dwadzieścia siedem minut. Sekcja dziesiąta zajmie czternaście dni. Sekcja jedenasta tysiąc sto trzydzieści jeden dni, czyli około trzy lata. Sekcja dwunasta, osiemdziesiąt pięć tysięcy dziewięćset pięćdziesiąt sześć dni, czyli ponad dwieście lat. Czasu pozostałych sekcji nie chciałbyś poznać,” poinformował David. „Cholera, czyli nie będziemy mogli uzyskać dostępu nawet do połowy informacji zawartych na tym dysku?” „Pamiętaj, że podaję ci najgorszy z możliwych scenariuszy. Możemy mieć szczęście w przypadku sekcji jedenastej i odnaleźć hasło w ciągu tygodnia. Jednakże, prawdopodobieństwo mówi, iż będziemy mogli uzyskać dostęp jedynie do pierwszych jedenastu komór – przynajmniej w czasie trwania naszego życia.” „Żadnych innych opcji?” „Żadnych, które mielibyśmy teraz na myśli,” odparł David. Neruda odczuwał jak przez jego ciało przepływa fala ożywienia, lecz jednocześnie potop rozczarowania. Ponownie skupił uwagę na tekście, jakby była to jedyna rzecz, jaka pozostała im do zrobienia. Centralnym punktem skupienia WingMakers jest wznoszenie kultury, jako że uważane jest ono za znaczące pole oparcia dla świata ducha oraz dla transformacji kosmologicznej. Wznoszenie kultury, wedle tegoż definicji, integruje wartości indywidualistyczne z wartością jedności. Celem życia, w odniesieniu do gatunku, jest rozwój w kierunku punktu, w którym gatunek staje się świadomy swojego bogatego zbioru percepcji oraz sposobów wyrażania swojej istoty, integrując je w spójną, wszystko obejmującą kulturę. Rodzaj ludzki głęboko pragnie takiej kultury; kultury globalnej, która przyznaje i szanuje prawa swoich członków. Dążenie do powstania kultury globalnej jest jednym z głównych powodów tak prężnego rozwoju technologii komunikacyjnych na Ziemi w XX wieku. Z pomocą tych technologii, kultura globalna będzie mogła być szybciej rozwinięta i doświadczona. Wraz z powstaniem kultury globalnej, rodzaj ludzki stawał się będzie coraz to bardziej otwarty na duchowe inklinacje jedności. Nie jest tu mowa jedynie o jedności w obrębie gatunku ludzkiego, ale również o jedności w obrębie całości życia otaczającego gatunek ludzki, a którego reprezentacje rozciągają się aż do naszego świata – fundamentu wszechświata. Rodzaj ludzki jest częścią czegoś więcej niż prostej współzależności przedstawianej w łańcuchu pokarmowym czy ekosystemie. Jesteście częścią skumulowanej wiedzy Pierwszego Źródła, osiągniętej poprzez absorpcję doświadczenia życiowego wszystkich odczuwających form życia w obrębie Wielkiego Wszechświata. Ta wszystko obejmująca wiedza chętnie udzielana jest każdej formie życia, lecz jest ona pojmowana jedynie przez te przewoźniki duszy, które pragnąc wyrażać swoją boskość, osiągnęły zdolność wyjścia poza bariery czasu. Jesteście częścią nieobliczalnie złożonego, lecz mającego tylko jeden cel, kosmologicznego organizmu przeznaczonego do przeprowadzania transformacji rozwijających się form życia. Transformacji, prowadzącej przewoźniki duszy do umiejętności pojęcia i docenienia swojego własnego połączenia z całą kosmologiczną strukturą życia, żyjąc w jedności z Pierwszym Źródłem. Organizm ten jest fundamentalnym systemem, w którego zakresie funkcjonują wszystkie pozostałe systemy multiwersu, a transformacja przez niego przeprowadzana to najwyższy powód istnienia życia we wszechświecie. Każdy z was jest jak cząsteczka pojedynczej, ogromnej fali, która wypływając w kierunku zewnętrznym, przepływa poprzez wszechświatowe spektrum form życia i doświadczenia, a następnie powraca do brzegu, gdzie zostaliście stworzeni. Energia tego systemu jest jak gigantyczny lej doprowadzający gatunki do Pierwszego Źródła. Lej ten, u rozwijającego się gatunku, tworzy priorytetowy tor ruchu dla jedności oraz dla ponownego połączenia się z Pierwotnym Stwórcą, tym niemniej gatunki rzadko kiedy zdają sobie sprawę, że Pierwotny Stwórca przebywa pod zewnętrzną warstwą formy ludzkiej, anielskiej, pozaziemskiej, oraz sił kosmicznych. Jest on ukryty tak głęboko, że dopóki nie zostanie odsłonięta ostatnia zasłona, zawsze dominuje usilne przekonanie jakoby tam go nie było. Pierwotny Stwórca, czyli Pierwsze Źródło, umieszczone jest w waszym wnętrzu w tyglu waszego składu genetycznego. Tam czeka na was Pierwsze Źródło. My, starsi reprezentanci ludzkości, przybywamy ukazać wam jak uwolnić ten obraz – to niezmienne wspomnienie waszej przyszłej jaźni. Pierwsze Źródło zostało ulokowane w waszym ciele, pozostając niewidoczne dla waszych zmysłów i technologii, ale jest ono absolutnie rzeczywiste i absolutnie wasze. To, co stoi przed wami to słowa, a za nimi, głos. To, co stoi za głosem to rodzaj świadomości, który wasi psychologowie nazywają Nieświadomością Zbiorową. Jednakże my mówimy wam, że nie jest to nieświadomość – jest to przejaw waszego najgłębszego zdrowego rozsądku, który zachęca was oraz tysiące osób wam podobnych, do zagłębienia się w materiały przez nas pozostawione. Słowa, muzyka, obrazy, symbole, definicje, wszystko to razem tworzy ścieżkę pozwalającą zbliżyć się do tego najgłębszego rozsądku Pierwszego Źródła, oraz poczuć ten świat z bezpiecznej pozycji w waszym własnym świecie. Żywimy nadzieję, iż uszanujecie te słowa swoimi poczynaniami i podążycie za dźwiękiem swojego głosu do waszego domu. Waszego prawdziwego domu. Neruda przerwał czytanie i spojrzał na monitor z postacią Davida. „Czytasz teraz ten fragment?” „Tak.” „Co o tym sądzisz?” David zaczął mówić, zatrzymał się, po czym oparł się o oparcie fotela. „Sądzimy, że wprowadzenie to jest kolejnym dowodem kontaktu z nieznaną inteligencją, lecz nie jest możliwe stwierdzić czy jest to Rasa Centralna. Jednakże, bez dwóch zdań tekst ten jest interesujący. Przy okazji, zakończyliśmy właśnie deszyfrację sekcji ósmej. Sekcję dziewiątą ukończymy za mniej niż dwadzieścia sześć minut.” „Ile mamy stron?” „Od początku do sekcji ósmej, mamy dwa tysiące osiemset siedemnaście stron,” odpowiedział rzeczowo David. „Drukujemy to, lecz zakończenie wydruku nastąpi za dziesięć minut lub coś koło tego. Zakładam, że będziesz chciał dostać pierwszą kopię.” „Tak, proszę,” odparł Neruda. Przewinął tekst na drugą stronę i kontynuował czytanie. Zainstalowaliśmy na Ziemi system siedmiu miejsc, które po odkryciu i zdekodowaniu, wzniosą waszą transformację na płaszczyznę nowej, naukowo-filozoficznej syntezy, która stworzy zupełnie nową społeczność globalną. Odkryjecie ten system – nazywamy przez nas Galaktycznymi Strefami Dopływu – we właściwym czasie, lecz w pierwszej kolejności, musicie podzielić się tą pierwszą częścią materiałów z mieszkańcami waszej planety. Muszą one być udostępnione w waszych sieciach danych bez względu na koszty, położenie geograficzne, historię, czy system wierzeń. Materiał zawarty na tym dysku przebudzi część waszych obywateli do przygotowania się na zmiany konieczne do podtrzymania waszej planety oraz dokonania niepodważalnego, naukowego odkrycia duszy ludzkiej. To właśnie to odkrycie i tylko ono, jest dla gatunku ludzkiego jedyną przepustką do większego społeczeństwa inicjatyw i partnerstwa funkcjonujących na szczeblu intergalaktycznym. Mamy świadomość, że słowa te mogą u niektórych z was budzić obawę i niepewność. Mamy także świadomość, iż będzie wielu u władzy, którzy nie będą chcieli upowszechnić tych materiałów, obawiając się społecznej paniki i nieładu. W każdym razie, jeśli nie dowierzacie w nasze przewidywania, to i tak nie weźmiecie pod uwagę naszych ostrzeżeń, ani nie podejmiecie konstruktywnych działań. Czyniąc tak, przejawia się swoją kompletną nieodpowiedzialność. Radzimy wam abyście uważnie przestudiowali system, który pozostawiliśmy. Składa się on z czegoś więcej niż wyłącznie z samych słów. Równoprawnymi elementami składowymi całego systemu są: muzyka, symbole, matematyka, geometria, poezja, oraz obrazy. Razem, tworzą one kodowany strumień danych sensorycznych, będący potężnym katalizatorem następnego etapu waszej ewolucji. Jesteśmy stwórcami ludzkości, dlatego mieliśmy możliwość zakodowania w waszej strukturze genetycznej receptorów, które możemy aktywować przy pomocy naszych słów kluczowych, dźwięków, oraz symboli graficznych. Zanurzywszy się w nasze strumienie danych sensorycznych, będziecie ulegać mutacji. Od strony genetycznej, wasza wewnętrzna, subatomowa architektura staje się coraz bardziej otwarta i przystępna dla częstotliwości energii emanującej z najbardziej centralnego obszaru Wielkiego Wszechświata. Częstotliwości te są całkiem dosłownie dostarczycielami waszego nowego życia jako gatunku. Technologie, które pozostawiliśmy wam do odkrycia, umożliwiają koordynację energii napływającej z Wszechświata Centralnego pod kątem transpozycji waszej struktury genetycznej na wyższy wymiar egzystencji, egzystencji która uczyni was nienaruszalnymi dla naszego starożytnego przeciwnika – Animus. Animus są nie posiadającymi duszy stworzeniami z najgorszych koszmarów. Odwiedzili już wcześniej waszą planetę, lecz było to blisko 300 milionów lat temu, kiedy to jeszcze struktura genetyczna planetarnych form życia nie była tak wysoko rozwinięta, a w związku z tym, nie była ona tak bardzo pożądana jak teraz. Kiedy powrócą, nie będą tym razem tak apatyczni. Ujrzą w przewoźnikach duszy ludzkiej waszej planety skarb warty ich zmagań i podboju. Animus poszukują genetycznych repozytoriów naszych gatunków, ponieważ sami pragną stać się przewoźnikami duszy. Jest tylko jedna rzecz, której się boją: swojego wymarcie. Lęk ten jest siłą napędową stojącą za ich wyprawami w poszukiwaniu potencjalnych do skrzyżowania się z nimi gatunków dysponujących kompatybilnymi dla nich przewoźnikami duszy i jednocześnie cechujących się elastyczną wobec ich umysłu grupowego strukturą genetyczną. Obawiają się unicestwienia, jako że ich ciała fizyczne są niezdolne do podtrzymywania wibracji suwerennej duszy. Nie są oni w stanie obejmować tej częstotliwości jako zindywidualizowanej esencji. Potrafią podtrzymywać jedynie umysł grupowy, co czyni ich niezwykle podatnymi na lęk przed wymarciem. Lęk ten kieruje ich poczynaniami jako najeźdźcy i nihiliści. Staniesz teraz w obliczu dylematu, jak przekazać te ostrzeżenie mieszkańcom waszej planety w sposób, który nie rujnuje struktur społecznych, lecz wznosi nowe struktury uzupełniające się z tymi dotychczasowymi. Naszą jedyną wskazówką jest abyś uważnie przestudiował te materiały, wówczas to reszta stanie się dla ciebie jasna. Zostałeś wybrany do ujrzenia tych słów. Nie miej wobec tego żadnej wątpliwości. Będą tacy, którzy spróbują zahamować upowszechnianie tych materiałów, lecz przyszłość waszej planety zależy od twojej zdolności do znalezienia odpowiedniej pomocy do udostępnienie tych materiałów opinii publicznej. Animus są niezwykle wyrafinowaną formą życia. Nie będą oni okazywać swojej agresji dopóki postawa taka będzie służyć ich celowi, stąd swoje prawdziwe oblicze ukażą dopiero wtedy, kiedy zyskają zaufanie przywódców światowych. Na szablon ich poczynań składa się obserwacja oraz analiza słabych punktów ofiary, namierzenie ośrodków przywódczych, budowa koalicji oraz – poprzez podstęp i zakrojone na szeroką skalę planowanie – uzyskanie wprowadzenia na planetę. Po publicznym wprowadzeniu i zapowiedzeniu swoich dobroczynnych poczynań, Animus kontynuować będą kampanię zjednywania sobie wpływowych elit politycznych, naukowych i kulturowych do sieci własnych egoistycznych interesów. Są oni mistrzami manipulacji o wybitnych umysłach i wasi obywatele, nawet najznakomitsi z waszego gatunku, będą nieprzygotowani do stawienia oporu ich starannie zorkiestrowanym planom, gdyż będzie już za późno. Animus przeprowadzą wstępny proces krzyżowania się z gatunkiem i ustanowią swoje kolonie na pobliskich sztucznych planetach. Będą poddawać infiltracji najwyższe ośrodki rządkowe, a ich hybrydowe potomstwo stanie się nowymi przywódcami Ziemi i wszystkich jego rdzennych populacji. Ekonomia światowa pozytywnie zareaguje na transfery technologiczne, propagandę, jak i manipulacje polityczne Animus, lecz jednocześnie wyczuwalna stanie się aura niepokoju, na którą odpowie silna opozycja wychodząca na światło dzienne nawet już w pierwszym roku wprowadzenia Animus na planetę. Opozycja stawać się będzie coraz to głośniejsza i bardziej zdecydowana, aż ostatecznie doprowadzi do ujawnienia prawdziwych intencji Animus: kontrola nad planetą Ziemia oraz nad jej repozytorium genetycznym. Wraz z siedmioma miejscami WingMakers i artefaktami stanowiącymi ich zawartość, my, Rasa Centralna, udostępniamy waszemu gatunkowi strumień danych sensorycznych zdolny katalizować członków waszego gatunku do mutacji. Mutacja ta jest niezwykle subtelna, lecz przebudzi ona część mieszkańców ku ich celowi, którym jest odkrycie Nawigatora Całości – czyli tego fragmentu Pierwszego Źródła, który umieszczony jest we wnętrzu każdego z was. Wraz z dokonaniem tego odkrycia, uzyskacie pełny dostęp do naszej protekcji i asysty w zakresie całości gatunku, a nie wyłącznie w zakresie jednostek. Od niepamiętnych czasów ochraniamy naszych potomków i repozytoria genetyczne przed Animus. Musimy jednak szczerze przyznać, iż nie zawsze odnosimy sukces. Wasz sukces jest niezwykle istotny, jako że Ziemię cechuje wyjątkowo duża rozmaitość populacji genetycznych. Nasza asysta zawarta jest w systemie kodowanych strumieni danych sensorycznych, które znane będą jako Materiały WingMakers. System ten jest naszą metodą dotarcia z subtelną asystą do waszego świata, do czasu nastania tego złotego dnia, w którym to uświadomicie sobie – jako cały gatunek – że nie wywodzicie się od ziemskich zwierząt, lecz jesteście wizją Pierwszego Źródła. Wszystko to, co ukazaliśmy poprzez tę wiadomość zaplanowane jest wydarzyć się w przeciągu najbliższych 75 lat. Wydarzenia te są niemalże rewolucją. Wymagają one twojego zaangażowania jako rewolucjonista. Słowa te widoczne będą jedynie dla twoich oczu. Zapamiętaj je dobrze. Fakt ten ustanawia odpowiedzialność na twojej osobie. Neruda potarł oczy. Czuł się niezręcznie mając świadomość, że słowa skierowane były wyłącznie do niego. „David, czytasz teraz to wprowadzenie?” „Jestem trochę zaabsorbowany uzyskaniem zawartości pozostałych sekcji. A dlaczego pytasz?” „Mógłbyś spojrzeć na wydruk pierwszej sekcji i powiedzieć, co widzisz na stronie drugiej?” „Zaczekaj moment,” odparł David. „Chcesz żebym przeczytał to na głos?” „Tak.” „Ok,” potwierdził David, przełykając ślinę jakby przygotowywał się do mowy. „Zasady Życiowe Suwerennej Całości – tak brzmi nagłówek. Model ekspresji przyjmujący formę Istoty powstał w celu zaistnienia możliwości eksploracji nowych pól wibracji–” „Wow, jak to możliwe, że możesz mieć inny tekst?” „Co masz na myśli?” „Tekst na mojej drugiej stronie jest zupełnie inny. Jak to możliwe, że ty nie masz tego samego–” Neruda zatrzymał się w połowie zdania. Spoglądał na ekran swojego monitora i tekst, który przed chwilą czytał, nieoczekiwanie rozpłynął się i zastąpiony został tekstem przeczytanym przez Davida. Umysł Nerudy osłupiał. „Jak to jest możliwe?” Pytał sam siebie, potrząsając z nie dowierzeniem głową. „Co?” zapytał David. „Co się stało?” „Czytałem tekst, który przed chwilą rozpłynął się na moich oczach. Nie został on wydrukowany, ani też ty go nie przeczytałeś. Wygląda tak, jakby druga strona tekstu uległa wymazaniu.” „Jakby tekst przeznaczony był jedynie dla pierwszej pary oczu?” „Dokładnie,” wykrzyknął Neruda. „Ale jak to zrobili?” „Zaczekaj chwilę.” David skupił się na panelu kontrolnym systemu monitorującego ZEMI. „Nie wystąpiły żadne niezgodności z ZEMI. Wszystkie funkcje w normie. Jedynym wytłumaczeniem, jakie miałoby sens jest to, że tekst ten miał zaprojektowaną funkcję auto-wymazania się z pliku źródłowego. Nic nie zapisaliśmy w naszym systemie. Byliśmy skupieni na otwieraniu plików i ich wydruku.” „Zrób to teraz,” zlecił Neruda. „Zapisz wszystko, do czego udało nam się uzyskać dostęp.” „Zrozumiałem,” potwierdził David. „Wszystko zostanie zapisane w pliku o nazwie: AAP ZAWARTOŚĆ DYSKU DLA SEKCJI 1-11.” „Czy druga strona wciąż ma tę samą zawartość?” „Tak.” „Cholera.” „Może powinieneś przerwać na moment pracę i w spokoju zrekonstruować tekst,” zasugerował David. „Pamiętasz go, mam rację?” „Tak, oczywiście,” odpowiedział Neruda, ale jednocześnie myślał jak zatrzymać treść tekstu dla siebie. W ciągu ostatnich ośmiu godzin miało miejsce zbyt wiele zdarzeń, które potwierdzały, że jego dotychczasowy świat uległ zmianie; tak jakby jakaś gigantyczna dłoń sięgnęła w dół, podniosła go i opuściła na nowy etap życia. Nie odczuwał już dłużej lojalności wobec ACIO, ale raczej do tajemniczych WingMakers. Niepokoiło go, że jego lojalność ulec może tak radykalnemu zachwianiu, lecz jednocześnie zdał sobie sprawę, iż twórcy miejsca ETC, jeśli byli oni Rasą Centralną, oferowali właśnie ludzkości coś, co pod każdym względem warte było zdecydowania się na taką zmianę. „Zrekonstruuj to do pliku tekstowego, tak abym mógł go dołączyć do strony drugiej,” zaproponował David. „David, zrobię to rano. Jestem teraz zbyt zmęczony. Myślę, że poczytam jeszcze trochę i pójdę odpocząć.” „Ok,” odparł David. „Chcesz wydruk zanim wyjdziesz?” „Jasne, masz już gotowy?” „Zapytaj przy wychodzeniu, a będzie już gotowy.” „Dzięki.” „Aha i jeszcze jedno,” dodał David. „Zeskanowałem trzysta dwadzieścia jeden stron wydrukowanych z sekcji pierwszej i samego tekstu nie jest w tym zbyt wiele. Większość to zapisy muzyczne i coś, co wygląda na kod programistyczny. Wciąż jeszcze nie jesteśmy przekonani, co do jego przeznaczenia, ale wydaje się przystępnym do zrozumienia – zajmie nam trochę czasu jego przekład do postaci umożliwiającej konstrukcję modelu aplikacji. Tekst filozoficzny zajmuje pięć procent wydrukowanych danych, poezja dwa procent, matematyka osiem procent, kod programistyczny sześćdziesiąt trzy procent, muzyka dwadzieścia dwa procent. Dość dziwna mieszanka.” „Nie dla istot, które określają siebie mianem budowniczych kultury,” powiedział Neruda z uśmiechem na twarzy. David pozostał w milczeniu. Neruda powrócił do tekstu, spragniony wczytać się głębiej w głos, któremu coraz bardziej zaczynał ufać. Zauważył znajome mu słowa w tytule tekstu. ZASADY ŻYCIOWE SUWERENNEJ CAŁOŚCI Model ekspresji przyjmujący formę Istoty powstał w celu zaistnienia możliwości eksploracji, za pośrednictwem instrumentów biologicznych, nowych pól wibracji – a poprzez ów proces odkrywania – transformacji na nowy poziom rozumowania i ekspresji jako Suwerenna Całość. Suwerenna Całość jest najpełniejszą formą ekspresji w ramach modelu Istoty funkcjonującego w obrębie wszechświatów czaso-przestrzeni, jest ona również najdokładniejszą egzemplifikacją możliwości Inteligencji Źródła dostępną dla modelu Istoty. Suwerenna Całość reprezentuje poziom możliwości, jaki przypisano modelowi ekspresji w formie Istoty, wówczas, gdy został on pierwotnie skonceptualizowany przez Pierwsze Źródło. Bywają na Terze-Ziemi ludzie, którzy doświadczają lekkiego powiewu wiatru z tej potężnej nawałnicy, którą nazywamy Świadomością Suwerennej Całości. Niektórzy nazywają ją wniebowstąpieniem; inni używają określeń typu: iluminacja, wizja, oświecenie, nirwana, świadomość kosmiczna. Mimo że wedle ludzkich standardów doświadczenia te zasługują na miano dogłębnych, to są one jedynie wstępnym drgnięciem Suwerennej Całości, która w takich przypadkach rejestruje, że zaczyna być z coraz większą intensywnością używana do przemierzenia i przebudzania odległych krańców jej egzystencji. To, co większość gatunku uważa za krańcową błogość, jest zaledwie impresją Suwerennej Całości szepczącą do swoich reprezentacji formy i życia biologicznego, przekonując je, aby wejrzały one w korzenie swojej własnej egzystencji, a następnie zjednoczyły się z wolną od formy i ograniczeń, wszystko przenikającą, inteligencją. Świadomość Suwerennej Całości wybiega daleko poza skalę ludzkiej sceny życia, tak jak gwiazdy na niebie są poza dotykiem Terry-Ziemi. Możecie obserwować gwiazdy swoimi ludzkimi oczami, ale nigdy nie dotkniecie ich swoimi ludzkimi rękoma. Podobnie, za pomocą instrumentu ludzkiego możecie mgliście dostrzegać zaczątki świadomości Suwerennej Całości, jednakże doświadczyć jej już nie możecie za pomocą instrumentu ludzkiego. Dostępna jest ona jedynie poprzez stan całkowitości istoty, jako że Suwerenna Całość oraz jej pozostałości z percepcji dostępnej w Rzeczywistości Źródła, mogą istnieć tylko w stanie całkowitości. Stan całkowitości uzyskiwany jest jedynie w procesie nabycia przez świadomość jednostki zdolności do odseparowania samej siebie od czasu i ujrzenia własnej egzystencji w bezczasowości. Instrument ludzki jest przewoźnikiem duszy, zawierającym w sobie fizyczne, emocjonalne oraz mentalne aspekty istoty ludzkiej, które po odpowiednim dostrojeniu uruchamiają – na podobieństwo metamorfozy – procedurę scalania, już w pełni do tego gotowych tożsamości, w Suwerenną Całość. Aktywowanie stanu świadomości Suwerennej Całości jest następnym etapem percepcji i wyrażania dla modelu w formie Istoty, a jego aktywacja zachodzi wtedy, gdy Istota projektuje swoją rzeczywistość zgodnie z takimi zasadami życiowymi, które symbolizują sobą Rzeczywistość Źródła, w przeciwieństwie do rzeczywistości pochodzenia zewnętrznego, która wiąże się z modelem egzystencji ewolucyjno/zbawczym. Neruda zatrzymał się. W jego oczach malowało się zdumienie. Czuł jak jego umysł zrzuca jakieś dawno temu nałożone kajdany. Spragniony był wtopić się w dalszą część tekstu, lecz jednocześnie zdawał sobie sprawę, że już dzisiejszej nocy jego organizm znajduje się na skraju wyczerpania. „David, masz już gotowy wydruk?” „Prawie.” „Myślę, że na dzisiaj skończę i przeczytam resztę rano,” powiedział Neruda, z wyraźnym zmęczeniem w głosie. „Będę miał pełen wydruk za jakieś trzy do czterech minut.” „Dzięki, zaczekam pięć.” Neruda zerknął na monitor, niezdolny oprzeć się pokusie poznania kolejnego fragmentu tekstu. Zasady życiowe symbolizujące Rzeczywistość Źródła pełnią rolę matryc tworzenia przygotowanych przez Inteligencję Źródła. Przeznaczone są one do tworzenia rzeczywistości z perspektywy Suwerennej Całości oraz do przyśpieszania jej zaistnienia na obszarze pól wibracji, które dotychczas ją odrzucały. Zasady te pomagają stworzyć sposobność do uruchomienia procedury scalania dla nie posiadających formy oraz już w pełni do tego gotowych tożsamości Istoty. Są one pomostami, dzięki którym instrument ludzki – ze wszystkimi jego elementami w stanie nienaruszonym – może doświadczać Suwerenno Całościowej percepcji całości. W miarę jak instrument ludzki zaczyna coraz bardziej współpracować z Inteligencją Źródła, zmierzać będzie on w kierunku takich zasad życiowych, które symbolicznie wyrażają twórcze zasady Pierwszego Źródła. Istnieje szeroki zakres ekspresji potrafiących zainicjować doświadczenie transformacyjne Suwerennej Całości oraz uwolnić Istotę z uwarunkowań czaso-przestrzennych i ośrodków kontroli zewnętrznej. O ile sama ekspresja może ulegać zmianie, o tyle zamiar wykonywania ekspresji określony jest dość precyzyjnie jako zamiar rozwinięcia własnej Istoty do stanu scalania, poprzez który instrument ludzki coraz bardziej dostraja się do perspektywy Suwerennej Całości. Istnieją trzy podstawowe zasady życiowe, które przyśpieszają doświadczenie transformacyjne oraz pomagają w zestrojeniu instrumentu ludzkiego z perspektywą Suwerennej Całości. Są to: 1) Związek ze wszechświatem poprzez wdzięczność 2) Głęboki szacunek do Źródła obecnego we wszelkim istnieniu 3) Wspieranie życia Kiedy jednostka stosuje powyższe zasady, to włączony zostaje tryb ujawniania – poprzez jej doświadczenie życiowe – głębszego znaczenia stojącego za zdarzeniami będącymi składowymi tegoż doświadczenia życiowego, a które początkowo wydaje się zupełnie przypadkowym – dotyczy to zarówno kontekstu wszechświatowego jak i osobistego. ZWIĄZEK ZE WSZECHŚWIATEM POPRZEZ WDZIĘCZNOŚĆ Zgodnie z tą zasadą, Wszechświat Całości jest reprezentantem kolektywnej inteligencji, poddającej się personalizacji do pojedynczej Istoty Wszechświatowej. A zatem, zgodnie z tym modelem wnioskowania, w całym kosmosie istnieją tylko dwie Istoty: Istota Jednostkowa oraz Istota Wszechświatowa. Jako że przewoźnik duszy jednostki cechuje podatność na wpływy oraz nieustanne zmiany przystosowawcze do nowego strumienia informacji, to tak samo jest w przypadku Istoty Wszechświatowej, będącej dynamicznym i żywym szablonem energii potencjalnych oraz doświadczeń, które są koherentne i dające się znać tak dobrze jak osobowość i zachowanie przyjaciela. Istota Wszechświatowa dynamicznie reaguje na Istotę Jednostkową oraz na jej percepcje i ekspresje. Jest ona jak kompozyt omni-osobowości, nasycony Inteligencją Źródła, reagujący na percepcje jednostki w sposób podobny do działania tafli wody odzwierciedlającej obraz nad nią się znajdujący. Każdy, kto przebywa w instrumencie ludzkim w rzeczywistości jest – w swoim najgłębszym rdzeniu – Suwerenną Istotą, która potrafi dokonać transformacji instrumentu ludzkiego w instrument Suwerennej Całości. Niemniej jednak, dokonanie tejże transformacji uzależnione jest od tego, czy jednostka wybiera projekcję obrazu Suwerennej Całości nad zwierciadłem Istoty Wszechświatowej, czy projekcję obrazu pomniejszonego będącego zniekształceniem jej prawdziwego stanu istnienia. Meritum zasady związku ze wszechświatem poprzez wdzięczność, polega na świadomym projektowaniu obrazu samego siebie poprzez wyrażanie swojego szacunku i wdzięczności wobec wspierającego „zwierciadła” Istoty Wszechświatowej. Innymi słowy, Istota Wszechświatowa pełni rolę partnera dla Istoty Jednostkowej przy kształtowaniu jej ekspresji rzeczywistości. Jeśli jednostka projektuje swój suwerenny obraz na zwierciadle Istoty Wszechświatowej, to jej rzeczywistość przyjmuje postać wewnętrznego procesu tworzenia, który jest całkowicie niezależny od zewnętrznych uwarunkowań i ośrodków kontroli. Proces ten przebiega na zasadzie wymiany energii wspierającej, kierowanej od jednostki do Istoty Wszechświatowej, a najlepszym sposobem na aplikację tejże energii jest wyrażanie wdzięczności za to, jak perfekcyjnie i precyzyjnie zachodzi ta wymiana w każdym momencie życia. Gdy jednostka zdaje sobie sprawę (albo przynajmniej jest zainteresowana zdawaniem sobie sprawy) z tego, jak perfekcyjnie Istota Wszechświatowa wspiera suwerenną rzeczywistość jednostki, to wówczas ma miejsce potężne i naturalne odczuwanie wdzięczności wypływającej od Istoty Jednostkowej do Istoty Wszechświatowej. Jest to dokładnie to źródło wdzięczności, które powoduje otwarcie kanału dla wsparcia płynącego od Istoty Wszechświatowej do Istoty Jednostkowej, jak również powoduje ono zaistnienie współpracy celu skoncentrowanego na dokonaniu transformacji instrumentu ludzkiego w ekspresję Suwerennej Całości. Neruda zatrzymał się i spojrzał na zegarek. Czytał on już kiedyś teksty ukazujące podobną perspektywę, lecz tym razem wyczuwał coś fundamentalnego emanującego z tych słów, co sprawiało, że czuł stojącą za nimi autentyczność. Przypomniał sobie jak tłumaczył teksty Corteum i zauważył, że wedle jego odczuć wydźwięk ich zbliżony był do obecnych tu nauczań. Zastanawiał się, czy w jakiś sposób WingMakers nie ukształtowali już wierzeń filozoficznych Corteum. Być może owe istoty z centrum wszechświata także odwiedziły kiedyś planetę Corteum – choć wydawało mu się mało prawdopodobnym, aby Corteum byli genetycznie powiązani z gatunkiem ludzkim. „Gotowe,” oznajmił głos Davida. „Dzięki,” powiedział Neruda, trochę nieobecny, jakby jego umysł znajdował się teraz zupełnie gdzie indziej. „Co jak na chwilę obecną o tym sądzisz?” zapytał David. „Fascynujące, ale będą potrzebował więcej czasu, aby się w to wgłębić, zanim będę w stanie wyrobić sobie rzetelny o tym pogląd.” „Zostawię dane z pierwszych ośmiu sekcji na moim pulpicie. Aha i jeszcze jedno, sekcja dziewiąta dostępna będzie w przeciągu najbliższych dziesięciu minut. Zaczekasz na nią?” „Jasne, zaczekam. Mam wystarczająco wiele materiałów, które zatrzymają mnie tu na kolejne dziesięć minut. Mówiąc szczerze, teksty te nie należą do najprostszych.” „Nawet dla ciebie?” zapytał z uśmiechem David. „Zwłaszcza dla mnie.” „Dam tobie znać, kiedy będzie skończone,” poinformował David, po czym zmienił ton głosu. „Mamy pewną teorię odnośnie oprogramowania.” „Ciekawe,” powiedział Neruda. „Zatem, słucham?” „Jak do tej pory, każda z ośmiu komór posiada podobny podział danych. Bez dwóch zdań dostrzegalny jest tutaj powtarzający się wzorzec. Zdecydowana większość danych to kod programistyczny. Sądzimy, że kod programistyczny to sekwencja aktywacyjna dla technologii znalezionych wewnątrz komór.” „Czy translacje kodu są rozpoznawalne przez ZEMI? „Nie, ale myślę, że jesteśmy w stanie go rozgryźć. Jednakże zajmie trochę wykonanie eksperymentów analitycznych.” „Dobrze by było wiedzieć jak uzyskać dostęp do ich technologii.” „Zgadzam się,” powiedział David, „być może, jeśli uda nam się zrozumieć ich język programistyczny, to zdołamy dojść do tego jak uaktywnić samą technologię.” „Masz na myśli bezprzewodowy transfer kodu?” „Być może. Ale równie dobrze może to być muzyka lub dźwięki, które wydają się być obecne w tych wydrukach. Może to one aktywuję technologię. Przekonamy się o tym – mam nadzieję już wkrótce.” „Czy wszystko zostało zapisane w strukturze danych ZEMI?” „Tak, przynajmniej, jeśli mowa o danych do sekcji ósmej włącznie.” „Poszukaj protokołów interfejsu.” „Brak wyników.” „A niech to. A już myślałem, że moglibyśmy mieć szczęście.” „Coś jeszcze?” „Nie, możesz już powrócić do pracy.” Neruda przeciągnął dłonie przez włosy i przez chwilę potarł tylną część szyi. Mimo, że jego ciało było wyczerpane, to umysł intensywnie analizował wszystkie zdarzenia sprzed ostatnich ośmiu godzin, jak również treść znajdującego się przed nim tekstu. Zdecydował się powrócić do czytania, do czasu aż David zakończy prace nad sekcją dziewiątą. To głównie wdzięczność – dokonująca translacji wewnętrznych relacji, zachodzących pomiędzy Istotą Jednostkową a Istotą Wszechświatową, na zrozumienie – otwiera instrument ludzki na obecne w nim łącze do suwerennej istoty oraz na dostępną dla niego ewentualną transformację w Suwerenno Całościowy stan percepcji i ekspresji. Udoskonalanie i wspieranie relacji pomiędzy Istotą Jednostkową a Istotą Wszechświatową jest rzeczą niezwykle ważną, jako że relacje te bardziej niż cokolwiek innego, determinują poziom akceptacji przejawianej przez jednostkę wobec niezliczonych form i manifestacji życia. Kiedy zmiany w rzeczywistości suwerennej postrzegane są przez Istotę Jednostkową jako zmiany powiązane z dynamicznym przekształcaniem się persony Istoty Wszechświatowej, to żyje ona wówczas w większej harmonii z życiem samym w sobie. Życie staje się wymianą energii pomiędzy Istotą Jednostkową a Istotą Wszechświatową, co sprawia, że rozgrywanie go wolne jest od osądzania, a doświadczanie go pozbawione lęku. Rdzeniem stanowiącym podstawę miłości bezwarunkowej jest: doświadczanie życia – we wszystkich formach jego manifestacji – jako pojedynczej, zjednoczonej inteligencji, która perfekcyjne reaguje na projekcję obrazu generowanego przez instrument ludzki. Kiedy instrument ludzki przesyła Istocie Wszechświatowej odczuwaną wobec niej wdzięczność, bez względu na okoliczności i warunki zewnętrzne, to życie zaczyna coraz aktywniej wspierać otwieranie się instrumentu ludzkiego na aktywację zaimplementowanych weń Kodów Źródłowych, oraz funkcjonować w ramach konstrukcji syntezowego modelu ekspresji. Odczuwanie wdzięczności połączone z mentalnym konceptem zrozumienia, w czasie tego wyrażania, przyjmuje postać niewidocznej dla oka wiadomości rozsyłanej we wszystkie kierunki i na obszar całości listwy czasowej. W tym konkretnym kontekście, wdzięczność wobec Istoty Wszechświatowej rozumiana jest jako siła napędowa aktywnie towarzysząca wszelkim formom ekspresji podejmowanym przez instrument ludzki. Każdy oddech, każde słowo, każde dotknięcie, każda myśl, każda czyniona rzecz skoncentrowana jest na wyrażaniu tego specyficznego uczucia wdzięczności. Wdzięczności za suwerenność jednostki oraz wsparcie, jakie otrzymuje ona od Istoty Wszechświatowej, która to wyraża samą siebie poprzez wszelkie formy i manifestacje inteligencji obierając sobie zdecydowany cel tworzeniu rzeczywistości idealnie dopasowanej pod kątem aktywacji Kodów Źródłowych jednostki oraz transformacji instrumentu ludzkiego i Istoty w Suwerenną Całość. Jest to ta specyficzna forma wdzięczności, która przyśpiesza aktywację Kodów Źródłowych i w związku z tym uwalnia zawartą w nich unikalną umiejętność do przeprowadzenia integracji całkowicie różniących się od siebie komponentów instrumentu ludzkiego oraz Istoty, a następnie transformowania ich w Suwerenno Całościowy stan percepcji i ekspresji. Czas jest jedynym czynnikiem, który zniekształca to skądinąd klarowne połączenie pomiędzy Istotą Jednostkową a Istotą Wszechświatową. Czas, ingerując w to połączenie, wytwarza zagłębia rozpaczy, beznadziejności i opuszczenia. Tym niemniej, to właśnie owe zagłębia często odpowiedzialne są za doprowadzenie do aktywacji Kodów Źródłowych Istoty oraz ustanowienia bardziej intymnych i harmonijnych relacji z Istotą Wszechświatową. Czas powoduje separację doświadczenia oraz nakłada filtr postrzegania rzeczywistości jako elementu pozbawionego ciągłości, co z kolei powoduje zwątpienie w bezstronność i zdecydowany cel Istoty Wszechświatowej. W rezultacie tego stanu rzeczy, czas wytwarza lęk powstały z przekonania, iż wszechświat nie jest zwierciadłem, ale chaotycznym, kapryśnym zbiorem energii. Kiedy instrument ludzki zestroi się z Suwerenną Całością i zdecyduje się rozwijać swoją rzeczywistość zgodnie z perspektywą Suwerennej Całości, to tym samym przyciąga on do siebie naturalny stan harmonii. Niekoniecznie oznacza to, że instrument ludzki wolny jest wtedy od wszelkich problemów i niewygód, oznacza to zaistnienie specyficznej percepcji dostrzegania, że w tym co ukazuje nam życie zawarty jest nieodzowny cel. Innymi słowy, naturalna harmonia zdaje sobie sprawę, że doświadczenie życiowe jest elementem o głębokim znaczeniu dla procesu stwarzania trwałego uczucia radości i wewnętrznego pokoju, o tyle, o ile jednostka zestrojona jest z Suwerenną Całością a jej rzeczywistość osobista wypływa z tej warstwy wszechświata wielowymiarowego, która reprezentowana jest przez Suwerenną Całość. Wdzięczność jest kluczowym aspektem miłości otwierającym instrument ludzki na uznanie roli Istoty Wszechświatowej oraz powodującym przedefiniowanie dotychczasowego wyobrażenia instrumentu ludzkiego o celu jej istnienia na taki, który Istotę Wszechświatową postrzega jako wspierające przedłużenie rzeczywistości suwerennej, a nie jako kapryśne zachcianki losu lub wybredne reakcje mechanicznego, oderwanego od życia wszechświata. Nawiązanie relacji z Istotą Wszechświatową poprzez przesyłanie swojej wobec niej wdzięczności, przyciąga do jednostki transformacyjne doświadczenie życiowe. Doświadczenie to intensywnie skoncentrowane jest na odkrywaniu najgłębszego znaczenia życia oraz na jego najbardziej twórczym celu. Głos Davida przerwał proces myślowy Nerudy. „Czytasz jeszcze?” „Tak. A dlaczego pytasz?” „Mamy coś dla ciebie.” „Mianowicie?” „Znaleźliśmy formę hipertekstowego olinkowania tekstów. Odpowiednik glosariusza dla tekstów każdej z sekcji. Właśnie aktualizuję twój ekran nowymi plikami. Kliknij na którekolwiek słowo bądź frazę, które wydają się mało znane.” Neruda przesunął kursor na frazę – Suwerenna Całość – po czym dwukrotnie kliknął. SUWERENNA CAŁOŚĆ Suwerenna Całość jest stanem świadomości, dzięki któremu Istota i wszystkie jej zróżnicowane formy wyrażania i percepcji, ulegają scaleniu jako świadoma całość. Jest to stan świadomości, ku któremu ewoluują wszystkie Istoty i w pewnym punkcie każda z nich osiąga stan transformacji pozwalający zarówno samej Istocie, jak i jej instrumentom doświadczania (np. instrumentowi ludzkiemu) osiągnąć postać ekspresji scalonej, którą cechuje zestrojenie i harmonia z Inteligencją Źródła. „Genialne,” wykrzyknął Neruda, bardziej sam do siebie. „Czyni to tekst bardziej zrozumiałym. Nie ma, co do tego wątpliwości,” zaznaczył David. „Myślę, że udam się teraz do domu i uszczknę trochę snu. Potrzebujesz jeszcze czegoś zanim wyjdę?” „Nie, nic nie trzeba. Myślę, że wyjdę razem z tobą. Możesz przy wychodzeniu wziąć wydruki? Spotkamy się przy windzie za dwie minuty.” „Nie ma sprawy. Aha i przy okazji, Samanta przebudziła się ze snu regeneracyjnego. Evans odeskortował ją sprzed naszych biur zaledwie pięć minut temu. W pełni odzyskała siły i wydaję się czuć dobrze.” „Dzięki, David. Jestem ci wdzięczny za informowanie.” „Nie ma za co. Bez odbioru.” Neruda obserwował jak monitor ZEMI przechodzi w ciemnoszarą barwę. Skupił z powrotem uwagę na tekście sekcji pierwszej, przesunął kursor na frazę – Rzeczywistość Źródła – po czym niezwłocznie ukazała się definicja. RZECZYWISTOŚĆ ŹRÓDŁA Pierwsze Źródło żyje w Rzeczywistości Źródła. Rzeczywistość Źródła to wymiar świadomości, który bezustannie poszerza granice ekspansji – krańcową krawędź rozwoju i ewolucji dla całości świadomości. W każdym fragmencie tego dynamicznie poszerzającego się królestwa zawsze zawarta jest Rzeczywistość Źródła. Można ją porównać do wewnętrznego sanktuarium Pierwszego Źródła lub inkubatora ekspansji kosmologicznej. Nie istnieje dla niej żadna lokalizacja w postaci miejsca w czasie, jako że istnieje ona poza czasem i nie-czasem. Rzeczywistość Źródła jest spoiwem dla czasu i nie-czasu, całkowicie niewidocznym, a pomimo to absolutnie realnym. Wstał, zdając sobie sprawę, że musi już zamknąć system i iść w kierunku windy. Zauważył, że czuje swoje ciało jakoś inaczej, tak jakby straciło ono na wadze, a on sam był teraz mieszkańcem wydłużonego, niezbyt skoordynowanego, młodego łabędziego ciała. Jego głowę zaprzątały myśli o Samancie. Cały jego świat wydawał się znajdować w kompletnym zgiełku, mimo że czuł się wyciszony, jakby przebywał w środku oka cyklonu, podczas gdy wszystko wokół niego poddawało się destrukcji. Z jakiegoś powodu, w umyśle jego pojawiła się myśl, że musi porozmawiać z Emily. Wyłączając umieszczone pod sufitem halogenowe oświetlenie, Neruda głęboko westchnął. Poczuł się osamotniony bardziej niż kiedykolwiek, bardziej nawet niż wtedy, gdy będąc kilkuletnim dzieckiem przeżył śmierć swojej matki. Wiedział, że jego dezercja jest nieunikniona. Nie miał innego wyboru, jak odnaleźć dziewczynę o imieniu Lea, która nosiła w sobie klucz do tej wspaniałej tajemnicy. Siły nim kierujące były potężniejsze od jego osobistej woli. Czuł jak wspierają go w kierunku przyszłości, lecz ich twarze zamazane były w nieprzeniknionych płomieniach transformacji, które zewsząd go otaczały. Opuszczając laboratorium komputerowe uśmiechnął się do kamer ochrony. Część jego myślała już o wzywającej go wolności, ale też o niebezpieczeństwie, które bez wątpienia wiązało się z jej uzyskaniem. Sto Procent na Allegro.pl - Zróżnicowany zbiór ofert, najlepsze ceny i promocje. Wejdź i znajdź to, czego szukasz!
Tekst piosenki: Ref. Sto procent szacunku w waszym kierunku Sto procent szacunku Sto procent szacunku Raggamuffin style bracie, siostro dla ciebie Raggamuffin style rusza tutaj podziemie (x2) Ja kocham ten dźwięk i dobrze mi z tym Uwielbiam dobrych ludzi - nie będę się z tym krył Ja będę to robił do końca swych dni Ja będę to robił puki starczy mi sił ! Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu
Kalkulator procentów. Więcej o procentach. W matematyce procent (od łac. per centum „przez sto”) to liczba lub stosunek wyrażony jako ułamek 100. Często jest oznaczany za pomocą znaku procentu, „%”. Procent to liczba bezwymiarowa (czysta liczba), nie ma jednostki miary. Wykres kołowy przedstawiający odsetek przeglądarek Środowa prasa serwuje nam kilka ciekawych wątków. Oprócz Czesława Michniewicza i opinii o nim znajdziemy także rozmowę z Adamem Nawałką czy duży wywiad z Grzegorzem Krychowiakiem. Pomocnik opowiada o Paulo Sousie. – Portugalczyk pokazał zupełny brak szacunku i respektu nie tylko dla piłkarzy, ale przede wszystkim dla kibiców. Zachowanie pokazało tylko poziom tego człowieka. Już podczas ostatniego zgrupowania w Hiszpanii czułem, że coś jest nie tak. Atmosfera była jakaś inna, nazwałbym ją piknikową. Któregoś dnia nie przyszedł nawet na obiad. Pytałem Wojtka Szczęsnego, gdzie jest trener. Okazało się, że był zajęty jakąś rozmową. Odebraliśmy to jako brak szacunku wobec drużyny – mówi Szukiełowicz nie chce rozmawiać o Czesławie Michniewiczu. A przynajmniej nie o tym, jakim jest są największe plusy nowego szefa biało-czerwonych? – (chwila ciszy) Proszę o następne pytanie. Czyli o minusach też nie porozmawiamy? – Nie jest to temat, który powinniśmy drążyć. Powiem krótko – to Czesław Michniewicz sam zgłosił się do prokuratury, by zeznawać w sprawie korupcji. Był przesłuchiwany przez 8 godzin, ale najważniejsze jest to, że wykonał 711 telefonów do głównego szefa afery korupcyjnej. Średnio rozmawiali codziennie przez dwa lata!Jeden z trenerów, którego poprosiłem o komentarz po wyborze Czesława Michniewicza, powiedział dosadnie: „Z obecnym selekcjonerem to powinien przede wszystkim porozmawiać prokurator generalny Rzeczpospolitej. I nie mam nic więcej do dodania”. Posunął się za daleko? – Nie odpowiem na to pytanie, ale po nominacji Michniewicza na selekcjonera mój telefon dzwoni co chwila. Rozmawiam z ludźmi, nie tylko z trenerami, i konkluzja jest jedna – takiego wyboru prezes PZPN nie powinien dokonać. Ba, nie brakuje bardziej kategorycznych stwierdzeń, że nie miał prawa tego zrobić! Jeden z dziennikarzy, z którym jestem w częstym kontakcie napisał mi sms-a „Trenerze, czas umierać”. Piast Gliwice ma jedną z lepszych ofensyw w lidze. Przynajmniej na wszystko sprawia, że na razie trudno przewidzieć, jakie może być optymalne zestawienie ataku Piasta. Opcji jest kilka i wszystko zależeć będzie od pomysłu trenera Waldemara Fornalika. W ostatnim czasie gliwiczanie grali jednym wysuniętym napastnikiem i to nie jest dobra wiadomość dla nowych snajperów. Oznacza bowiem tyle, że ktoś będzie musiał zadowolić się rolą zmiennika. No, chyba że Piast zacznie grać dwójką z przodu. Trener Fornalik w Ruchu Chorzów tak grywał, a duety Sobiech – Niedzielan czy Piech – Jankowski radziły sobie świetnie. Jest również inna opcja. Sappinen zostanie przekwalifikowany na typową „10”, będzie grał czasem za, a czasem obok Kamila Wilczka. – Lubię zdobywać dużo bramek jako napastnik, ale zawsze najważniejszą rzeczą jest dobro zespołu. Zdaję sobie sprawę, że moja skuteczność może wpływać na zdobycz punktową – mówi Estończyk.„Sport” potwierdza nasze informacje sprzed kilku dni. Jimenez rusza do Kanady.– Temat nie jest jeszcze zamknięty, ale wygląda, że Jesus odejdzie – informuje nas Tomasz Młynarczyk, który do poniedziałku pełnił funkcję prezesa Górnika, a teraz ponownie jest członkiem Rady Nadzorczej. Zresztą z klubem związany jest od kilkunastu lat. – Wolą właścicieli było to, żeby pełny skład został. Oczywiście z Jimenezem była inna kwestia, bo na jego odejście nie mamy wpływu. Ale reszta zostanie. Jeżeli będą transfery zawodników, to takich, których trener nie widzi w składzie – wyjaśnia Tomasz Młynarczyk. W klubie już zaczęto rozglądać się za nowym napastnikiem. – Jeżeli transfer „Hessiego” zostanie sfinalizowany, to przydałby się ofensor, ale to skomplikowana układanka, bo jeden musi odejść, musi też być zgoda trenera na ewentualne zatrudnienie kogoś innego – mówi były prezes Sanogo może wrócić do Zagłębia Zagłębie szykują się do pierwszego sparingu w Turcji, a tymczasem w Sosnowcu ważą się losy powrotu Vamary Sanogo na Stadion Ludowy. Francuz wciąż jest piłkarzem Górnika Zabrze, ale dostał wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu. Nie można więc wykluczyć, że w tej sytuacji odnajdzie się w Zagłębiu. W Sosnowcu przyznają, że jest pomysł sięgnięcia po piłkarza doskonale znanego na Ludowym. – Tak, rozmawiamy z Sanogo i być może wkrótce do nas dołączy, natomiast w chwili obecnej Vamara ciągle jest piłkarzem Górnika Zabrze – ucina Łukasz Girek, prezes sosnowiczan. W stolicy Zagłębia doskonale znają piłkarskie walory Francuza. Obawy może jedynie budzić stan zdrowia piłkarza, który dyplomatycznie rzecz ujmując, jest dość podatny na urazy. Zatem jeśli dojdzie do transferu, to dopiero po uprzednich szczegółowych badaniach medycznych. Sanogo miałby być alternatywą dla Szymona Sobczaka. Nemanja Nedić podpisał nową umowę z GKS-em Tychy. Mówi o tym, dlaczego chciał zostać w stoper, który po rundzie jesiennej przez fanów tyskiej drużyny w plebiscycie sponsorowanym przez firmę Hilze, został najbardziej wartościowym zawodnikiem zespołu, ma też dodatkową motywację do ciężkiej pracy. W nowy rok wszedł bowiem z przedłużonym kontraktem obowiązującym do czerwca 2024 roku i przebywa już w Polsce ze swoją rodziną, a jednocześnie może w miarę swobodnie rozmawiać w naszym ojczystym języku. – Było co prawda kilka ofert z innych klubów, ale przede wszystkim chciałem uszanować ludzi, którzy mi zaufali i dzięki którym mogłem się zaprezentować na polskich boiskach – mówi filar tyskiej obrony. – Szczerze mówiąc szybko się dogadaliśmy i nie musieliśmy zbyt długo rozmawiać o warunkach kontraktu. Cieszę się, że zostałem w Tychach, a jeszcze bardziej będę się cieszył, gdy razem wywalczymy awans do ekstraklasy. […] Kibice GKS-u Tychy ciągle czekają na informację o nowym zawodniku, który będzie mógł zagrać w tyskim zespole zarówno w środku boiska, jak i na pozycji stopera. Na razie jednak ta przestrzeń jest domeną mierzącego 196 centymetrów czarnogórskiego filara. – Robię to, co umiem. Może nie zawsze gram najlepiej, ale zawsze daję z siebie sto procent możliwości w tym momencie. Tak jak prezentowałem się do tej pory, tak będzie zawsze. To mogę obiecać. Mam nadzieję, że to przełoży się na dobre wyniki zespołu – kończy Nemanja ExpressCiekawostki o Czesławie świat przyszedł w Brzozówce, gdzie mieszkał jego dziadek. Miejscowość teraz jest w granicach Białorusi, a kiedyś należała do dawnego ZSRR. To właśnie dlatego Michniewicz miał paszport Związku Radzieckiego. […] Jako dziecko zbierał znaczki. Opowiadał, że uzbierał kilka klaserów. Z czasem jednak wszystkie rozdał znajomym. Wspominał, że z tego okresu pozostał mu sentyment do takich seriali jak „Czterej Pancerni i Pies”, „Janosik”, „Czterdziestolatek” czy „Alternatywny 4” […] Na jego stronie internetowej pod hasłem „Największe marzenie trenerskie” widnieje wpis: prowadzenie reprezentacji Polski. Właśnie zrealizował ten cel. Wcześniej pracował z kadrą Nawałka zapewnia, że Czesław Michniewicz może na niego liczyć.„Super Express”: – Wróćmy do rozmowy z prezesem Kuleszą w miniony czwartek. Czuł pan, że długość kontraktu jest tym, co może przeszkodzić sfinalizowaniu umowy? Adam Nawałka: – Ustaliliśmy pewne warunki i tego się trzymaliśmy. Ja nie zmieniałem absolutnie niczego – ani długości kontraktu, ani wysokości wynagrodzenia. Dementuję to, co ukazywało się w mediach, że przelicytowałem wcześniej ustalone warunki. Prezes Kulesza przyjął do wiadomości, że nie godzę się na trzymiesięczny kontrakt. PZPN przysłał do mojego prawnika draft umowy mającej obowiązywać do końca roku i tak zostało odesłane. – Ma pan żal, skoro okazało się, że nowy selekcjoner Czesław Michniewicz dostał kontrakt do końca roku, czyli taki, jaki proponowano panu na początku? – Nie mam żalu, bo nie czułem się selekcjonerem. Za długo jestem w tym biznesie, żeby nie wiedzieć, jak to działa. Dopóki nie ma podpisów, to nie ma ważnej umowy. Byłem przygotowany na to, że mogę podjąć pracę, ale po ostatecznej decyzji nie ma we mnie negatywnych SportowyGrzegorz Krychowiak w dużym wywiadzie dla „PS”. Mówi o nowym Polsce nominacja Czesława Michniewicza wzbudziła wiele emocji. Trudno od nich uciec, nawet będąc za granicą. Nawet gdybym nie chciał, nie dałoby się nie zauważyć różnych komentarzy. Jako zawodnik, który gra w kadrze od wielu lat, nauczyłem się nie przywiązywać dużej wagi do tego, co się mówi i pisze. To powinno zejść na drugi plan, nie zaprzątać nam głowy. Każdego trenera i każdą drużynę obroni wyłącznie wynik. Jeśli awansujemy do mistrzostw świata, krytyka zniknie. Jeśli zrealizujemy cel, wszystkie inne sprawy zejdą na dalszy plan. Tego się trzymam. W jednym z wywiadów opowiedział się pan po stronie Adama Nawałki. Jako piłkarz koncentruję się na swojej robocie, prezes Cezary Kulesza podjął decyzję, to znaczy, że to jest najlepsza opcja. O trenerze Nawałce wspomniałem, bo zapytano mnie o porównanie dwóch kandydatów: Andrija Szewczenki i właśnie jego. W tym pojedynku, według mnie, więcej szans miał ten drugi, choćby dlatego, że znał zespół i piłkarzy. Temat jest zamknięty, idziemy do przodu, koncentrujemy na dwóch najbliższych meczach. Przyspieszamy współpracę na linii sztab – zawodnicy i myślimy o marcowym starciu z Rosją. Do tego meczu podchodzi pan z niepewnością czy nadzieją? Z ogromną nadzieją. Po listopadowej porażce z Węgrami spadła na nas wielka krytyka, ponieważ w barażach byliśmy losowani z drugiego koszyka. Skoro nie trafi liśmy na Portugalię i Włochy, to trzeba uznać, że los nam sprzyjał. W Moskwie czeka nas bardzo trudny mecz. Rok temu grałem tam mniej więcej o tej porze przy kilkunastostopniowym mrozie, pod koniec marca tam jeszcze nie będzie ciepło. Musimy być gotowi na mogę nie zapytać: jak pan skomentuje odejście Paulo Sousy? Sposób, w jaki to wszystko się potoczyło, określę jednym słowem: wstyd. Portugalczyk pokazał zupełny brak szacunku i respektu nie tylko dla piłkarzy, ale przede wszystkim dla kibiców. Występy w reprezentacji czy jej prowadzenie to ogromny przywilej i duma. Usłyszałem tłumaczenie, że podjął pracę w jednym z lepszych klubów świata. Zabolały mnie te słowa, bo Polska to kraj z piękną historią, wybitnymi piłkarzami i ogromną szansą na wyjazd na mundial – najbardziej prestiżowy turniej. Może gdyby chciała go Barcelona czy Real… Zachowanie pokazało tylko poziom tego człowieka. Już podczas ostatniego zgrupowania w Hiszpanii czułem, że coś jest nie tak. Atmosfera była jakaś inna, nazwałbym ją piknikową. Któregoś dnia nie przyszedł nawet na obiad. Pytałem Wojtka Szczęsnego, gdzie jest trener. Okazało się, że był zajęty jakąś rozmową. Odebraliśmy to jako brak szacunku wobec drużyny. Niczego nie ujmuję zagranicznym trenerom, ale przy wyborze selekcjonera patriotyzm też jest bardzo ważny. Portugalczykowi zabrakło taktu i odpowiedniego podejścia. Żurkowski, Wieteska, Jagiełło, Szymański. To piłkarze, którym może przyjrzeć się Czesław dla którego wybór Michniewicza na selekcjonera to znakomita wiadomość, jest Szymon Żurkowski. Jego historia różni się od tej Szymańskiego, wypadł z kręgu zainteresowania trenerów kadry na własne życzenie. Trzy lata temu wydawało się, że wskoczy do dorosłej drużyny narodowej z przytupem, jednak wyjazd do Włoch okazał się bolesnym zderzeniem z rzeczywistością poważnej piłki – odbił się od Fiorentiny, przepadł na kilkanaście miesięcy. Dopiero wypożyczenie do Empoli go odrodziło, zaczął regularnie grać w Serie B, utrzymał miejsce w składzie po awansie do Serie A. – Zbiera w Empoli świetne recenzje – zauważa Michniewicz, sugerując, że to jeden z piłkarzy, których bardzo poważnie weźmie pod uwagę, wysyłając powołania na marcowe mecze. Mateusz Wieteska to następny piłkarz, dla którego nominacja dla Michniewicza może stanowić przełom w karierze. Kiedy nowy selekcjoner pracował przy Łazienkowskiej, po awansie Legii do Ligi Europy głośno i wyraźnie mówił, że ten młody obrońca zasługuje na powołanie do drużyny narodowej. Był jego podstawowym defensorem w młodzieżówce, stawiał na niego w Legii, teraz będzie mógł zrealizować swoje słowa sprzed pół roku i poprowadzić go w biało- czerwonych barwach. Dla większej liczby piłkarzy drzwi do niej powinny się otworzyć w Lidze Narodów, kiedy będzie czas, by poeksperymentować. Może wtedy do kadry wróci ulubieniec Michniewicza z młodzieżówki Dawid Kownacki, który wiosną może odbudować się w Lechu? Może nastanie odpowiedni czas dla pomocnika Brescii Filipa Jagiełło, dość regularnie występującego w Serie B? A może zdecyduje się powołać na lewą obronę Kamila Pestkę, na którego stawiał w U-21?Dd Kownacki to transfer, który pokazuje, że Lech idzie na wiadomo, że rozwiązaniem tego problemu może być właśnie 24-latek. Tyle tylko że Kownackiego trzeba odbudować. – To piłkarz, który potrzebuje zaufania – tak opisywał napastnika Czesław Michniewicz. Selekcjoner pierwszej reprezentacji współpracował z napastnikiem w kadrze młodzieżowej i nawet mianował go kapitanem drużyny. Kownacki za zaufanie odpłacił się najlepiej, jak mógł – czyli strzelając gole. Na to samo liczy Skorża, też doskonale znający zawodnika. Dla Kownackiego pół roku, które ma spędzić przy Bułgarskiej, to ogromna szansa na powrót do formy. Tak naprawdę od sezonu 2018/19 jego kariera mocno wyhamowała. Owszem, duży wpływ na taki obrót spraw miały kontuzje, ale nie tylko one są temu winne. W Niemczech zarzucano mu brak zaangażowania i problemy z koncentracją. A bez tego raczej trudno o wypracowanie odpowiedniej formy. Dlatego powrót do Poznania może się okazać dla Kownackiego strzałem w dziesiątkę. Przy Bułgarskiej spędzi tylko pół roku, ale to powinno wystarczyć, by nabrać pewności siebie i znów ruszyć na podbój mocniejszych lig. Zresztą w taki scenariusz wierzą nie tylko osoby związane z Kolejorzem, ale też szefowie Fortuny, którzy w umowie wypożyczenia nie zgodzili się na zapis o możliwości pierwokupu piłkarza. Ramil Mustafajew czuje się warszawiakiem. W barażach będzie jednak kibicował ma pan polskiego obywatelstwa? Pytam, bo bez niego nie jest pan traktowany jako młodzieżowiec. Na razie nie mam. Już w czasie gry w Talencie Warszawa wraz z trenerem oraz prezesem staraliśmy się, abym otrzymał polskie obywatelstwo. Niestety, coś nie wyszło. W tamtym momencie przeprowadzałem się do Rzeszowa, co mogło negatywnie wpłynąć na uzyskanie obywatelstwa. Będąc zawodnikiem Stali, dalej staraliśmy, się żeby je uzyskać. Dostarczyliśmy wszystkie dokumenty, więc sprawa miała zmierzać w dobrą stronę. Teraz wróciłem do Warszawy, więc zobaczymy, co będzie dalej. Sądzę, że to kwestia czasu, kiedy je otrzymam. Przy okazji zapytam pana o marcowy mecz barażowy o wejście do fi nałów mistrzostw świata pomiędzy Rosją a Polską. Komu będzie pan kibicował? Większość życia spędziłem w Polsce, ale przy okazji takiego spotkania w sercu zawsze będzie Rosja. Nie mogę nie zapytać pana o aktualnego trenera Stali Rzeszów Daniela Myśliwca. Jak się z nim współpracowało? Jest to młody trener. Ma bardzo fajną wizję zespołu, a dla zawodników chce jak najlepiej. Nie blokuje piłkarzy, pozwala im być sobą na boisku, ale również poza nim. Ceni sobie szczerość z każdym, z kim współpracuje. Uważam, że trener Myśliwiec może niedługo pracować w ekstraklasie – czy to ze Stalą, czy z innym klubem. Bardzo dobrze go wspominam i wiele mu zawdzięczam, dał mi szansę pokazania się w piłce seniorskiej. Antoni Bugajski i Jakub Radomski, czyli felietoniści „PS” o Zdaję sobie sprawę, że za chwilę kwestia 711 połączeń telefonicznych Czesława Michniewicza z „Fryzjerem” oraz barwnych zeznań byłegotrenera Lecha Poznań w prokuraturze stanie się tak oklepana, że zwyczajnie męcząca. Przyjdzie moment, że ludzie o tym uparcie przypominający zaczną być traktowani jak niegroźni wariaci, którzy mają obsesję na punkcie jakże sympatycznego pana Czesława. Całkiem możliwe, że z punktu widzenia interesów PZPN właśnie o to toczy się gra. Niechaj się więc dziennikarze i kibice kłócą o Michniewicza – ważne, że na szczytach władzy w ocenie jego kwalifi kacji etycznych do prowadzenia kadry narodowej panuje idealna zgoda. Wybór selekcjonera został przecież zaakceptowany przez zarząd jednomyślnie, a gdyby mógł głosować Boniek, zapewne też byłby za. Radomski: Szkoleniowcowi nie postawiono żadnych zarzutów w tej sprawie, nie dostał wyroku. Mamy sami go teraz karać, nie dopuszczać do pracy na pewnym poziomie (podczas gdy wcześniej dopuszczaliśmy), nawet jak miałoby to oznaczać stratę dla naszej kadry, bo możliwe, że zrobił w przeszłości coś złego? Bo ta liczba 711 połączeń i uważna lektura zeznań oraz ustaleń prokuratorów rodzą wątpliwości? Mamy w sobie coś takiego jako naród, że lubimy ferować radykalne wyroki, szukać w innych czerni, gdy okazuje się, że nie są krystaliczni, nawet wtedy, gdy nie do końca poznaliśmy realia. Ja zawsze uważałem, że jeżeli ktoś w odległej przeszłości w pewien sposób zawinił, ale ma ku czemuś olbrzymie kompetencje, powinno się pozwolić mu je rozwijać. W przypadku Michniewicza nie ma żadnej dowiedzionej winy, a to, że na swojej pracy zna się jak mało kto w tym kraju, nowy selekcjoner dowiódł niejeden raz w ostatnich latach. fot. FotoPyK
Sto procent cukru w cukrze Ostatnia aktualizacja: 13.08.2012 05:00 12 sierpnia 1976 - po nieudanej podwyżce cen w czerwcu - władze PRL wprowadziły kartki na cukier, powracając po ponad 20

@jmuhha po pierwsze, ich rodzice płacili w podatkach na darmową edukację, po drugie idąc tym tropem to każdy kto wyjechał do Anglii powienien oddać za edukacje w podstawówce. Po trzecie, jeżeli lekarze wyjeżdżają z kraju gdzie służba zdrowia jest publiczna, to oznacza ze to państwo/rząd nie umie zatrzymać lekarza i to politycy powinni płacić za to ze nie potrafią zatrzymać w kraju wykształconych ludzi udostępnij Link @Panas: ale pomysł z odpracowaniem nie różni się za bardzo od korporacyjnej lojalki. Dostajesz extra płatne szkolenie (argument z rodzicami płacącymi podatki nietrafiony, bo studia medyczne są wielokrotnie droższe os innych) w strategicznej dziedzinie. Przecież takie odpracowanie chirurgii np. poprzez nakaz pracy w kraju 10 lat lub oddanie % kosztów to robienie z kraju korpo - marzenie każdego libka. udostępnij Link @jmuhha: ci co są tak naiwni żeby tu zostać odpracowują to przez kilka pierwszych lat swojej pracy, kiedy pracują za śmieszne stawki. Co ma IT do lekarzy to nie bardzo wiem. udostępnij Link @jmuhha: najlepiej kajdanami do biurka przykuc i bić szpadlem po głowie za każdym razem jak nie wie jak leczyć. Przy próbie opuszczenia kraju otwierać ogień na granicy. Nikt i nic z Narodowego Burdelu niech żywe nie ucieknie, bo kto będzie robił na pisiorstwo? udostępnij Link @jmuhha: To ten skurwiały kraj z kartonu mi powinien zwracać podatki przy deklaracji wypierdolenia z tego pizdziejewa udostępnij Link @jmuhha: jeśli lekarze mają płacić, do dlaczego nie reszta studentów darmozjadów? Może wtedy nie byłoby takiej nadprodukcji magistrów. udostępnij Link @jmuhha Już pomijam absurdalność tego pomysłu. Ale jest stara zasada - "z niewolnika nie ma pracownika". udostępnij Link @jmuhha: w tym kraju zaraz ze służbą zdrowia będzie tak źle, że to państwo będzie płaciło maturzystom, żeby zostawali medykami udostępnij Link @jmuhha: nie powinno być państwowych studiów, wszystkie powinny być płatne, a najzdolniejszych pochodzących z biednych rodzin, wspierać stypendiami. Wtedy nie byłoby dylematu, czy należałoby coś odpracować, czy coś oddać. udostępnij Link @jmuhha: Albo płaca wszyscy albo nikt. Rozważanie czy akurat nie dopierdolic jakiejś konkretnej grupie to podludzki, pisowski styl gry, a ja się tak nie zniżam. udostępnij Link @jmuhha: a co z wszystkimi absolwentami kulturoznawstwa i stosunków międzynarodowych, których uczelnie co roku wypluwają masy, a nie pracują potem w zawodzie? udostępnij Link @jmuhha: Zastanawia mnie jak np. pierwszy semestr czy dwa semestry lekarskiego gdzie kują te biblie anatomiczne na pamięć i nie dają odpocząć mózgom od zapamiętywania biologii i chemii jest wyceniany na 32k od osoby, gdzie semestr stacjonarny na takiej polibudzie jest/był wyceniany chyba około 4 razy taniej, a mnóstwo kierunków mialo dostęp do fajnego i niezbyt taniego sprzętu. . . . kliknij, aby rozwinąć obrazek . . .źródło: udostępnij Link @xfin: Chyba chodzi o pensje pracowników, większość prowadzących zajęcia to lekarze, często z doktoratami. Co nie zmienia faktu ze te studia nie są warte takich pieniędzy. udostępnij Link @jmuhha: Powinni wyjechać przed podjęciem studiów, żeby nikt ich w takie sytuacje nie mieszał. udostępnij Link A wykopki dalej brna w te gownobajty, napisane w ten sposob, zeby wzbudzic jak najwiecej kontrowersji. (-‸ლ) udostępnij Link @jmuhha: obiecano im darmowe studia, jak się zapisywali były darmowe? to nic nie mają płacić takie tematy (obowiązek odpracowania albo płatność za studia) powinny być wdrożone przed rozpoczęciem studiów - więc nie widzę problemu by taki system wrzucić dla przyszłego rocznika akademickiego udostępnij Link Moim zdaniem faje postujące takie wysrywy powinny uiszczać opłatę 50zł udostępnij Link @jmuhha: Żeby rozwiązać ten problem nie powinno być publicznych uczelni wyższych. Powinno być jak w stanach, czyli bierzesz kredyt na studia a później go spłacasz. Wbrew pozorom rozwiązało by to dużo problemów gówno kierunki niepotrzebne na rynku pracy. udostępnij Link @jmuhha: Młody konował here, który został. Sprawa jest prosta. Albo studenci wszystkich kierunków płacą za studia, albo nikt. Jak już ktoś dobrze podsumował - z niewolnika nie ma pracownika - w 1000% się zgadzam. Od siebie tylko dodam co najbardziej wkurwia mnie i moich kolegów: 1. Komputer i klikanie - milion formularzy, dokumentacji, którą trzeba wyklikiwać wykorzystując jakąś zamulającą stację, bo taka firma obsługująca wygrała przetarg. Oczywiście papiery są ważne i w mojej specce są ochroną w często wytaczanych sprawach, ale nie może być tak, że przyjmuję pacjentkę na oddział 1,5h (sic!) bo klikologia. 2. Brak wykorzystania w pełni potencjału innych zawodów medycznych - wiele rzeczy mogą robić położne, pielęgniarki, fizjo i farmaceuci. Czemu tego nie robią? Bo co prawda uprawnienia istnieją, ale nikt za to nie zapłaci dodatkowo, a korzystanie z nich to dodatkowa odpowiedzialność. Dlatego nikomu się nie chce tego robić. Po co ryzykować dla obcych ludzi, którzy w pierwszej chwili będą wdzięczni za ratunek, a za 6 mc pozew od kancelarii Malanowski & Partnerzy bo użyłeś gazika 3x3 zamiast 10x10 i tym samym nie zapobiegłeś krwotokowi. 3. Refundologia czyli wiedza na temat stawek refundacji - w mojej specce marginalne znaczenie, u moich znajomych na rodzinnej, internie, pediatrii to sens życia zawodowego. 4. Możliwość robienia sobie prywatnego folwarku na państwówce. Wielu w momencie uzyskania dyplomu specjalisty, a to jest wiek ok. 32-35 lat, zapomina nagle jak się korzysta z komputera i całe dnie spędza pijąc kawę oraz przeglądając zalando w międzyczasie obrabiając prywatę, która z formalnego punktu widzenia nie powinna mieć miejsca. Oczywiście opisanie wszystkiego, wydanie recept, zwolnień, dokumentowanie spada na młodego, który i tak ma mnóstwo bieżącej pracy, a przez to staje się darmowym pracownikiem czyjejś prywatnej praktyki. I chyba to tyle. udostępnij Link @jmuhha: Przede wszystkim ich starzy płacili kupę hajsu w podatkach więc w żadnym wypadku. Idąc tym tropem, jak wyjeżdżam z kraju powinni mi zwrócić podatki, które wpłaciłem. Gdzie jest mój hajs kurwie? ( ͡° ͜ʖ ͡°) udostępnij Link @jmuhha: ci co obecnie studiuja nic nie powinni, ale mozna pomyslec nad zmiana systemu i wtedy przyszly student ma do wyboru czy podpisuje umowe: studia za friko i odpracowac czy placic za studia i nic nie musiec. udostępnij Link Czy waszym zdaniem lekarze uczący się w Polsce powinni oddać pieniądze za swoje studia / lub zadeklarować, że je odpracują? Nawet jeśli nie wyjeżdżają? Przypomnę tylko, że semestr medycyny to około 32 k a np prestiżowej informatyki to 4-10k @jmuhha: Studia powinny być płatne przy powszechnym systemie stypendialnym ¯\_(ツ)_/¯ udostępnij Link udostępnij Link @jmuhha albo wszyscy albo nikt. Jak dla mnie panstwowe uczelnie powinny byc platne i skonczylby sie problem z magistrami sprzedajacymi w maku. udostępnij Link chyba bot napisze wklejajacego ten komentarz źródło: udostępnij Link @jmuhha: każdy student powinien płacić za edukacje w razie emigracji, nawet jeżeli nie skonczy kierunku. Wtedy skonczyliby się wieczni studenci, panda 3 i inne takie chujostwa udostępnij Link @jmuhha no tak, typowe lewackie myślenie, zabrać na siłę w podatkach mówiąc że to dla wspólnego dobra a późnej jeszcze kazać się po rękach całość za to, że coś się oddało. A przy wyjeździe żądać zwrotu udostępnij Link @jmuhha: No tak dopierdolmy jeszcze bardziej grupie zawodowej której mamy niedobór na 100% nie pogłębi to problemu. Gratuluje genialnego pomysłu udostępnij Link @jmuhha: Ja bym dołączył do dyskusji dwa dodatkowe przypadki: - czy studenci którzy zrezygnowali w trakcie studiów z danego kierunku i nie skończyli innego powinni oddawać za nie pieniadze? - albo czy studenci którzy po ukończeniu studiów nie pracują w zawodzie, tylko za kwoty minimalne np w nisko kwalifikowanych zawodach powinni zwracać pieniądze? Jak się bawić, to się bawić ( ͡° ͜ʖ ͡°) Wg mnie studia powinny być zrewidowane, tak aby absolwenci wnosili jakąś wartość do gospodarki. Mniej miejsc, większe wymagania, długoterminowe planowanie karier absolwentów i postawienie na technika i szkoły zawodowe (mechanicy, elektrycy, budowlańcy, fryzjerzy, kosmetyczki, etc nie potrzebują studiów, żeby dobrze zarabiać i robić to, na czym się znają). udostępnij Link @Mac02: nie, liceum i podstawowka są obowiązkowe zgodnie z prawem, studia nie są udostępnij Link @jmuhha: ja pierdole ile jeszcze razy wrzucisz ta ankietę? Tak bardzo cię dupa boli, że nie dostałaś się na medycynę? udostępnij Link @Mac02: w strazy pozarnej, kiedy konczysz studia oficerskie stacjonarne na SGSP masz obowiazek wypracowania ilustam lat w Polsce. chyba 3 albo 5, bo przez okres studiow masz zakwaterowanie, zarcie, umundurowanie za free. Ale lekarze chyba musza tez pare lat przepracowac w PL, wlasnie zeby odpracowac czas studiow, inaczej zwrot kasy. wiec to juz chyba jest udostępnij Link @jmuhha Wręcz odwrotnie. Medycyna jako ważna dla społeczeństwa powinna być właśnie nie odpłatna aby zachęcać ludzi do studiowania. Jakieś europeistyki czy inne teologię powinny być odpłatne. udostępnij Link @MelBrooks: Mówisz o studiowaniu na kierunku wojskowo- lekarskim, w ramach którego podpisujesz umowę z MONem, dostajesz w trakcie studiów żołd, a jeśli zrezygnujesz musisz te pieniądze zwrócić. W każdym innym przypadku lekarz nie musi pracować w Polsce po studiach. udostępnij Link @jmuhha: wszystkie kierunki studiów powinny być na zasadzie, że przepracujesz xx lat w zawodzie w kraju i masz kredyt czysty. Skończyły by się kierunki typu europeistyka itp. szkoły lansu i bansu na koszt podatnika. udostępnij Link @jmuhha Czy patusy które wyjeżdżają za granicę po skończeniu podstawówki też powinny oddać za edukację? W końcu nauczyli się tam pisać i czytać udostępnij Link @jmuhha: za błędy interpunkcyjne, które robisz, powinnaś oddać kasę, którą zmarnowano, na Twoją edukację podstawową. udostępnij Link @jmuhha: Powinien być to powszechny przepis obejmujący wszystkich absolwentów państwowych uczelni. udostępnij Link @jmuhha: Jeżeli skończysz szkole oficerska to podpisujesz deklarację że będziesz służyć przez kolejne 10-15 lat ( nie pamiętam dokładnie). Jeżeli odejdziesz wcześniej to musisz oddać kasę za studia około 35k. udostępnij Link @jmuhha: a co powiesz na to że w podatkach na jego studia złożyli się już jego dziadek i babka, ciotka wujek ojciec i matka.? Przez ostatnie 50lat płacili podatki żeby młody mógł iść na studia udostępnij Link prestiżowej informatyk @jmuhha: ratowanie zdrowia, dbanie o ich poczucie czy ratowanie życia > osoby sprzątające > prestożowy kucyk it udostępnij Link @MelBrooks no i to jest różnica właśnie. Jako oficer masz jedzenie mundur itd, a jako lekarz po studiach zarabiasz tak słabo ze w większości rodzice cię muszą utrzymywać do czasów ukończenia specjalizacji po studiach udostępnij Link @Wilkudemoner no nie, bo są ludzie którzy to robią z pasji i chęci pomocy innym. A są też ludzie którzy poza chęcią pomocy innym chcą kupić sobie samochód i utrzymać godnie rodzinę. A dwa, w Afryce nie ma jakieś nadwyżki lekarzy, a wręcz przeciwnie:) udostępnij Link @jmuhha: Wszyscy wyjeżdżają co mają sprawne nogi i głowy - studia lekarskie są droższe, ale czy aż tak by ścigać tylko i wyłącznie lekarzy? Zresztą posłanka PiSu dała swoje błogosławieństwo lekarzom na wyjazd: "Niech Jadą". udostępnij Link ich rodzice płacili w podatkach na darmową edukację @Mac02: przecież to tak nie działa, jakby tak było to każdy rodzic płaciłby inną stawkę. Ludzie wokół zrzucają się i każdy płaci, bo założenie jest takie że wykrztałcony lekarz będzie społecznie pożyteczny. Jeżeli wyjedzie pracować w Niemczech to jest to strata ze społecznego/krajowego punktu widzenia. Chyba że po zdobyciu doświadczenia wróci leczyć obywateli państwa które łożyło na jego edukację. Studia wyższe nie powinny być darmowe, rodzi to wiele patologii na uczelniach. Edukacja podstawowa do szkoły średniej działa w miarę jednolicie i można ją łatwo kontrolować, jakość nauczania na uczelniach wyższych jest niestety niemierzalna w krajowym publicznym systemie. Zachód wykorzystuje biedne kraje podkradając im specjalistów, to samo dzieje się w Afryce, gdzie każdy dobrze wykrztałcony inżynier czy lekarz ucieka do lepiej płatnego kraju. Koniec końców kasjerki składają się na lekarzy, którzy będą leczyć Niemców czy Anglików, jednocześnie w kraju nie ma specjalistów na których wykrztałcenie składają się obywatele. Jest to jeden z powodów przyjęcia nas do UE, korzyści z wykrztalconej kadry, nie ponosząc kosztów tego wykrztałcenia. Jeżeli nie widzisz w tym problemu społecznego, który wymaga reformy to coś z tobą nie tak. Osobiście nie miałbym nic do tego aby osoby już wyjeżdżały bo prawo nie powinno działać wstecz. Jednak prywatne uczelnie wyższe działają sprawniej co pokazują rankingi w których uczelnie prywatne górują nad publiczymi. udostępnij Link Dlaczego tylko lekarze? Jak kogoś obarczać opłatami to równy ryczałt dla wszystkich studentów w Polsce. Może wówczas zlikwidowane zostałyby gównokierunki w Akademi rolniczej w Pierdziszewie Środkowym. udostępnij Link @j3sion: to, argument jest tak absurdalny że szkoda gadać. Czyli jeżeli nie pojde na studia to oddadzą mi pieniadze ktore moje rodzice na to płacili? czy osoby bezdzietne beda placily mniejsze podatki? czy dzieci z domu dziecka albo z bezrobotnymi rodzicami nie mogą iść na studia? no nie, obywatele płacą za ogólne wykształcenie kadry w ich kraju, ICH KRAJU, nie wykształcenie programisty 15k ktory po roku wyjedzie do niemiec robić dla niemca i płacić niemcom podatki. Ma zostać w Polsce bo państwo polskie jako wspólnota obywateli mu te studia zasponsorowała. Ewentualnie opłacić pełną cene i spierdalać do reichu. udostępnij Link @Mac02: w strazy pozarnej, kiedy konczysz studia oficerskie stacjonarne na SGSP masz obowiazek wypracowania ilustam lat w Polsce. chyba 3 albo 5, bo przez okres studiow masz zakwaterowanie, zarcie, umundurowanie za free. Ale lekarze chyba musza tez pare lat przepracowac w PL, wlasnie zeby odpracowac czas studiow, inaczej zwrot kasy. wiec to juz chyba jest @MelBrooks: Zwrot jest tylko za stypendium/pensje i zakwaterowanie. Nie za same studia. Lekarze nie mają stypendium ani zakwaterowania. Za to spora część wyjeżdżających lekarzy pracuje jeszcze te parę lat w Polsce aby zrobić specjalizację. Choć są tacy którzy już specjalizację robią za granicą. udostępnij Link @j3sion tak jak wykształcony prawnik, ekonomista, inżynier - ma byc społecznie przydatny. Defacto płaci sie inne stawki. Lekarze statystycznie wywodzą sie z rodzin gdzie dobrobyt jest na wyższym poziomie niz średnia, stąd ich rodzice zapłacili więcej w podatkach niż Ludzie którzy wykształcili kasjera w żabce. (To jest skrót że rodzice płacą w podatkach stricte na studia, bo płacą na wszystko, na drogi, opieke lekarska, kościół i na TVP i na utrzymanie uczelni) My nie jesteśmy biednym krajem, wiec gdyby nie miliardy na bombelki, na górników na emerytury to było by na podwyżki dla lekarzy, pielęgniarki, nauczycieli. Zobacz ile kraje zachodnie wydają procent PKB na służbę zdrowia, a ile my ( my ok 5, oni 7) udostępnij Link @MelBrooks: Mówisz o studiowaniu na kierunku wojskowo- lekarskim, w ramach którego podpisujesz umowę z MONem, dostajesz w trakcie studiów żołd, a jeśli zrezygnujesz musisz te pieniądze zwrócić. W każdym innym przypadku lekarz nie musi pracować w Polsce po studiach. @Russel_Beagle Generalnie tak jest w mundurówce. Studenci WAT na wojskowym tak samo. udostępnij Link @jmuhha: powinni mieć coś takiego że albo robią specjalizację w polsce albo mają oddawać kase za studia. Tak samo jak jest z żołnierzami(muszą przepracować dla wojska minimum 10 lat po studiach, inaczej oddają pieniądze). Śmieszne są argumenty ludzi mówiących że każdy w takim wypadku powinien mieć to samo na każdym kierunku. Przykro mi ale studia przykładowo psychologiczne nie są ani tak drogie ani tak strategiczne dla kraju jak lekarski, wiec nie ma tu zupełnie żadnej symertii, to po prostu zupełnie inna sytuacja. udostępnij Link @TurboDynamo: Śmieszne są argumenty ludzi mówiących że każdy w takim wypadku powinien mieć to samo na każdym kierunku. Przykro mi ale studia przykładowo psychologiczne nie są ani tak drogie ani tak strategiczne dla kraju jak lekarski. to nie zmienia faktu że kosztują pieniądze, pieniądze państwa. Więc każdy student powinien albo odpracować jakiś okres w kraju (moim zdaniem 2x okres studiów) albo płacić udostępnij Link @jmuhha: Dlaczego ja mam płacić studia, a inni nie, co ma koszt do tego? Albo wszyscy od podstawówki albo nikt. Ktoś kto funduje taki pomysł by lekarze płacili za swoje studia ma gwóźdź wbity w mózg i chyba pragnie by było ich jeszcze mniej. Ja na tą chwile nie snuje wizji o wyjeździe z kraju, ale gdybym musiał płacić za swoją studia już teraz, a więc wziąć na to kredyt bo nie mam tyle kasy by opłacić 6 lat studiów, to pierwsza myśl na 1 roku to byłby pomysł wyjazdy z kraju. Dlaczego? Na spłacenie 200k kredytu tutaj musiałbym pewnie harować z 15/20 lat, gdzie zagranicą zrobiłbym to w 3/4 lata. Także wszystkim zwolennikom tego pomysłu bardzo go polecam, tylko nie zdziwcie się jak będzie was leczył kowal. udostępnij Link Dlaczego ja mam płacić studia @Furox: a dlaczgo żolnierze RP akurat w tym momencie płacą za studia jeśli nie popracują 10 lat w wojsku a ty masz mieć od nich lepiej, skoro służba zdrowia jest tak samo strategiczna? Ja na tą chwile nie snuje wizji o wyjeździe z kraju, ale gdybym musiał płacić za swoją studia już teraz, a więc wziąć na to kredyt bo nie mam tyle kasy by opłacić 6 lat studiów, to pierwsza myśl na 1 roku to byłby pomysł wyjazdy z kraju. Dlaczego? Na spłacenie 200k kredytu tutaj musiałbym pewnie harować z 15/20 lat, gdzie zagranicą zrobiłbym to w 3/4 lata. @Furox: musiałbyś płacić tylko gdybyś nie został w kraju na kilka lat po studiach. udostępnij Link @TurboDynamo: Ale wiesz, że na woj-leku po pierwsze jest niższy próg, po drugie mam na nim znajomych i otrzymują oni w czasie studiów żołd (jest im płacona de facto pensja już na studiach), a ja na zwykłym leku nic nie dostaje, nawet praktyki robię za darmo? No to teraz wiesz dlaczego muszą płacić jeśli nie przepracują potem tych 10 lat. udostępnij Link Czy waszym zdaniem lekarze uczący się w Polsce powinni oddać pieniądze za swoje studia / lub zadeklarować, że je odpracują? Nawet jeśli nie wyjeżdżają? Przypomnę tylko, że semestr medycyny to około 32 k a np prestiżowej informatyki to 4-10k @jmuhha: nie za bardzo rozumiem czym się różni student medycyny od architektury, budownictwa czy inżynierii? Polska przyjęła zasadę studiów bezpłatnych i zasady powinny być równe dla wszystkich. udostępnij Link Ale wiesz, że na woj-leku po pierwsze jest niższy próg, po drugie mam na nim znajomych i otrzymują oni w czasie studiów żołd (jest im płacona de facto pensja już na studiach), a ja na zwykłym leku nic nie dostaje, nawet praktyki robię za darmo? No to teraz wiesz dlaczego muszą płacić jeśli nie przepracują potem tych 10 lat. @Furox: no wiem dlaczego musza placic. Bo jest to strategiczny kierunek tak samo jak cywilny lekarski. Nie wiem co maja progi do placenia za studia, chyba tylko chciales sobie polechtac ego jaki od nich niby jestes lepszy xD udostępnij Link @TurboDynamo: Ciekawe, że odniosłeś się do najmniej istotnej rzeczy w mojej wypowiedzi. Czyżby brak argumentów na to drugą, wręcz kluczową rzecz, a mianowicie taką, że już w czasie studiów otrzymują PENSJE (żołd)?! A ja nie otrzymuje nic, tylko robie nawet praktyki za darmo. Próg też ma tu trochę do rzeczy, bo za studia niestacjonarne na leku się na przykład płaci i jest tam znacznie niższy próg przez co łatwiej się dostać. udostępnij Link @Furox: przeciez napisalem juz wszystko. To ty nie masz zadnego kontrargumentu na to że lekarski jest tak samo strategicznym kierunkiem jak studia wojskowe. Pensja nie ma nic do oddawania przez nich pieniędzy za studia - oni już w trakcie studiów są na służbie i to za nią dostają pieniądze a nie za studiowanie. Poczytaj ile więcej oni mają obowiązków od zwykłego cywilnego studenta - tak to za to im płacą. Coś jeszcze? Może wreszcie napiszesz coś odnoszącego się do moich argumentów zamiast przenosić rozmowę na nieistotne i łatwe do zbicia głupoty? udostępnij Link tak samo państwo powinno oddać podatki jak się wyjeżdża @kantek007: chujowe porównanie, podatki wykorzystujesz na bieżąco przecież udostępnij Link @TurboDynamo: Pensja ma tu bardzo dużo do rzeczy. Lojalki na 10 lat są właśnie dlatego, aby nie dochodziło do sytuacji, gdzie masowo po studiach lekarze od razu opuszczaliby wojsko. Przez co wojsko nie tylko traciłoby na tym, że ufundowało im studia, ale również płaciło im żołd tracąc wyszkolonego lekarza żołnierza. To ty piszesz nieistotne głupoty o "łechtaniu ego" w pierwszym poście (nic w nim nie było merytorycznego), dopiero w drugim poście po wytknięciu jakkolwiek próbowałeś się ustosunkować choć trochę merytorycznie. Nikt nikomu nie każe iść do wojska i wykonywać te dodatkowe obowiązkowi. Mają darmowe studia, dostają dodatkowo pensje to mają lojalki, ja też mógłbym dostawać 2k miesięcznie od szpitala (są takie oferty, byłoby podobnie jak w przypadku żołdu na woj-leku) gdybym podpisał z lojalkę, że będę potem dla niego pracował przez X lat. Ja też mam dodatkowe obowiązkowi w postaci praktyk i nikt mi za to nie płaci. udostępnij Link @Mac02: ja mam lojalke na garbie i nie placze, jestem za by to wprowadzic dla lekarzy ale tez uwazam by dostali 200 procent podwyżki. udostępnij Link @TurboDynamo: Progi mają tu bardzo dużo rzeczy. Może jeszcze nie odkryłeś tego, ale wyniki w nauce przekładają się później na lepsze finansowe warunki studiów?! Gdy szedłem na studia i gdybym był olimpijczykiem to oprócz jakże tych darmowych studiow to otrzymywałbym stypendium rektora w wysokości 8 stów miesięcznie! Całkowitą normą na świecie jest, że ludzie z lepszymi wynikami dostają lepsze oferty studiów. Lepsze wyniki w nauce ---> wyższe progi ----> lepsze warunki studiów Jakbyś jeszcze nie odkrył to istnieją cywilne studia niestacjonarne, niczym się nie różnią, prócz tym, że trzeba za nie płacić, ale próg jest znacznie niższy, że nawet ze średnio napisaną maturą idzie się na nie dostać, ale cóż trzeba płacić, ale jak to mówią "było się uczyć". Progi nie mają tu nic do łechtania ego, ale do lepszych warunków potem już tak. Zapytałbyś ludzi z woj-leku, to byś się dowiedział, że wielu z nich wolałoby by być na cywilnym leku, ale wyniki z maturki nie pozwoliły. Ba nawet zagranicą np. w USA gdzie masz studia płatne, osoby z lepszymi warunkowi średnio mniej płacą za studia, a Ci wybitni to nierzadko mają całkowicie zrefundowane studia. udostępnij Link @jmuhha: Nie powinni, studia są darmowe. Ale są państwa (np. Kazachstan) które dają studentom stypendia na studia za granicą, opłacają transport itp., ale po wszystkim wymagają przynajmniej X lat pracy w kraju. Takie coś jak najbardziej - chcesz studiować na bardziej atrakcyjnej uczelni za państwowe pieniądze to jest taka możliwość, ale musisz to jakoś odpłacić. O ile rozumiem celem jest ściąganie do kraju "know-how" z zagranicy udostępnij Link i to politycy powinni płacić za to ze nie potrafią zatrzymać w kraju wykształconych ludzi @Mac02: No ale jeżeli metodą ich zatrzymania jest właśnie odpłatność za studia? Może powiesz powinni więcej płacić lekarzom, żeby nie chcieli wyjeżdżać? Ok to składka zdrowotna w górę, wtedy wyjeżdżają nielekarze bo więcej netto dostaje się zagranicą i co wtedy? udostępnij Link @CzaryMarek nie nie, składka nie musi isc do góry. Wystarczy nie dawać na bombelki, na górników, na emerytury, na Ostrołęki, na wybory których nie było, na respiratory i nagłe pieniądze na służbę zdrowia i nauczycieli sie znajdą udostępnij Link To ty piszesz nieistotne głupoty o "łechtaniu ego" w pierwszym poście (nic w nim nie było merytorycznego), @Furox: uuu zapiekło xD Mają darmowe studia, dostają dodatkowo pensje @Furox: dostają pensje bo mają dodatkowe obowiązki Ja też mam dodatkowe obowiązkowi w postaci praktyk i nikt mi za to nie płaci. @Furox: może lekarz szlachcic tego nie wie ale na większości studiów są praktyki które w większości studenci robią za darmo(o ile nie jesteś programista) Jakbyś jeszcze nie odkrył to istnieją cywilne studia niestacjonarne, niczym się nie różnią, prócz tym, że trzeba za nie płacić, ale próg jest znacznie niższy, że nawet ze średnio napisaną maturą idzie się na nie dostać, ale cóż trzeba płacić, ale jak to mówią "było się uczyć". Progi nie mają tu nic do łechtania ego, ale do lepszych warunków potem już tak. Zapytałbyś ludzi z woj-leku, to byś się dowiedział, że wielu z nich wolałoby by być na cywilnym leku, ale wyniki z maturki nie pozwoliły. @Furox: to nie ma nic do rzeczy. Sugerujesz że ich lojalka jest kara za słabe wyniki w nauce co jest zwyczajnie śmieszne. Dalej nie odniosłeś się do moich argumentów tylko zmieniasz temat. Tak więc i ja nie zamierzam merytorycznie odnosić się do twoich. udostępnij Link @Mac02: To wtedy wyjeżdża grupa która jest najcenniejsza długofalowo dla każdego kraju- ludzie mający dzieci. udostępnij Link @CzaryMarek mówisz ze 500 plus, kasa na górników , kasa na TVP itd to jest coś co trzyma ludzi w tym kraju ?? udostępnij Link @Mac02: Kasa na TVP i górników to grosze, a kasa potrzebne do zatrzymania lekarzy (stosunkowo niedużej liczby ludzi) jest nieproporcjonalnie większa niż 500+ które zatrzymują w kraju dużo większą grupę ludzi. udostępnij Link @TurboDynamo: uuu zapiekło xD Uuu jakże merytorycznie, tak jak twój pierwszy post do mnie o progach. lekarz szlachcic Uuuu czyżby kompleks niższości xD Sugerujesz że ich lojalka jest kara za słabe wyniki w nauce. To nieprawda. Karą bym tego nie nazwał, ale jak to nazwiesz to twoja sprawa. Równie dobrze można powiedzieć, że ludzie ze średnią napisaną maturą na niestacjonarnym zwykłym leku płacą karę w postaci płacenia ze studia za to, że nie napisali biolki/chemi/matmy z rozszerzenia na 90/80%. Odniosłem się już do tego i nie będę się powtarzał po 70 razy. Widzę, że nawet nie chcesz się rozwinąć co do tego argumentu, jak powiązanie wyników z warunkami studiów, bo to faktycznie gwóźdź do trumny dla wszystkich twoich argumentów. Dalej nie odniosłeś się do moich argumentów tylko zmieniasz temat. Odniosłem się, wybrali gorsze warunki, bo mieli zbyt słabe wyniki by wybrać lepsze, nic nie zmieniam, tyle w temacie. Tak więc i ja nie zamierzam merytorycznie odnosić się do twoich. Uuu zapiekło ego z powodu braku argumentów to próbujemy się wykręcić xD Lepiej tak niż się przyznać, że plecie się głupoty i nie ma racji. Dobrze jak nie masz zamiaru się odnosić do moich argumentów tylko wybierać z mojej wypowiedzi mniej istotne rzeczy i na nie odpowiadać, a te niewygodne dla siebie przemilczeć, udając, że ich nie ma to zamykam temat i żegnam. udostępnij Link Ale 90% studiów medycznych w Polsce to prywatne studia, kosztujące 100-300 tys. zł Kto miałby coś "oddawać"? Co najwyżej państwo mogłoby oddawać te pieniądze lekarzom jako zwrot kosztów. udostępnij Link @Genny_Stefanetti: Dlatego powinno być tak: albo praca na państwowym albo prywata. Jak praca na państwowym to papier podpisuje, że nie będzie prywatnie przyjmował. Jak poleci w kulki to wysoka kara. udostępnij Link @CzaryMarek aby uzdrowić służbę zdrowia, według oficjalnego dokumentu ministerstwa zdrowia, potrzeba chyba ok 30 mld zł. Czyli mniej niż 500 plus. Zachód daje na służbę zdrowia 7 procent, Czesi tez, my niecałe 5. Te 30 mld dało by wlasnie ok tych 7 procent. Według mnie ludzie wolą żyć w kraju w którym mogą liczyć na służbę zdrowia, nie wydawać na prywatnych lekarzy i w kraju gdzie nie wyrzuca sie w błoto dziesiątek miliardów zl. Sprawdź jaką mamy demografię. 500 plus nie działa w nawet najmniejszym stopniu i nikogo nie zatrzymuje w tym kraju. Jeśli dla kogoś 500 zł to dużo, to wyobrażasz sobie taka rodzinę ze po zabraniu 500 plus spakuję rzeczy i wyjedzie z dziećmi zbierać szparagi na zachodzie? Nawet jeśli to nie będą to osobniki które pomagają tej gospodarce, a jedynie obciążają. udostępnij Link @Mac02: 2% pkb to ~50 mld złotych. Zresztą to i tak nie rekompensuje różnicy w pensjach, bo jak Polska będzie wydawać 7% swojego PKB i Niemcy 7% swojego, to i tak w Niemczech medycy będą zarabiać 3 razy więcej, bo mają 3 razy wyższe PKB. Czyli żeby realnie zatamować emigracje, trzeba by wydawać ok 20% polskiego PKB żeby wydawać nominalnie tyle co Niemcy i polscy medycy zarabiali tyle co niemieccy. udostępnij Link tak samo państwo powinno oddać podatki jak się wyjeżdża @kantek007: Niby dlaczego? Jak płaciłeś podatki, to otrzymywałeś usługi. W przypadku studentów to nie działa, bo nic nie płacąc otrzymują, a rodzice, no cóż tak jak OP napisał, studia medyczne to więcej niż 2 statystycznych rodziców w sumie zapłaci podatków przez całe życie. A rodzice nie finansowali swoim dzieciom przez podatki edukacji, tylko zwracali za swoją darmową edukacje przez podatki. Przecież jakby edukacja była prywatna i rodzice finansowali ją dzieciom, to nie robiliby tego na krzywy ryj, tylko domagali się opieki na stare lata, wystarczy spojrzeć na Chiny, tam rodzice zapewniają dzieciom edukacje, służbę zdrowia, ale w praktyce dzieci są niewolnikami swoich rodziców i muszą na nich harować całe dorosłe życie ( ͡° ͜ʖ ͡°) udostępnij Link @CzaryMarek ale nikt nie powiedział ze polski lekarz musi zarabiać tyle co niemiecki. Ja też nie zarabiam Tyle co Niemiec na bliźniaczym stanowisku w korpo, a mimo to pracuje tutaj. Chodzi o takie pieniądze aby nie musieli wyjeżdżać udostępnij Link @Mac02: Co to znaczy "musi"? Muszą bo umierają z głodu? Po prostu chcą wyjechać by zarabiać więcej, tak samo jak 4 miliony innych Polaków którzy też nie musieli często, a po prostu chcieli, żeby żyć lepiej. Sportowcy, aktorzy, też jak tylko mogą powiększyć zarobki to wyjeżdżają. udostępnij Link Uuuu czyżby kompleks niższości xD @Furox: nic z tych rzeczy, jestem programista i kiedy moi koledzy z liceum lekarze zarabiali po 10k siedząc 350 godzin na dyżurach ja dostawałem 15k za zwyczajne 8 godzin pracy. Karą bym tego nie nazwał, ale jak to nazwiesz to twoja sprawa. Równie dobrze można powiedzieć, że ludzie ze średnią napisaną maturą na niestacjonarnym zwykłym leku płacą karę w postaci płacenia ze studia za to, że nie napisali biolki/chemi/matmy z rozszerzenia na 90/80%. Odniosłem się już do tego i nie będę się powtarzał po 70 razy. Widzę, że nawet nie chcesz się rozwinąć co do tego argumentu, jak powiązanie wyników z warunkami studiów, bo to faktycznie gwóźdź do trumny dla wszystkich twoich argumentów. @Furox: czyli tak jak napisałem. To wg ciebie kara za słabe wyniki. Co jest bzdura ale ty tego nie rozumiesz bo masz kompleks wyższości. Uczciwa umowa z żołnierzem na studia to co innego niż studia w trybie niestacjonarnym. Sytuacja nie jest nawet w 1% analogiczna. Życie jeszcze wielokrotnie cię zweryfikuje. Odniosłem się, wybrali gorsze warunki, bo mieli zbyt słabe wyniki by wybrać lepsze, nic nie zmieniam, tyle w temacie. @Furox: dla ciebie gorsze, a dla innych lepsze. To nie jest to samo co studia niestacjonarne. Uuu zapiekło ego z powodu braku argumentów to próbujemy się wykręcić xD Lepiej tak niż się przyznać, że plecie się głupoty i nie ma racji. @Furox: to ty piszesz głupoty i ci się wydaje że masz rację tylko dlatego że uważasz się za lepszego od studentów wojskowych - to ty ciągle piszesz o lekarzach wojskowych - takie warunki mają też ludzie po WACIE który nie mają z medycyną nic wspólnego, jak rozumiem dla inżyniera mechatronika żołnierza taki kontrakt to też kara za słabe wyniki w nauce xD Dobrze jak nie masz zamiaru się odnosić do moich argumentów tylko wybierać z mojej wypowiedzi mniej istotne rzeczy i na nie odpowiadać, a te niewygodne dla siebie przemilczeć, udając, że ich nie ma to zamykam temat i żegnam. @Furox: udostępnij Link Rodzice okradani z pieniędzy w formie bandyckich podatków już zapłacili za edukacje swoich dzieci. @vonsaty: Rodzice też mieli darmową edukacje, co najwyżej oddali w podatkach za SWOJĄ darmową edukacje. A dzieci powinny oddać za swoją. udostępnij Link @Maou ... Ale byste... A drogi w kraju masz darmowe czy płatne? Czy jeżdżąc po drogach krajowych musisz uiścić jakaś opłatę?? udostępnij Link Dobrze jak nie masz zamiaru się odnosić do moich argumentów tylko wybierać z mojej wypowiedzi mniej istotne rzeczy i na nie odpowiadać, a te niewygodne dla siebie przemilczeć, udając, że ich nie ma to zamykam temat i żegnam. @Furox: ale to ty nie odniosłeś się do mojego argumentu z pierwszego komentarza więc po prostu jesteś śmieszny. Pogadamy jak się nauczysz odpowiadać na argumenty zamiar zmienić temat. udostępnij Link @CzaryMarek ale kto z tej Polski wyjechał? Czy to byli Ludzie wykształceni? Czy ktoś kto nie chciał zarabiać tutaj 2000 na rękę? Jak masz w perspektywie 2000 na rękę to wyjeżdżasz. Mało kto zarabia 10k na rękę i myśli o wyjeździe aby żyć lepiej. Zdążają sie, ale to wyjątki A lekarze którzy ukończyli ekstremalnie ciężkie studia nie chcą zarabiać Tyle co typ bez matury na magazynie. Wtedy przestaną wyjeżdżać udostępnij Link @Maou chyba ze jesteś bezrobotny i tym sposobem oszukales system i masz wszystko za darmo ( ͡º ͜ʖ͡º) udostępnij Link @Mac02: Praktycznie każdy, aktor, piłkarz, siatkarz, skoczek, akrobata, naukowiec. Po prostu mało kto ma możliwość płynnie przejść na zarobki 3 razy wyższe jak nie pracuje na minimalną ot cała tajemnica. Jak pracujesz na magazynie za 2k, to jedziesz to Niemiec tam minimalna jest 6k i masz lekką podwyżkę x3. Jak jesteś prawnikiem w Polsce, to twoje kompetencje odnośnie polskiego prawa niewiele ci dają w Niemczech i będąc świetnym prawnikiem zarabiającym 20k w Polsce, w Niemczech dostaniesz często MNIEJ, a czeka cię sporo nauki, żeby dojść do tego poziomu znajomości prawa, języka, co w Polsce. udostępnij Link @vonsaty: Jakby rodzice mieli sami prywatnie swoim dzieciom finansować edukacje, to na pewno by nie pozwolili, żeby dzieci sobie wyjechały w pizdu daleko i ich całkowicie olały, tylko by oczekiwały rekompensaty. W Chinach dzieci muszą starych utrzymywać i stają się de facto ich niewolnikami. Ponieważ w Polsce całe społeczeństwo zrzuca się na edukacje, to całe społeczeństwo ma prawo oczekiwać czegoś w zamian, np. dołożenia się w formie podatków do jego funkcjonowania. udostępnij Link @jozef-dzierzynski: Twoi rodzice nie zapłacili za Twoje studia, złożyli się na to wszyscy którzy płacą podatki. Za składkę twoich rodziców możesz odsłuchać 2 wykłady. udostępnij Link @Mac02: rozmawiamy o uczelniach wyższych i deficycie specjalistów. Ekonomistów akurat nam nie brakuje. Twój argument jest taki że skoro wydajemy mniej na służbę zdrowia to powinniśmy krztałcić lekarzy Niemcom? udostępnij Link @j3sion kształcić* To nie jest argument, tylko konsekwencja której rząd może zapobiec. @CzaryMarek no ale ilu tych aktorów i sportowców wyjechalo za chlebem z Polski? Naukowcy jadą z tego samego powodu co lekarze, bo w Polsce mimo niesamowitej wiedzy i wykształcenia, zarabiają tyle co na magazynie. Jak dofinansujesz szkolnictwo wyższe to naukowcy będą mogli zostać w kraju i tutaj prowadzić swoję badania. Ten sam case co lekarze, bo to znowu jest w większości praca na państwowce gdzie gówno zarabiasz. Mało który menedżer czy specjalista z Korpo rzuca wszystko i jedzie do Niemiec pracować udostępnij Link @Mac02: Aktorzy są po prostu słabi, ale ci co mogli to wyjechali (bachleda curuś, rosati), z piłkarzy to każdy wyjeżdża kto dostaje ofertę, to samo siatkarze, skoczkowie to cały czas są zagranicą, bo konkursy są po całej Europie. Teraz też mogą, ale zagranicą więcej płacą to wyjeżdżają. Menadżer czy specjalista jak już mówiłem, nie rzuca bo sobie tak łatwo nie potroi pensji, a nie dlatego że nie by nie chciał. Jak ktoś zarabia 15k i może zarabiać 45k to tym bardziej wyjedzie, niż ktoś kto zarabia 2k i może zarabiać 6k. Tylko z 15k zrobić skok na 45k jest o wiele trudniej. Jeżeli spojrzysz np. na wykopowych programistów 15k, to na zachodzie te zarobki wcale nie są 3 razy wyższe. Średnia pensja progrmisty w Niemczech to ok 5k euro, czyli 25k złotych, a nie 45k i do tego wyższe podatki. Zresztą zobacz jakie są reakcje po "Nowym Ładzie", ludzie dobrze zarabiający 10-15k straszą że wyjadą, bo zarobki im do 8-10k spadną, czyli i tak więcej niż zarabiają lekarze. Tak więc to nie jest tak, że ktoś będzie zarabiał X i już wystarczy, ludzie zawsze będą chcieli zarabiać więcej i jak będą mogli to po prostu wyjadą. udostępnij Link @TurboDynamo: nic z tych rzeczy, jestem programista i kiedy moi koledzy z liceum lekarze zarabiali po 10k siedząc 350 godzin na dyżurach ja dostawałem 15k za zwyczajne 8 godzin pracy. czyli tak jak napisałem. To wg ciebie kara za słabe wyniki. Co jest bzdura ale ty tego nie rozumiesz bo masz kompleks wyższości. Uczciwa umowa z żołnierzem na studia to co innego niż studia w trybie niestacjonarnym. Sytuacja nie jest nawet w 1% analogiczna. Życie jeszcze wielokrotnie cię zweryfikuje. dla ciebie gorsze, a dla innych lepsze. To nie jest to samo co studia niestacjonarne. No to jako programista gówno wiesz o leku. Prawda jest taka, że większość ludzi wybiera woj-leku, bo mieli zbyt słabe wyniki, aby dostać się na zwykły lek. Mało kto stamtąd chce/chciało być koniecznie żołnierzem, chcą zostać lekarzem, ale są często gęsto zbyt biedni by pójść na niestacjo, a wyniki mieli zbyt słabe by dostać się na zwykły lek i dlatego taki kierunek wybierają, część moich znajomych tam poszło do Łodzi to wiem jak to wygląda. Ja tu nie mam żadnego kompleksu wyższości i nie widzę jakieś większej różnicy w rodzaju umowy między niestacjonarny a woj-lekiem. Myślisz, że dlaczego osoby z niestacjo wybrało niestacjo? Dlatego, że mieliby zbyt słabe wyniki by dostać się na zwykły lek, ale przynajmniej mają kasę lub ich rodzice. Myślisz, że są jakimiś masochistami i chcieli płacić za studia sami z siebie? Sytuacja jest w dużej części analogiczna pod tym względem. Każdy stara się wybrać jak najlepszą opcję na jaką mu wyniki i pieniądze pozwalają. to ty piszesz głupoty i ci się wydaje że masz rację tylko dlatego że uważasz się za lepszego od studentów wojskowych - to ty ciągle piszesz o lekarzach wojskowych - takie warunki mają też ludzie po WACIE który nie mają z medycyną nic wspólnego, jak rozumiem dla inżyniera mechatronika żołnierza taki kontrakt to też kara za słabe wyniki w nauce xD Gówno mnie obchodzi WAT, bo nikogo tam znajomego nie mam i nie znam się na WACIE. Za to znam się na leku. Mówisz, że sytuacja w relacji niestacjo lek - wojlek nie jest analogiczna, a porównujesz wojskowy lek z WAT gdzie tu na 100% nie ma żadnej choć najmniejszej analogii. ale to ty nie odniosłeś się do mojego argumentu z pierwszego komentarza więc po prostu jesteś śmieszny. Pogadamy jak się nauczysz odpowiadać na argumenty zamiar zmienić temat. Przecież ty w swoim pierwszym poście do mnie nic nie powiedziałeś merytorycznego prócz zwykłego ad personam co do ego, to o czym my mamy gadać. Pogadamy jak przestaniesz się wykręcać. udostępnij Link @CzaryMarek starszą a nikt nie wyjedzie bo to trzeba całe życie zmienić, a jak masz rodzinę to i rodzinie całe życie zmienić. Do Czech tez wcale nie tak łatwo uciec jak sie mówi. no ale Ludzie Dobrze zarabiający stracą wlansie przez to że trzeba finansować ten głównie socjal w postaci 500 plus itd udostępnij Link @jmuhha: Każdy kto nauczył się za pieniądze rządu pisać i czytać a pracuje dla obcych korporacji jak McDonalds lub Lidl ,lub innego prywaciarza powinien oddawać pieniądze. Lub gdy nie używa tych umiejętności dla dobra Przenajświętszej Rzeczypospolitej bo np układa kostkę lub zamiata ulice, więc pieniądze zmarnowane. W sumie za pieniądze rządu powinna się kształcić się tylko kadra urzędnicza. A podatki niech płaci każdy, przecież za to jest darmowa edukacja. Czego nie rozumiesz? udostępnij Link @pablo_see: Myślę, że w takim układzie osobowym i przy takim zapotrzebowaniu bardzo łatwo przewidzieć, który kwit zostanie podpisany. Ja osobiście w prywatną ochronę zdrowia nie wierzę. Nie wyobrażam sobie porodu za pieniądze, tu jest tak dużo zmiennych, że fizjologia potrafi się w kilka sekund zmienić w patologię co skutkuje od razu większymi kosztami. Zbyt wiele osób nie jest na to przygotowanych. To jest utopia. udostępnij Link @jmuhha państwu za studia to powinni oddać absolwenci gównokierunków po których nie ma pracy i na których przez 5 lat ładowano hajs z budżetu żeby sobie liceum przedłużyli. udostępnij Link @Genny_Stefanetti: prywatna służba zdrowia to powinna być na zasadzie, że mój agent ubezpieczeniowy wybiera mi najlepszego wykonawcę usług medycznych. Chodzi o podstawowe usługi medyczne i ratowanie życia. Prywatne to powinny być silikony, botoksy, liftingi. udostępnij Link No to jako programista gówno wiesz o leku. @Furox: bardzo merytorycznie xD Prawda jest taka, że większość ludzi wybiera woj-leku, bo mieli zbyt słabe wyniki, aby dostać się na zwykły lek. @Furox: lekarski wojskowy to nie jedyne studia wojskowe w Polsce. Ja tu nie mam żadnego kompleksu wyższości i nie widzę jakieś większej różnicy w rodzaju umowy między niestacjonarny a woj-lekiem. Myślisz, że dlaczego osoby z niestacjo wybrało niestacjo? @Furox: nie widzisz bo ty tam byś poszedł tylko jakbyś mial słabe wyniki w nauce. Większość studentów zolnierzy w Polsce idzie tam bo chce iść na studia wojskowe. Studia lekarsko-wojskowe to tylko mały odsetek wszystkich studiów wojskowych w Polsce. Gówno mnie obchodzi WAT, bo nikogo tam znajomego nie mam i nie znam się na WACIE. Za to znam się na leku. Mówisz, że sytuacja w relacji niestacjo lek - wojlek nie jest analogiczna, a porównujesz wojskowy lek z WAT gdzie tu na 100% nie ma żadnej choć najmniejszej analogii. @Furox: sytuacja jest analogiczna bo wszystkie kierunki wojskowe tak mają. Nie tylko lekarze. Nie jesteś pępkiem świata. Przecież ty w swoim pierwszym poście do mnie nic nie powiedziałeś merytorycznego prócz zwykłego ad personam co do ego, to o czym my mamy gadać. Pogadamy jak przestaniesz się wykręcać. @Furox: napisałem że studia lekarskie są tak samo strategiczne jak studia WOJSKOWE(WOJSKOWE NIE LEKARSKIE) dla funkcjonowania kraju i dlatego powinny być tak samo traktowane. Jeśli uważasz że studia lekarskie są mniej istotne niż sprawna armia to spoko twoja sprawa, moim zdaniem są jednak bardziej istotne i dlatego powinny mieć jeszcze ściślejsze reguły oddawania hajsu w razie nie odpracowania kilkunastu lat w Polsce. Jak się nauczysz czytać ze zrozumieniem to moze pogadamy ale jak na razie widzę że uczą cię tam tylko kucia na pamięć. udostępnij Link @jmuhha: Pomysł podpitego wujka Janusza, który przy wigilijnym stole kończy już pierwszą flaszkę. "Skurwemsyny uczo się za moje, bogaco się na cudzej krzywdzie a później wyjeżdżajo na szkopa pracować" udostępnij Link @jmuhha po pierwsze, ich rodzice płacili w podatkach na darmową edukację, po drugie idąc tym tropem to każdy kto wyjechał do Anglii powienien oddać za edukacje w podstawówce. Po trzecie, jeżeli lekarze wyjeżdżają z kraju gdzie służba zdrowia jest publiczna, to oznacza ze to państwo/rząd nie umie zatrzymać lekarza i to politycy powinni płacić za to ze nie potrafią zatrzymać w kraju wykształconych ludzi @Mac02: Może zlikwidujmy darmowe studia, znieśmy podatki za edukację wyższą i skończy się to wypisywanie kiepskich argumentów o tym dlaczego "im się należy". Jak bezrobotni rodzice wysłali dzieci na studia medyczne to też "ich rodzice już to opłacili w podatkach"? Uczą was na medycynie logiki czy tylko bezrozumnego kucia wiedzy? udostępnij Link @pablo_see: Twój agent ubezpieczeniowy ci takiego nie wybierze, on wybierze ci najtańszego, bo interesem ubezpieczyciela nie jest zapewnienie jakości, jego interesem jest ewentualne zaopatrzenie jak największej ilości ludzi niskim kosztem. Sztampowy przykład - pakiety wielkich sieci medycznych w Polsce. Zresztą nawet w tak chwalonych krajach jak USA widać jak lobby ubezpieczeniowe wpływa na takie prozaiczne rzeczy jak np. normy laboratoryjne żeby wymagać większych składek od osób korzystających z usług ubezpieczalni. W medycynie jest bardzo wąski zakres gdzie możesz oszczędzać bez straty jakości, ale potem to już stroma równia pochyła. Wydaje się, że można oszczędzać na różnych pierdołach typu rękawiczki, gaziki, nitki, albo poprzez ewidencjonowanie każdej ampułki Paracetamolu. Później wychodzi, że i tak to G daje, bo trzeba i tak swoje zapłacić za aparaty USG, za ich konserwację, za narzędzia, implanty itd., a tutaj ceny są rynkowe. Jeszcze apropos med. estetycznej - te zabiegi w myśl rozumienia ustawy o działalności leczniczej nie są świadczeniami zdrowotnymi, also nie będą nigdy refundowane. Ba lekarz, który praktykuje tylko med. estetycznej nie praktykuje w rozumieniu ustawy i z mocy prawa traci licencję po 5 latach. udostępnij Link @Phallusimpudicus ja akurat nie po medycynie jak cos. Na tym polega społeczeństwo ze nie każdy płaci równo na wszystko. Jak chcesz aby było po równo, to będziesz na ulicy miał powozy konne zamiast samochodów. Bo jeżeli ludzie mieliby jeszcze płacić za studia to na pewno gro wyjechało by na zagraniczne udostępnij Link wój agent ubezpieczeniowy ci takiego nie wybierze, on wybierze ci najtańszego, bo interesem ubezpieczyciela nie jest zapewnienie jakości, jego interesem jest ewentualne zaopatrzenie jak największej ilości ludzi niskim kosztem. @Genny_Stefanetti: No właśnie to jest największy problem tego rozwiązania. Gdyby tak, że ubezpieczony rozliczał agenta z jakości usług dostarczonych, tzn. płacę określoną składkę i chcę dobrej jakości usług. Tylko dobra usługa wg. klienta to pewnie zupełnie co innego niż wg. agenta. Istnieje w ogóle jakiś system w świecie który daje zarobić branży medycznej a klient był dobrze leczony bez taczki pieniędzy? udostępnij Link @TurboDynamo: Temat OPa dotyczy lekarzy, dlatego odnoszę się do studiów lekarskich i ich "wariantach" (lek, wojlek, etc.). Z całym szacunkiem reszta mnie mało obchodzi. napisałem że studia lekarskie są tak samo strategiczne jak studia WOJSKOWE(WOJSKOWE NIE LEKARSKIE) dla funkcjonowania kraju i dlatego powinny być tak samo traktowane Gdzie to napisałeś? Napisałeś to przed moim postem i dziwisz się, że do tego się nie odnoszę. Zrozumiałby gdyby w pierwszym poście odpowiadał Tobie, ale odpowiadałem OPowi, a nie Tobie a dlaczego? Bo po prostu nie czytałem postów przed moim, bo nie ma nadzwyczajnie na to czasu i nie muszę czytać całego wątku, tak samo jak nie czytam teraz komentarzy pomiędzy naszymi odpowiedziami do siebie. Potem ty odpowiadasz mi odnosząc się do czegoś co wcześniej napisałeś i się dziwisz, zamiast ponownie napisać lub dać odnośnik do czego pijesz xD Jeśli uważasz że studia lekarskie są mniej istotne niż sprawna armia to spoko twoja sprawa, moim zdaniem są jednak bardziej istotne i dlatego powinny mieć jeszcze ściślejsze reguły oddawania hajsu w razie nie odpracowania kilkunastu lat w Polsce. Nie uważam, aby jednostki w jakikolwiek sposób musiały pokutować w sprawach studiów w związku z ich "strategiczną" rola w społeczeństwie. Studia mają przede wszystkim służyć jednostce. Na studia idzie się przede wszystkim po to by mieć dobrze płatną pracą. Wojskowi może mają inne zasady, ale cywile mają oddzielne. Jeżeli studia cywilne miałby być płatne, to dla wszystkich cywili, a nie tylko cywili lekarzy. udostępnij Link Temat OPa dotyczy lekarzy, dlatego odnoszę się do studiów lekarskich i ich "wariantach" (lek, wojlek, etc.). Z całym szacunkiem reszta mnie mało obchodzi. @Furox: moze i dotyczy lekarzy, może i cię mało obchodzi ale od kilku godzin odpisujesz mi argumentem nie na temat. Nie uważam, aby jednostki w jakikolwiek sposób musiały pokutować w sprawach studiów w związku z ich "strategiczną" rola w społeczeństwie. Studia mają przede wszystkim służyć jednostce. Na studia idzie się przede wszystkim po to by mieć dobrze płatną pracą. Wojskowi może mają inne zasady, ale cywile mają oddzielne. Jeżeli studia cywilne miałby być płatne, to dla wszystkich cywili, a nie tylko cywili lekarzy. @Furox: nie dla wszystkich tylko dla tych którzy są potrzebni a dokladnie lekarzy. Sorry ale moje studia informatyczne nie są tak strategiczne i drogie jak lekarskie, tak samo 90% innych. Poza tym mamy państwowa służbę zdrowia tak samo jak państwowe wojsko i jest gdzie te studia odpracować. Gdzie taki programista albo prawnik odpracowywać swoje studia skoro w Polsce większość to pracodawcy prywatni? Nie stac naszego kraju na szkolenie kadry dla niemcow i tyle. Szczególnie jak szkolimy Ukraińców na karcie Polaka którzy jadą se pracować do Niemiec xD super interes dla kraju xD Jak już skończysz studia, posiedzisz w Polsce 20 lat i przestaniesz patrzeć na temat z perspektywy "to mnie dotyczy i ja nie chcę mieć gorzej niż reszta" to sam zmienisz zdanie. Bo teraz to nie patrzysz dalej niż koniec swojego nosa. udostępnij Link @jmuhha: Nic nie powinni. Za to powinno państwo dotować prywatne uczelnie tak by tam semestry były przystępne cenowo dla Polaków. udostępnij Link @jmuhha: Ja tylko przypomne ze rzad wydaje na zagranicnzych studentow 1,5mld zl rocznie, ktorzy w wiekszosci i tak wyjada z Polski. Tymczasem ten sam rzad rozwaza czy wprowadzic odplatne studia medyczne dla tych, ktorzy chca wyjechac. XD zamiast na przykład zapewnic im godne warunki pracy w Polsce, chce sie ich “zmusic” do zostania w Polsce. Rocznie z powodu emigracji lekarzy 500mln idzie w błoto. udostępnij Link @pablo_see: Niestety nie ma, mi jest bliżej do koncepcji współpłacenia i koszyka świadczeń gwarantowanych. Najcięższe rzeczy, drogie technologie, leczenie finansuje państwo, nie ma się co łudzić. Zwykły Kowalski nie jest w stanie zapłacić za protezę biodra albo stenty do tętnic wieńcowych nawet jeśli zwolnisz go z podatków. Natomiast względnie prozaiczne sprawy powinny być współfinansowane z małym udziałem pacjenta np. wizyty w podstawowej opiece zdrowotnej dla dzieci, kobiet w ciąży i emerytów od 70rż bezpłatne, ale cała reszta płaci symbolicznie np. 10-15 zł za wizytę, wizyta w poradni specjalistycznej dopłata 20zł. Tym sposobem znajduje się $$$ w systemie i jednocześnie ludzie zaczynają bardziej szanować usługi, z których korzystają. W tej chwili nie ma szacunku do tego co się ma, nie ma szacunku dla pracy pracowników w systemie. Bo jak to inaczej nazwać. Ile razy dyżurując na Izbie Przyjęć w nocy, w miejscu gdzie z założenia zajmuję się przyjmowaniem do szpitala rodzących albo pacjentek w zagrożeniu życia np. krwotoki z dróg rodnych, pęknięcie ciąży pozamaicznej, dostawałem OPR bo pacjentka ze świądem i upławami przyszła i wielce się spieszyła bo na 6:00 rano miała do pracy i czeka na receptę. Nie docierało wyjaśnienie, że IP to jest miejsce gdzie zajmujemy się stanami zagrożenia życia, a nie leczeniem spraw zaopatrywanych w poradnii chorób kobiecych i kobieta rodząca zawsze będzie pierwsza i to jest świętość na ginekologii. udostępnij Link @TurboDynamo: Jeśli porównujemy państwową ochronę zdrowia do wojska to proszę nie zapominaj o tym, że jednak mundurówka ma cały szereg przywilejów. Ja nie mam dopłaty do mieszkania, dodatku funkcyjnego, wcześniejszej emerytury za lata pracy po nocach. Jedyny plus, który nie jest u nas oczywistością to to, że jestem na umowie o pracę. Na oddziale jednak większość kolegów jest na działalności. udostępnij Link Jeśli porównujemy państwową ochronę zdrowia do wojska to proszę nie zapominaj o tym, że jednak mundurówka ma cały szereg przywilejów. Ja nie mam dopłaty do mieszkania, dodatku funkcyjnego, wcześniejszej emerytury za lata pracy po nocach. @Genny_Stefanetti: uważam że takie dodatki się lekarzom należą. Na pewno jest to grupa która zasługuje na uprzywilejowanie w przeciwieństwie do przykładowo górników. Jedyny plus, który nie jest u nas oczywistością to to, że jestem na umowie o pracę. Na oddziale jednak większość kolegów jest na działalności. @Genny_Stefanetti: to plus? Ja wolę działalność niż UOP bo więcej zostaje dla mnie. udostępnij Link @TurboDynamo: Wiesz, ja tam nie potrzebuję tych dodatków. Fajnie by było gdybym miał normalne warunki w pracy i np. prysznic żebym mógł po 24h dyżuru w upale wykąpać się zanim pójdę do domu. Co do kontraktów. Dla mnie to minus, bo na kontrakcie nie przysługują płatne zejścia z dyżurów, odpowiadasz całym majątkiem jak coś się spieprzy. Serio. Wielu pracowników jest zmuszona przez pracodawców do kontraktów. Nie będę tutaj przytaczał opowieści moich starszych kolegów, którzy zostawali w szpitalu po specce i próbowali wynegocjować UOP. udostępnij Link

Tekst piosenki: Ref. Sto procent szacunku w waszym kierunku. Sto procent szacunku. Sto procent szacunku. Raggamuffin style bracie, siostro dla ciebie. Raggamuffin style rusza tutaj podziemie (x2) Ja kocham ten dźwięk i dobrze mi z tym. Uwielbiam dobrych ludzi - nie będę się z tym krył.
Autor: Marcin Bodziachowski fot. Piotr Koperski2022-06-18 08:00:58 Grzegorz Kamiński ma za sobą drugi sezon w barwach Legii, w którym tak jak i cała drużyna, zrobił wyraźny postęp. W minionym sezonie odgrywał poważniejszą rolę niż przed rokiem, a w decydujących meczach, był wystawiany na pozycji silnego skrzydłowego. Jak ocenia dwa lata w Legii, czego oczekuje po nadchodzących rozgrywkach, jak podoba mu się Warszawa i żywiołowa legijna publiczność? Wszystkiego dowiecie się z lektury wywiadu z 22-latkiem, który nie chce, aby traktować go jak młodzieżowca. Za Tobą drugi sezon w Legii. Tak jak i cały klub, można powiedzieć idziesz krok po kroku. Przed rokiem brąz był o krok, w tym roku walczyliście o złoto...Grzegorz Kamiński: Progres widoczny jest gołym okiem. Wydaje mi się, że w zeszłym sezonie nasz poziom był trochę niższy niż w tym zakończonym przed paroma tygodniami. Czuję to też po sobie. Na pewno poszedłem do przodu, podobnie jak zespół. Coś w tych ostatnich meczach ze Śląskiem nam nie idzie. Rok temu w ostatniej sekundzie przegraliśmy w meczu o trzecie miejsce, tym razem przegraliśmy z nimi w finale. W tegorocznej serii, w finale zabrakło nam zdrowia - to główny powód przegrania walki o złoto. Brakowało nam graczy, do tego byliśmy też zmęczeni sezonem, a w takich sytuacjach głębia ławki jest kluczowa. Po ostatnim meczu jeszcze przez 15 minut byłem bardzo zły, podłamany, ale kiedy zobaczyłem srebrny medal na szyi, doszło do mnie, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty. To był udany zabrakło w finale, bo że Śląsk nie był poza Waszym zasięgiem, pokazały wszystkie spotkania, w których decydowały pojedyncze posiadania, rzuty, czy W finale spotkały się dwie najlepsze drużyny tego sezonu. To nie był przypadek, że znaleźliśmy się w tym finale. A najlepszym dowodem tego jest fakt, że wszystkie, oprócz ostatniego, mecze finałowe były na styku. Kiedy przegrywa się małą ilością punktów, to zazwyczaj przeważają detale. Szkoda, że trochę łatwych punktów w tych meczach nam uciekło. Nie graliśmy tak szybko jak w serii z Anwilem. Po takich niewysokich porażkach czuje się największy niedosyt. Czuliśmy, że nie jesteśmy gorsi od Śląska, ale czegoś nam brakowało, aby wygrać kolejne meczu finałowym numer dwa dałeś świetny impuls drużynie, trafiając cztery trójki. Po pierwszej słabszej kwarcie, wróciliście do gry w świetnym stylu i potem zapewniliście sobie Hala Orbita była dla mnie o wiele bardziej przychylna. W pierwszym meczu ze Śląskiem zagrałem bardzo słabo, byłem stremowany, nieobecny, i postanowiłem wziąć się w garść, i grać swoje. Postanowiłem brać rzuty, być pewnym, i już w pierwszej kwarcie piłka siadła. Cieszę się, że w pierwszej połowie dałem ten impuls, bo dla gracza wchodzącego z ławki, to bardzo ważne, aby pomóc drużynie. Kiedy liderzy schodzą by odpocząć, trener oczekuje, że będę grał na podobnym poziomie. Fajnie, że rzuty siadły, ale trzeba pamiętać, że to jest praca całej drużyny. Dostałem podania, bo wcześniej pick został dobrze rozegrany przez Roba i Darka, "Daro" podał - byłem wolny, wystarczyło wykończyć akcję. W drugim meczu ze Śląskiem najlepiej w całej serii, dzieliliśmy się piłką. To na pewno pomogło nam w odniesieniu zwycięstwa. Każdy dołożył swoją cegiełkę do tej wygranej. Oczywiście, w każdym spotkaniu walczyliśmy o wygrane, ale to w tym drugim meczu graliśmy najbardziej pokazałeś się także w półfinałowej serii z Anwilem. Poniekąd wykazałeś się cierpliwością, bo w meczach ze Stalą prawie nie W meczu z Anwilem byłem mocno zmotywowany, aby pokazać się z dobrej strony. Choć nie ukrywam, że nie spodziewałem się, że moja rola zmieni się względem serii ćwierćfinałowej ze Stalą. Wchodząc na boisko chciałem dawać z siebie wszystko, gryźć parkiet, aby jak najlepiej wykorzystać te minuty, które da mi trener. Moja gra w tej serii z Anwilem wyglądała lepiej, stąd też większa liczba minut. Mimo, że nie grałem na swojej nominalnej pozycji, to dobrze się na niej odnajdowałem, potrafiłem wziąć trochę ciężaru gry na siebie. Cieszę się, że trener mi zaufał i ta seria w jakiś sposób odblokowała mnie przed Kamiński mówił później, że w serii ze Stalą nie bardzo pasowałeś do match upu. Z drugiej strony zawsze powtarza, że każdy zawodnik musi być gotowy w każdej chwili, bo kiedy dostanie szansę, musi ją wykorzystać. Radzisz sobie z takim podejściem, które jakby nie patrzeć, czasem odbija się na liczbie minut?- Nie oczekuję, że dostanę jakieś minuty "za darmo". Staram się wywalczyć je na boisku, na treningu, dając z siebie wszystko. Takie podejście jest chyba najlepsze. Czasem słyszy się o zawodnikach, którzy są obrażeni na trenera, bo nie grają tyle, ile by chcieli. Ja absolutnie nie byłem zły na trenera, że w serii ze Stalą nie stawiał na mnie. Każdy profesjonalny sportowiec musi rozumieć, jaka jest jego rola w zespole. Czasem trzeba schować dumę do kieszeni. Chyba też dlatego znaleźliśmy się w finale, bo każdy z nas chciał grać dla drużyny, a nie dla swoich indywidualnych statystyk. Mieliśmy świetną atmosferę, każdy wiedział o co gramy, każdy chciał walczyć o wspólny sukces. W serii ze Stalą, zgadzam się, że match up nie był tak dobry dla mnie, jak miało to miejsce w rywalizacji z Anwilem. Tak jak wspomniałeś wcześniej, cierpliwość popłaciła. Pokazałem, że mogę grać i mogę pomóc drużynie. W tym sezonie miałeś kilka bardzo fajnych meczów, kiedy rzut siedział, ale z drugiej strony w 40 meczach ligowych miałeś tylko trzy z dwucyfrową zdobyczą punktową. Powtarzalność, równa forma, to jest to, czego jeszcze trochę brakuje i nad czym będziesz pracował?- Jak chyba każdy zawodnik chcę wejść na wyższy poziom. To mój cel na kolejny sezon - być równym zawodnikiem, aby nie mówiono, że wybieram sobie mecze, w których trafiam, czy bronię. Chcę w każdym spotkaniu grać na solidnym poziomie. Jestem w trakcie przygotowań do tego. Już zacząłem treningi w tym kierunku. Jeśli zaś chodzi o spotkania z dwucyfrową zdobyczą, to poniekąd wynikało z tempa meczów. W tym sezonie miałem taką rolę, że to mnie kreowano pozycję, ja tylko musiałem wykończyć. Sam praktycznie sobie ich nie kreowałem, nie miałem gry 1x1, na pickach sporadycznie grałem. Stałem na obwodzie, czekałem na szansę i wtedy musiałem przeczytać, co zrobi mój obrońca. Czasem obrońca zachowa się tak, że najlepsze w danej sytuacji będzie podanie, i z tego czasem dopiero po chwili robi się czysta sytuacja dla kogoś z zespołu. Często statystyki tego nie oddają. Jestem wręcz przekonany, że statystyki nie oddają tego, jaki progres zrobiłem względem poprzedniego sezonu. Sam czuję, że poszedłem do przodu wyraźnie, a zrobię wszystko, aby jeszcze większy krok do przodu zrobić w kolejnych okres przygotowawczy nie był dla Ciebie idealny, bo już na jego początku doznałeś kontuzji. To trochę wybiło z rytmu, później musiałeś nadrabiać to, co reszta graczy już wypracowała na Można tak powiedzieć, chociaż jestem osobą, która nie potrafi usiedzieć w miejscu. Moja etyka pracy nie pozwalała mi, by siedzieć w domu i nic nie robić. Na jednym z moich indywidualnych treningów, jeszcze przed okresem przygotowawczym, doznałem kontuzji. Miałem spięty mięsień czworogłowy i konieczny był odpoczynek. Jako, że ten mięsień pracuje cały czas, nawet przy chodzeniu, nie mogłem go nadwyrężać. Przez około dwa tygodnie byłem zupełnie wyłączony. Ale też dzięki temu, że na okres przygotowawczy przyjechałem przygotowany - tak, wiem że to dziwnie brzmi, więc dzięki temu te dwutygodniowe "straty" nie okazały się dla mnie tak wielkie. Miałem natomiast sporą lekcję na przyszłość, aby nie przesadzić z treningami, bo tego właśnie efektem był ten uraz "czwórki". Teraz nie popełnię tego w europejskich pucharach to na pewno coś co zapadnie kibicom na długo. Spodziewałeś się, że Wasza gra w Europie potrwa tak długo?- Zawsze podchodzę do grania myśląc pozytywnie - że to my jesteśmy lepszą drużyną, że wygramy mecz. Nie skupiałem się na tym, co możemy osiągnąć w tych rozgrywkach, nie kalkulowałem, ile meczów możemy wygrać w pierwszej fazie grupowej. Skupiałem się na każdym kolejnym meczu. Trener Kamiński wpoił nam do głów, aby nie patrzeć na cały sezon, tylko koncentrować się na każdym kolejnym spotkaniu. Jakby ktoś przed sezonem powiedział mi, że będziemy w najlepszej ósemce FIBA Europe Cup - brałbym to w ciemno. Pewnie, gdybyśmy w ćwierćfinale trafili na inną drużynę niż na Reggio Emilia - bo to naprawdę klasowa drużyna ze świetnymi zawodnikami, sądzę że znaleźlibyśmy się co najmniej w czwórce, a kto wie, czy nie doszlibyśmy do finału. Pokazaliśmy w tych rozgrywkach swój charakter, dobrą formę i to, że jesteśmy groźni nie tylko w Polsce, ale i w końcówce sezonu, po kontuzji Grześka Kulki, trenerzy decydowali się wystawiać Cię na pozycji numer 4. Nie było to łatwe zadanie, bo chyba zdecydowanie lepiej czujesz się jako "trójka".- Na pewno, właściwie całe życie grałem na trójce. Oczywiście, zdarzały się epizody na przykład w kadrze młodzieżowej, kiedy nie było tam zawodników, którzy graliby na czwórce na poziomie mistrzostw Europy, to zdarzało mi się tam zagrać. Ale granie młodzieżowe na czwórce to nic, w porównaniu z tym co jest w naszej ekstraklasie. Byłem nie tylko niższy, ale i lżejszy od zawodników na tej pozycji, co przekłada się między innymi na siłę. Jestem typem zawodnika, który nie daje sobie w kaszę dmuchać. Charakterem i swoją mobilnością, znajdowałem swoje przewagi nad graczami z pozycji nr4. Trener Kamiński dawał mi już minuty na czwórce w trakcie sezonu zasadniczego, ale nie wyglądało to jeszcze tak dobrze, jak w play-offach. Właśnie ta gra w sezonie zasadniczym zaprocentowała później. Na pewno Grzesiu Kulka wyglądałby na tej pozycji lepiej, ale wydaje mi się, że zrobiłem solidną robotę, starając się go zastąpić. Mając u boku Łukasza Koszarka - jakby nie patrzeć legendę polskiej koszykówki, możesz czerpać garściami z jego doświadczenia, cwaniactwa. "Koszar" lubi podpowiadać, dzielić się z młodszymi wiedzą?- Miałem parę takich sytuacji w tym sezonie, kiedy nie pytałem trenera, co powinienem zrobić w tych sytuacjach, a pytałem "Koszara". Przekazał mi niesamowitą wiedzę na temat niektórych zachowań na boisku, która zostanie mi do końca kariery. Jestem wdzięczny "Kosziemu", że chce pomagać młodym, patrzy na nas i podpowiada. Dzięki niemu zauważyłem, jak wiele rzeczy robiłem źle, przez te wszystkie lata mojej dotychczasowej gry. To niesamowite, jak jedna rada, może wiele zmienić. Fajnie mieć takiego zawodnika w drużynie. Obok Filipa Dylewicza, to najbardziej doświadczony zawodnik w ekstraklasie. Nazywamy go "profesorem" koszykówki. Mam nadzieję, że zostanie z nami na kolejny sezon, a ja będę mógł wyciągnąć od niego jeszcze sporo wiedzy. Sądzę, że jeszcze więcej może czerpać od "Kosziego" Szymon Kołakowski, który gra na tej samej Ci się zagrać w meczu drugoligowych rezerw. Nie było z Twojej strony żadnego obrażania - pokazałeś, jak należy podchodzić do swoich Od małego byłem uczony, między innymi przez Wojciecha Myszka i Krzysztofa Piątkowskiego, że nieważne z kim gramy - czy to drużyna z Kwidzyna, Pelplina, czy też Gdyni, to zawsze trzeba podchodzić do meczu na sto procent. To jest właśnie okazywanie szacunku, nawet jeśli wygrywa się z przeciwnikiem różnicą 100 punktów. Ten jeden mecz drugoligowy był dla mnie ważny również jeśli chodzi o powrót do formy - byłem wtedy po koronawirusie, nie poleciałem z zespołem do Permu, ominęła mnie też kadra B. Byłem zły, bo wyszedł mi wynik pozytywny, a czułem się zupełnie dobrze. Chciałem odbudować swoją formę, trener zaproponował mi grę w rezerwach i uznałem, że to bardzo dobry pomysł, aby zagrać w drugiej lidze - by poczuć grę, bo to była również przerwa na turniej finałowy Pucharu Polski, w którym nie uczestniczyliśmy. Wydaje mi się, że w tym meczu grałem bardzo dobrze, chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. No i gdybym nie grał na maksa, to przecież byłby brak szacunku do reszty chłopaków z naszej drużyny. Wiem jak to z ich strony wyglądało - przychodzi gość z ekstraklasy, który nie był na żadnym "naszym" treningu, teraz będzie grał 30 minut i zabierał je "nam". Grając na maksa, pokazujesz, że nie jesteś jakąś tam gwiazdeczką i masz szacunek do drużyny. Poziom koncentracji był u mnie taki jak na piąty mecz ze naprzeciwko zamiast Travisa Trice był niesamowity tamtego dnia Grzegorz Malewski, z którym rywalizowałeś rzutowo, ale to Maleszczak (38 pkt., 8/13 za 3) miał wtedy dzień Słyszałem, że Grzesiu jest shooterem, ale nie spodziewałem się, że aż takim. "Sado" nie miał z nim łatwej przeprawy, trochę mu współczułem. Malewski nie dość, że rzucał trójki jak szalony, to jeszcze zaliczył solidną pakę, po minięciu "Sado". Zagrałem wtedy dobry mecz, ale on zagrał lepszy, faktycznie miał dzień konia. Hutnik wygrał, "Maleszczak" pociągnął swój zespół, trafiał w najważniejszych momentach. Momentami byliśmy bezradni - w pewnym momencie proponowałem trenerowi, że sam zacznę kryć Malewskiego, że nacisnę go, i ten nie minie mnie w linii prostej. Pamiętam, że w tamtym meczu mieliśmy rzut na zwycięstwo - Szymon Kołakowski rzucał z otwartej pozycji, z "zera"... nie trafił - a to on mógł być bohaterem tego spotkania. Sam w czwartej kwarcie nie grzeszyłem skutecznością. Trzeba przyznać, że trafiłem na bardzo fajny mecz drugiej ligi. Nie znałem drużyn drugoligowych z tego rejonu, bo na tym poziomie rozgrywkowym grałem ostatnio w Asseco Gdynia, w innej grupie. Przed meczem raczej przewidywałem, że zmierzymy się z zespołem, z którym wygramy łatwo i wysoko, przez co nie poczuję gry na dużej intensywności. A tymczasem to był bardzo dobry mecz, stojący na wysokim poziomie, zacięty do ostatniej sekundy. Po dwóch latach spędzonych w Warszawie, powiedz jak odnajdujesz się w stolicy? Potrafisz poruszać się już po mieście bez mapy?- Pochodzę z małego miasta i... nie lubię małych miast. Świetnie odnajduję się w Warszawie, jeżdżę bez GPS-a. Jeśli się zgubię, po prostu wyszukuję wieżowców, i wiem, że stamtąd już trafię do domu. Naprawdę lubię Warszawie, a ludzie w tym mieście są niesamowici. Niesamowite jest to, jak całe miasto jest pełne kibiców Legii. Na każdym kroku widać miłość do tego klubu, choć oczywiście więcej fanów przychodzi na mecze piłkarskie niż koszykarskie. Fani Legii robią niesamowitą atmosferę również w hali na Bemowie. Czuję się w Warszawie tak dobrze, jakbym żył tu nie dwa lata, tylko z dziesięć. Gdziekolwiek bym nie był w przyszłości, zawsze bardzo chętnie będę wracał do tego w nawiązaniu do publiczności - powiedz jak podobał Ci się doping, szczególnie ten na meczach finałowych, bo dwóch ekspertów starało się przekonywać, że był zbyt monotonny dla zawodników, wręcz usypiający. Nie wiem, jak można zasnąć przy takim ryku, ale sam powiedz, jak Ty to odbierasz, będąc na parkiecie?- Na pewno nigdy wcześniej nie spotkałem się z takim dopingiem jak u nas. Można powiedzieć, że jest on stricte piłkarski. W koszykówce wiele się dzieje, dlatego też doping kibiców zazwyczaj jest zmienny. U nas często mógł się wydawać monotonny. Z perspektywy zawodnika zapewniam, że to zupełnie nie usypiało, wręcz przeciwnie. Ryk kibiców, szczególnie w tej naszej małej sali, motywował nas do walki, czasami nie dało się słyszeć własnych myśli. Mam nadzieję, że w następnym sezonie kibice równie licznie pojawiać się będą na Obrońców Tobruku i będą nas wspierać tak jak robili to do tej pory. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. Gra w Lidze Mistrzów to chyba kolejne wyzwanie? Cieszysz się na udział w tych rozgrywkach, których poziom jest wyższy niż FIBA Europe Cup?- Mam nadzieję, że zagramy w BCL-u, cieszę się, jeśli będzie nam dane zagrać w tych rozgrywkach. Zawsze wysoko stawiam sobie poprzeczkę. Nie czuję presji związanej z występami w Lidze Mistrzów, a jedynie szansę, by się pokazać w lepszej lidze, grając o wyższe cele, z lepszymi zawodnikami. Będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony - każdy z nas indywidualnie, ale też godnie reprezentować Legię w Lidze Mistrzów. Mogę zapewnić kibiców - zostawimy serce na parkiecie i zrobimy wszystko, aby powtórzyć wynik z ostatniego sezonu w FIBA Europe masz plany indywidualne na sezon 2022/23? Odgrywać znacznie większą rolę w zespole, by po sezonie mówiono - jak o Grześku Kulce, że zaliczyłeś największy progres w lidze?- Nie skupiam się tak bardzo na nagrodach indywidualnych. To tylko dodatek do tego, co robi cała drużyna. Chcę czuć, że idę do przodu. Jak tego nie czuję, to nie jestem sobą. Większa rola zależy od tego jak będę grać, zależy również od trenera Kamińskiego. W tym sezonie pokazałem, że mogę wziąć ciężar gry na swoje barki, a jestem przekonany, że mogę pokazać jeszcze dużo więcej. Jak dotąd nie pokazałem pełni swojego potencjału i mam zamiar to zrobić w najbliższym sezonie. Chcę pokazać trenerowi, że w najważniejszych momentach nie zje mnie trema i będę podejmował dobre decyzje. Mój cel na ten sezon? Zrobić co najmniej pięć kroków do przodu, w każdej dziedzinie - zarówno pod kątem rzutów, gry na piłce, czy gry na czwórce, jeśli trener będzie chciał, abym występował również na tej pozycji. Jako zmiennik wicemistrza Polski jestem w stanie grać na bardzo wysokim niedawno 22 lata. Teoretycznie ten wiek podchodzi jeszcze pod przepis I ligi o młodzieżowcu. Sam uważasz się jeszcze za młodego gracza, czy chciałbyś, aby przestano Ciebie traktować "ulgowo"?- Przed rokiem odpowiadałem na podobne pytanie... Od momentu skończenia 21 lat nie traktuję siebie jak juniora. Nie chcę, żeby mnie tak traktowano, i staram się ten fakt udowadniać na boisku. Oczywiście, może nie jestem jeszcze doświadczony, ale chcę, by traktowano mnie jako dorosłego gracza, który nie ogrywa się, tylko gra w ekstraklasie, dlatego, że tam jest jego Legii trafiłeś przed dwoma laty. Miałeś jakieś obawy przed przenosinami do Legii, do Warszawy? Jak z tej perspektywy czasu oceniasz tę decyzję?- Samo rozstanie z Asseco było bolesne, bo miałem wielki sentyment do tego klubu. To ten klub wypromował mnie na parkietach młodzieżowych, bo w Asseco spędziłem trzy najlepsze lata w młodzieżowej koszykówce, tam zdobywałem medale mistrzostw Polski. Miałem 20 lat na karku i nie ukrywam - obawiałem się przeprowadzki do Warszawy. Rozmawiałem z trenerem Kamińskim i zaufałem mu. Przeniosłem się do miasta, w którym nikogo nie znałem, nikt mnie również tutaj nie znał. Miałem za zadanie, pokazać na co mnie stać. Wywalczyłem sobie miejsce w składzie. Teraz oczywiście mogę śmiało powiedzieć, że nie żałuję tego kroku - te dwa lata w Warszawie były niesamowite. To najlepszy czas w moim życiu. Osiągnąłem największy sportowy sukces w mojej karierze, poznałem najlepszych ludzi na swojej drodze, podjąłem najważniejsze decyzje w moim życiu. Nie żałuję ani minuty spędzonej w Warszawie. Mam nadzieję, że mój trzeci rok w Warszawie będzie równie Marcin Bodziachowski
Procent to sposób na wskazanie za pomocą liczby, jak duży jest udział w danej sumie. Aby obliczyć procent, rozważ daną sumę jako 100% (sto procent). Na przykład możesz powiedzieć, że masz 10 jabłek (co odpowiada 100%). Jeśli zjesz dwa jabłka, zjadłeś 2/10 × 100% = 20% jabłek i pozostało Ci 80% pierwotnej ilości jabłek.
Jessica Chastain to jedna z najbardziej znanych i cenionych aktorek w Hollywood. Na ekranach polskich kin od 14 stycznia można oglądać najnowszy film z jej udziałem - "355". W rozmowie z Wirtualną Polską aktorka przyznała że widzi produkcję jako metaforę tego, z czym dzisiaj się mierzymy, czyli Zaborski: Zacznijmy od tytułu. O co chodzi z numerem 355?Jessica Chastain: Podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych w XVIII wieku na usługach George’a Washingtona (pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych – przyp. red.) działała agentka specjalna ukrywająca się pod pseudonimem 355. Jej personalia są nieznane do dziś. We wszystkich dokumentach, jakie zachowały się z tamtych czasów, figuruje jako 355. Wiemy, że jej misja polegała na wydobywaniu poufnych informacji ze strony wroga. Wywiązała się z niej kusiło cię, żeby to jej poświęcić film?Wolałam złożyć jej hołd poprzez pokazanie agentek we współczesnym świecie. 355 to jedna z wielu kobiet, które odegrały dużą rolę w historii, ale ta o niej zapomniała. Tytułując film w ten sposób, oddaję jej cześć. Użycie tego kodu to także gest szacunku dla wszystkich kobiet, które zajmują się szpiegostwem. Popkultura sprawiła, że ten zawód wciąż utożsamiamy z mężczyznami. Brakuje nam świadomości, jak wiele kobiet działa na tym obszarze. Przygotowując się do roli, miałam okazję wejść w temat głębiej i wiem, że myślenie, że to męski zawód, jest stereotypowe i nieprawdziwe. Pamiętam, kiedy usłyszałam po raz pierwszy historię 355. Opowiedziała mi o niej kobieta, która sama jest szpiegiem - rozmawiałam z nią na potrzeby naszego filmu. Byłam niesamowicie wzruszona jej opowieścią, a jednocześnie czułam złość, że nie uczy się o 355 w szkołach, że pozwala się nam o niej waszym filmie szpiegostwem trudnią się wyłącznie kobiety. Każda z nich reprezentuje inny kraj, więc grają na siebie, dopóki nie odkryją, że takie działanie niekoniecznie prowadzi je we właściwym nasz film jako głos sprzeciwu przeciwko nacjonalizmowi, który w ostatnim czasie niebezpiecznie o sobie przypomina. Nasze bohaterki muszą sobie uświadomić, że jedyną szansą na osiągnięcie celu jest dla nich wzajemne wsparcie i współpraca. Uważam, że nasz film stał się świetną metaforą tego, z czym dzisiaj się mierzymy, czyli pandemii. Im bardziej jako społeczeństwo łączymy siły i współgramy ze sobą, tym większy opór stawiamy koronawirusowi. Chciałabym, żeby "355" przypomniał ludziom, że problem najłatwiej rozwiązać jest wtedy, kiedy się jednoczymy, a nie dzielimy. To wtedy jesteśmy nie tylko aktorką, ale też producentką "355". Z tego co wiem, odpowiadałaś za casting produkcji. W rolach agentek obsadziłaś Diane Kruger, Lupitę Nyong’o i Fan Bingbing. A pomiędzy nie włożyłaś jeszcze Penélope Cruz. Trudno o bardziej zróżnicowaną etnicznie zaczęłam produkować filmy, zawsze nadzoruję proces obsadzania ról. Chcę dawać pracę ludziom utalentowanym i pracowitym, którzy wniosą na plan swoje doświadczenia, emocje i kulturę, dzięki czemu jak najszersza liczba widzów będzie mogła się z nimi zidentyfikować i rozpoznać w nich. Zróżnicowana etniczność to jedna sprawa, na której mi zależało. Cieszę się, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni, którzy u nas zagrali, mają tak różnorodne pochodzenie. Chciałam jednak pójść o krok dalej i zrobić film, który da szansę aktorom wykluczanym w Hollywood. Dlatego jestem bardzo dumna, że mamy w obsadzie Emilio Insolerę, głuchego aktora, który na ekranie jest po prostu filmu "355". Od lewej: Penélope Cruz, Jessica Chastain, Diane Kruger i Lupita Nyong’oŹródło: fot. mat. właściwie narodził się pomysł na ten film?W 2017 r. byłam częścią jury na festiwalu filmowym w Cannes. Obejrzałam wtedy mnóstwo filmów, ale niewiele z nich opowiadało o kobietach i ledwie kilka z nich wyreżyserowały kobiety. Bardzo mnie to zasmuciło, a to, jak postaci kobiece były w niektórych pokazane, nawet rozzłościło. Byłam zawiedziona, że na największej imprezie filmowej świata tak się to prezentuje. Zwłaszcza, że w Cannes nie da się wyjść poza ten świat kina. Gdzie się człowiek nie ruszy, tam widzi plakaty filmowe. Tylko, że wtedy to były plakaty reklamujące dzieła mężczyzn. Swoimi emocjami podzieliłam się z moim agentem, który powiedział mi, że może sama powinnam coś w tej sprawie zrobiłaś - film, który jest esencją terminu "siła kobiet".Kiedy zaczęłam myśleć o takim projekcie, wiedziałam tylko, że chcę złożyć hołd kobietom, wynagrodzić im te wszystkie lata, kiedy pozostawały w cieniu mężczyzn. Zależało mi, żeby to była produkcja, która doceni kobiecy intelekt, spryt i nieugiętość oraz podkreśli ich najlepsze cechy. Wiedziałam jednak, że na taki film nikt nie będzie chciał wyłożyć kasy. A nawet jeśli znajdzie się producent, który będzie chciał w to wejść, to będziemy musiały się mu ze wszystkiego spowiadać i wprowadzać zmiany, których on zażąda. Dlatego już na tak wczesnym etapie podjęłam decyzję, że to będzie film, na który sama zbiorę fundusze. Właśnie po to, żeby mieć do niego pełne że nie, chociaż wszyscy ludzie, do których się odezwałam z propozycją wzięcia udziału w projekcie, godzili się na to. Dostałam ogromne wsparcie i wiele słów otuchy, co nie zmienia faktu, że zajęło mi trochę czasu skompletowanie budżetu. Kiedy w końcu stanęłam na planie obok Diane, Lupity, Fan, Penélope i całej reszty wspaniałej obsady, nie mogłam uwierzyć, jak daleko z tym wszystkim zaszłyśmy. Dopiero z dzisiejszej perspektywy widzę, że decyzja, by się uniezależnić od ludzi nadzorujących nasz projekt, była aktem politycznym. Wykonałyśmy posunięcie, które było ryzykowne, ale przyniosło dobre skutki. Mam nadzieję, że inne kobiety będą się nami inspirować i walczyć o swoje filmy w takim kształcie, w jakim chciałyby, żeby one były. Kadr z filmu "Wróg numer jeden", za który Chastain była nominowana do OscaraŹródło: fot. mat. kobietami pracuje się inaczej niż z mężczyznami?Jestem na takim etapie w swoim życiu, że staram się nie zwracać uwagi na czyjąś płeć. Uczę się, żeby patrzeć na drugą osobę po prostu jako na człowieka, na jego charakter i sposób bycia, który będę oceniać tak samo surowo niezależnie od jego pochodzenia, narodowości, etniczności, rasy, płci, religii czy seksualności, bo to tylko cechy, a nie definicje danej osoby. Definiowanie kogoś przez płeć uważam za bardzo groźne, bo w ten sposób zaciera się granice indywidualizmu. Zdania typu: "Ona taka jest, bo kobiety takie są" doskonale to pokazuje. Odmawiamy komuś prawa do indywidualności, osobności i osobowości, wkładając go w jakąś ramę. Nie uważam, że cechy biologiczne determinują to, jacy jesteśmy. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest kobietą czy mężczyzną, jeśli źle się zachowuje. To kwestia wychowania, a nie płci. Dlatego nie mam preferencji co do osób, którymi się otaczam - ważny jest dla mnie jedynie klimat, który wprowadzają, energia, którą mają, i stopień zaangażowania w projekt, w jaki z nimi w "355" wszyscy zaangażowali się niezwykle mocno i poświęcili mnóstwo czasu na prawda. Ściągnęłam dziewczyny aż na miesiąc przed wejściem na plan po to, byśmy mogły opracować choreografie walk. Diane, Lupita, Fan i Penélope nie chciały korzystać za każdym razem z dublera, tylko bić się własnymi rękami. Ja oczywiście chciałam tego samego! Miałyśmy dublerów jedynie w bardzo ryzykownych scenach kaskaderskich, całą resztę zrobiłyśmy same. Muszę ci się pochwalić, że scenę, w której moja bohaterka skacze z dachu na dach, też nakręciłam sama! Co to były za emocje i adrenalina! Na początku czułam się niepewnie wobec Diane, z którą mam najwięcej konfliktów na ekranie. Szybko jednak okazało się, że jej też zależy, byśmy biły się same ze sobą, a nie nasze dublerki. Nauczyłyśmy się całej walki, nie potrzebowałyśmy nikogo, kto by nas zastąpił w jakimś układzie. Byłam pod ogromnym wrażeniem, bo Diane weszła na plan niedługo po urodzeniu dziecka, a w ogóle nie było tego po niej widać. Była sprawna fizycznie, miała mnóstwo energii i widziałam w jej oczach, że chce skopać mi tyłek! (śmiech)Chastain sama wykonała większość swoich scen akcji w "355"Źródło: fot. mat. uwierzę, że to wszystko udało wam się bez poturbowań i kilka wypadków, ale niegroźnych. To norma na planach filmowych. Ja zrobiłam sobie krzywdę, kiedy upadłam na marmurową podłogę. Miałam się na nią przewrócić, ale zrobiłam to tak niefartownie, że wyrżnęłam o posadzkę głową. Ludzie, którzy to widzieli, byli przerażeni! Wszyscy zamarli. Tylko kaskaderka, która była najbliżej, podbiegła do mnie z miną, z której można było wyczytać, że stało się coś strasznego. Ona jest Francuzką, mówi bardzo dobrze po angielsku, ale w tym stresie zrobiła chyba jakąś kalkę językową z francuskiego, bo gdy była już przy mnie, zaczęła krzyczeć: "Musimy wstawić to do środka! Musimy wstawić to do środka!". Byłam przekonana, że mam złamaną kość, ale nie czułam bólu, więc coś mi się nie zgadzało. Okazało się, że jej chodzi po prostu o to, żeby zatamować strużkę krwi, która leciała mi z głowy. Napędziła nam chyba większego stracha niż mój upadek! (śmiech)Agentki służb specjalnych muszą cały czas kogoś udawać. W filmie pokazujecie, jak przybierają różne twarz i manipulują otoczeniem. Nie uważasz, że zawód aktorki jest podobny?Jest jedna zasadnicza różnica - praca aktorki nie jest sprawą życia i śmierci, nikt nie zginie, jeśli zawalę na planie. Moje pomyłki nie mają tak poważnych reperkusji, jak pomyłki agentek, od których zależy powodzenie wielu spraw. Nie wyobrażam sobie, że można wykonywać pracę, w której wszystko ma tak wysoką wagę. Nie wytrzymałabym takiego ciśnienia. Ale rzeczywiście jest coś, co łączy te fachy - konieczność rozgryzania drugiego człowieka. Kiedy dostaję scenariusz, traktuję go jak zagadkę, którą trzeba rozwiązać. Jestem takim szpiegiem, który musi się przegryźć przez kolejne warstwy tego, kim jest moja postać i co reżyser starał się za jej pomocą wyrazić. Jeśli moje przypuszczenia okażą się błędne, to zawsze mogę zrobić dubla. Szpiedzy nie mają opcji drugiej szansy. Pamiętam, że miałyśmy na planie bardzo ciekawą rozmowę z Diane Kruger na ten czym konkretnie rozmawiałyście?O tym, że kobiety mimowolnie wykorzystują pewne techniki manipulacyjne. Same tak zresztą robimy. Dyskutowałyśmy na temat planu, na którym są głównie aktorki. Ich nie da się podejść ani oszukać. Nie wystarczy się ładnie ubrać, zaśmiać, zatrzepotać rzęsami. Nie przyniesie to żadnego efektu, chociaż na facetów te numery czasami nadal działają. Kiedy gra się w otoczeniu kobiet, trzeba się zdobyć na szczerość. Więc z jednej strony praca u boku kobiet daje większe wsparcie i wyrozumiałość, a z drugiej - nakłada większe zobowiązania. Wcale nie jest tak, że na planie "355" któraś z nas mogła odpuścić. Przeciwnie - widząc zaangażowanie innych i mając świadomość, że nie da się reszty podejść ani oszukać, trzeba było działać na sto procent. I - możesz mi wierzyć - tak zrobiłyśmy.

Ceny towarów i usług konsumpcyjnych według szybkiego szacunku w październiku 2019 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 2,5% (wskaźnik cen 102,5), a w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosły o 0,2% (wskaźnik cen 100,2). W stosunku do października ubiegłego roku najmocniej podrożała żywności i napoje bezalkoholowe o 6,1 proc. Z kolei …

Trzy typy aktywności lidera. Jak Runners, Repeaters, Strangers wzmacniają sposób pracy lidera na co dzień. Podcast Jeśli chcesz, żeby Twój biznes był bardziej efektywny, a Twoi ludzie zaangażowani w firmę i jej doskonalenie, to ten podcast jest właśnie dla Ciebie. Nazywam się Radek Drzewiecki, od ponad 16 lat prowadzę firmę Leanpassion. Zajmujemy się wzrostem efektywności procesów oraz zaangażowania pracowników. Dodatkowo, jestem założycielem dwóch startupów technologicznych Sherlock Waste i Leanovatica. Robię to, co robię, ponieważ chcę, aby firmy były świetne, a ludzie szczęśliwi w pracy. Dlatego dla mnie skuteczny menedżer to nie tylko taki, który osiąga cele, ale przede wszystkim robi to z ludźmi, potrafi podłączyć ich do strategii organizacji. odcinek 14 NIEIMPROWIZOWANE ZARZĄDZANIE ZESPOŁEM: RUNNERS, REPEATERS, STRANGERS W tym odcinku opowiadam o sposobie pracy lidera na co dzień, czyli o zarządzaniu i o wyzwaniach jakie się z tym wiążą. Omawiam trzy typy aktywności, które wzmacniają trzy najważniejsze zasady zarządzania. Przedstawiam reguły planowania czynności ciągłych, czynności regularnych i nieregularnych wzmocnień oraz przykłady takiego planowania przez liderów z branży usługowej i produkcyjnej. Radek Drzewiecki W ODCINKU 14: Trzy typy aktywności lidera, menedżera, CEO: czynności codzienne, standardowy sposób zarządzania ludźmi „od poniedziałku do piątku”- Runnersczynności wykonywane regularnie co jakiś czas – Repeatersnieregularne wzmocnienia pozwalające zwiększać zaangażowanie – Strangers Powyższe aktywności są istotne w budowaniu trzech nici relacji lidera z pracownikiem: Relacja serca – pracuję dla Ciebie, bo to lubię, bo czuję, że przynależę do zespołuRelacja umysłu – pracuję w tej firmie, bo się rozwijam, bo dzięki Tobie mogę rozwiązywać problemy, dajesz mi treningi, spełniam się, bo robię interesujące rzeczyRelacja kieszeni – bo mi się opłaca, bo zarabiam pieniądze Runners, Repeaters, Strangers wzmacniają trzy najważniejsze zasady zarządzania: obecność każdego dnia, empatia każdego dnia, refleksja każdego dnia. Metodę nieimprowizowanego zarządzania zespołem można zastosować na każdym szczeblu organizacji w firmie. Szczegóły i konkretne przykłady w tym odcinku! Słuchaj podcastu tam, gdzie Ci najwygodniej. Transkrypcja podcastu Odcinek 14 Nieimprowizowane zarządzanie zespołem: Runners, Repeaters, Strangers Witajcie, Moi Drodzy! Cześć! Na początek pochwalę Wam się prywatno-zawodowym sukcesem. Otóż, zrobiliśmy i ukonstytuowaliśmy strategię na 2022-2023. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że dużo będzie się działo, bardzo fajne kierunki rozwoju. Po pierwsze, już w tej chwili, dzięki Wam, naszym obecnym, przyszłym klientom, zatrudniamy siedemdziesiąt osób we wszystkich spółkach grupy Leanpassion i dodatkowo, jak już tak mogę się pochwalić, a tak zdecydowałem, to w tym roku będziemy mieli przychody razy dwa. Więc po raz pierwszy udało nam się wyjść z takiego pięcio-, dziesięcioprocentowego wzrostu i ta pandemia naprawdę bardzo dużo nam dała, bo wyszliśmy ze strefy komfortu i szukamy – a właściwie już dostarczamy – przychód pasywny. Jeszcze raz dziękuję za to, że słuchacie tego podcastu! Chciałem tutaj wykorzystać też sytuację i podziękować wspaniałemu zespołowi Leanpassion. Różnie się działo w tej firmie, były wzloty i upadki, szesnaście lat na rynku, ja też nie najlepszym byłem, że tak powiem, przewodnikiem tego zespołu, ale wydaje się, że trochę dojrzałem i zrozumiałem błędy, jakie popełniałem, zrobiłem sobie refleksję. Tak egocentrycznie zaczynamy dzisiaj ten odcinek, ale jeszcze raz wielkie dzięki naszym obecnym klientom, przyszłym klientom. Dzięki Wam za to, że jesteście tutaj i za to, że poprzez podcast Skuteczny CEO mogę po prostu uskuteczniać w praktyce moje Why, czyli „Dlaczego robię to, co robię”, bo robię to, co robię, żeby firmy były świetne, a ludzie szczęśliwi w pracy i w życiu zawodowym. Także, Moi Drodzy, Great Companies, Happy People. Jeszcze raz, wielkie dzięki! A teraz przejdziemy już do meritum dzisiejszego odcinka. Otóż, zdarza się, że piszecie do mnie – też dzięki za dość duże zainteresowanie – i zdarza się, że sugerujecie rzeczy, które mógłbym poprawić, na których mógłbym się skoncentrować i tak odmieniacie przez wszystkie przypadki, że o przywództwie dużo już było, ale może trochę więcej o zarządzaniu. W jednym z odcinków nagrywałem już trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania zespołem, o których dzisiaj też wspomnę. Ale dziś opowiem trochę bardziej szczegółowo o tym, jak zarządzać ludźmi, o tym, w jaki sposób podzielić sobie tydzień pracy, miesiąc, kwartał jakie są trzy typy aktywności, na które możemy sobie to podzielić. Mam nadzieję, że dla Was będzie to inspiracja do tego, żeby przeprowadzić refleksję odnośnie swojego dziennego, tygodniowego, kwartalnego, miesięcznego planu zarządzania. Mówię tutaj do Was, do zarządzających firmami, do CEO-osów, do prezesów, do członków zarządu. Ale też do czego namawiam, to żeby sprawdzić albo dać takie zadanie liderom, bezpośrednim przełożonym pracowników, kierownikom, dyrektorom, menedżerom, żeby zrobili właśnie taką autorefleksję odnośnie do tego, w jaki sposób zarządzają zespołem. Nie wiem, czy pamiętacie, ale 90% osób na pytanie: „Jak zarządzasz ludźmi?” odpowiada: „Jak to, jak? Normalnie”. Nazywam to zarządzaniem „przez trzymanie kciuków”. Odcinek 14: Nieimprowizowane zarządzanie zespołem: Runners, Repeaters, Strangers Ci z Was, którzy słuchają mnie regularnie, mogą słyszeć to po raz siedemdziesiąty czwarty, że tak się wyrażę, ale większość osób, z którymi pracuję, z którymi miałem okazję zderzyć myśli na temat przywództwa i zarządzania, nie potrafi rozróżniać tych dwóch rzeczy. Także pozwólcie, że przypomnę rzeczy, o których mówiłem w poprzednich odcinkach bardzo często. Czym się różni przywództwo od zarządzania? Otóż, w mojej definicji, przywództwo to jest umiejętność podłączania ludzi i procesów do strategii firmy, czyli rzeczy, które robimy, by ludzie byli podłączeni do firmy, na przykład kaskadowanie strategii, stworzenie wizualnego środowiska pracy, zdefiniowanie ról dla pracowników, stworzenie 5R, które było w poprzednim odcinku, czyli kierunek, ramy, role, reguły, relacje. Często też mówię, że przywództwo tworzy ramy do zarządzania. Także przywództwo to jest umiejętność podłączania ludzi i procesów do strategii firmy. Jeśli macie wpływ na to, jak ta strategia firmy wygląda, jak ta wizja firmy wygląda, to właśnie tam podłączamy. Natomiast jestem zdania, że przyszłość pracy to nie są wcale turkusowe organizacje (przy okazji, to taki mój anty-konik, turkus, mam naprawdę alergię na to). Jesteśmy ludźmi i to jest moja subiektywna ocena, ale moim zdaniem przyszłość pracy, przyszłość przewodzenia będzie szła w kierunku autonomicznych zespołów i jeśli nie macie wpływu dzisiaj na to, jak wygląda misja, wizja i cele strategiczne firmy, czyli ta perspektywa strategiczna organizacji, to dla mnie przywództwo w Waszym wydaniu, Drodzy Liderzy, Drodzy Menedżerowie, to umiejętność podłączania ludzi do swojego zespołu, można zrobić taką definicję. Autonomiczny zespół, mamy lidera, który skupia wokół siebie, wokół zespołu, może nie tylko wokół siebie, dziesięć, dwanaście, piętnaście osób, niech zrobi sobie mini-misję, mini-wizję, cele dla zespołu i to przywództwo to jest umiejętność podłączenia ludzi do tych celów, czyli można też taką wersję zrobić. W każdym razie przywództwo to umiejętność podłączania ludzi do strategii, do celów, do misji, do wizji, do tego dlaczego to robimy, do czego dążymy i jak to zmierzymy. Zarządzanie, bo o tym będzie dzisiejszy odcinek, to sposób pracy lidera na co dzień. Właśnie w tym jest takie dość duże wyzwanie. Pamiętajcie, że ja chyba w pierwszym, drugim odcinku mówiłem, że nikt nie ma złych intencji, to, że czegoś nie wiemy, to mamy do tego prawo. Przez wiele lat nie wiedziałem, czym jest przywództwo, czym zarządzanie, a dzisiaj – po prostu zainspirowałem się Kotterem i stworzyłem własne definicje. Czyli zarządzanie to sposób pracy lidera na co dzień. Przywództwo to umiejętność podłączania ludzi i procesów do strategii firmy. I właśnie sposób pracy lidera na co dzień to jest coś, o czym będziemy rozmawiać dzisiaj. W jedenastym odcinku mówiłem o trzech najważniejszych zasadach skutecznego zarządzania zespołem. Pozwólcie, że przypomnę to przez chwilę, czyli sposób pracy lidera na co dzień, sposób pracy menedżera na co dzień i to, co robisz po prostu od poniedziałku do piątku. Trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania zespołem: Numer jeden to jest obecność każdego dnia, to znaczy, że jesteś w Gemba. Gemba to jest miejsce, gdzie ludzie dodają wartość, gdzie Twój zespół po prostu pracuje, gdzie ludzie pracują. Chodzi o to, że minimum 60-80% czasu spędzasz w Gemba. Na początku może być to oczywiście 10% czasu, bo uczymy się, mówimy tutaj o ewolucji, nie o rewolucji. Chodzi o to, żebyś szedł i zobaczył, okazał szacunek, zadawał pytania. Jeśli jesteś CEO, to nie znaczy, że Ty masz w tym Gemba siedzieć non stop, tylko stwórz system, naucz swoich ludzi zarządzania w taki sposób, żeby większość czasu oni byli w Gemba. Tak zarządza trener sportowy i jest wtedy respektowana taka zasada: „Kiedy ktoś pracuje, ktoś obserwuje”. Przy okazji, ostatnio wrzuciłem na LinkedIn taki printscreen, w jakiej pozycji Nagelsmann, nowy trener Bayernu Monachium, obserwuje trening. To jest niesamowite, tak dla mnie powinien pracować lider zespołu. W sporcie nie jest to zarządzanie przez guesstimation, zarządzanie „przez trzymanie kciuków”, tylko bycie tu i teraz i możliwość po prostu korygowania, możliwość przeprowadzania eksperymentów, non stop możliwość dialogu z zespołem. I to jest tak nienaturalne w biznesie, że w biznesie menedżer zespołu, lider zespołu większość czasu nie przebywa z tym zespołem, tylko większość czasu przebywa po prostu robiąc co innego. I to będziemy właśnie zmieniać. Czyli trzy zasady skutecznego zarządzania zespołem, najważniejsze zasady, pierwsze: obecność każdego dnia, bądź w Gemba, tyle ile możesz, to może być na początku dwie godziny w tygodniu. Zadawaj pytania, obserwuj, tylko pamiętaj, że jesteś tam gościem, nie gospodarzem. Druga zasada to jest empatia każdego dnia. To znaczy, że bycie liderem to czerpanie radości z dawania radości innym. Czyli, że jesteś empatyczny, że nawet jak masz gorszy dzień, liczysz do dziesięciu, oddychasz, nie wyżywasz się na ludziach, jesteś liderem. Niestety od przywództwa nie ma urlopu. Od zarządzania nie ma urlopu. To jest takie moje powiedzenie. Trzecia zasada skutecznego zarządzania zespołem, ta najważniejsza, to jest refleksja każdego dnia. Czyli im częściej przeprowadzamy refleksję odnośnie status quo, odnośnie tego, jak nam poszło, tym częściej możemy podejmować decyzje. Dla mnie takim kluczem – istnieje szansa, że przygotuję odcinek o tym – są boardmeetingi, czyli takie statusowe spotkania zespołowe, niektórzy na to mówią stand-up meetings, niektórzy mówią team meetings. W każdym razie boardmeeting to jest spotkanie przy tablicy, nie spotkanie zarządu, na którym realizujemy taki specjalny cykl cel-wynik-kaizen, gdzie zespół po prostu rozmawia o tym, jak im poszło wczoraj, czy w poprzednim tygodniu, co się udało zrealizować, co nie, jaki był problem, przyczyna, rozwiązania. Możecie wierzyć lub nie, ale to jest w mojej ocenie najbardziej powerful narzędzie liderskie do tego, żeby zwiększać efektywność i zaangażowanie, wszędzie daje niesamowite rezultaty. Czyli, Moi Drodzy, zarządzanie to sposób pracy lidera na co dzień i trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania, czyli to, co powinniśmy robić na co dzień, to jest: być tam, gdzie dzieje się akcja, w Gemba. Być empatycznym dla ludzi, czyli rozumieć ich perspektywę, rozumieć ich bolączki, rozumieć ich uczucia, po prostu rozumieć perspektywę drugiego człowieka. I trzecia rzecz, im częściej sprawdzasz, jak Ci idzie, tym częściej możesz podejmować decyzje, czyli refleksja każdego dnia. Obecność każdego dnia, empatia każdego dnia, refleksja każdego dnia. Ale to już było w odcinku chyba jedenastym, wybaczcie brak pamięci, można sprawdzić na Spotify, na Apple Podcast tytuły tych odcinków, jeżeli jesteście zainteresowani większymi szczegółami. Zawsze zadaję takie pytanie: „Jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy pracą trenera sportowego a lidera w biznesie?”. Ludzie mówią: „Nie ma różnicy” albo mówią: „Wiesz, trener sportowy może przeprowadzać selekcję”. Tak, to też jest bardzo istotne, ja zawsze mówię: „A w biznesie nie może?” To jest jeden z mitów przywództwa czy też zarządzania: „Ja mam zespół, którego nie mogę wymieniać”. Absolutnie to jest nieprawda. Selekcja to jest jedna z najważniejszych rzeczy. Ale najważniejszą różnicą pomiędzy pracą trenera sportowego a lidera w biznesie jest miejsce, w którym on wykonuje tę pracę. Jeżeli zamkniecie oczy i… aha, ostatnio jedna z koleżanek-słuchaczek mojego podcastu powiedziała, żebym nie mówił: „Zamknij teraz oczy”, bo ona słucha go samochodzie. Także nie zamykajcie oczu. Jak przypomnicie sobie niedawne mistrzostwa Europy czy też w ogóle jak popatrzycie na jakąkolwiek pracę trenera, on jest w Gemba. I tam jest taka zasada, że „kiedy ktoś pracuje, ktoś obserwuje” i on jest tam przez 80-90% czasu, na każdym treningu po prostu obserwuje. Dzięki temu całe jego zarządzanie opiera się na faktach, a nie na opiniach. W biznesie jest zupełnie odwrotnie. Mamy professional judgement, mamy: „bo ktoś tak powiedział”, mamy leading by guesstimation, czyli takie zgaduję, jak to wychodzi. Mamy masę stereotypów i bycie w Gemba wydaje się tak nienaturalną rzeczą, że ponoć robi to Toyota. W Toyocie byłem ze dwa razy i akurat widziałem rzeczywiście tę zasadę: „Kiedy ktoś pracuje, ktoś obserwuje”. Natomiast tego uczycie się od trenerów sportowych. Możecie mi wierzyć na słowo, a ja Wam proponuję, żebyście potraktowali ten podcast jako moją subiektywną opinię na temat pewnego biznesu i żebyście przeprowadzali własne eksperymenty. Nie ma lepszej nauki, jak eksperymentowanie. Jak chcesz się nauczyć jeździć na nartach, to po prostu wyjdź na stok. Spróbujcie sobie na początek, na przykład w tym tygodniu, czy w przyszłym, na dwie godziny pójść do Gemba. Idziesz do Gemba, okazujesz szacunek, jesteś w Gemba, okazujesz szacunek, obserwujesz proces bez oceniania, zadajesz pytania, gryziesz się w język i możesz sobie wybrać jakiś problem do przeprowadzenia eksperymentu, bo na tym to polega. Tylko nie idź tam po to, żeby cokolwiek ludziom zmienić, tylko po to, żeby zobaczyć. Pamiętaj, że na samym początku możesz doprowadzić do pewnego popłochu, może się tak zdarzyć, że Ty jako prezes, kierownik, po dwóch latach pojawiłeś się i ludzie nagle będą myśleli, że chcesz kogoś zwolnić. Także powiedz, że jesteś tutaj, żeby się uczyć, że nie będziesz oceniał, nie krytykuj, i to jest bardzo trudne, gryź się w język. Druga rzecz to jest empatia każdego dnia i w czwartym odcinku mówiłem Wam o top dziesięciu oczekiwaniach pracowników względem lidera. Zróbcie sobie takie odrobienie zaległości, przeprowadźcie autodiagnozę. Znajdziecie to właśnie, tak jak powiedziałem, w czwartym odcinku, dziesięć oczekiwań pracowników względem bezpośredniego przełożonego, który ma ogromny wpływ na to, czy ludzie odchodzą z pracy, czy jest rotacja, czy ludzie oceniają pozytywnie swojego lidera. Jak też dobrze pamiętacie, 70% osób, która negatywnie ocenia swojego szefa, nie poleci pracodawcy, a 62% procent ludzi deklaruje, że szuka roboty, gdzie dzisiaj jednym z największych problemów biznesowych jest po prostu brak dostępnych ludzi do pracy. To jest po prostu przełom. Dlatego dziesięć oczekiwań pracowników względem bezpośredniego przełożonego to dla mnie to jest początek autodiagnozy tej empatii każdego dnia. Czy jesteś zaangażowany w rozwój pracowników? Czy opierasz się na faktach, nie na opiniach? Budujesz poczucie przynależności do organizacji, utożsamiasz się z organizacją, komunikujesz się często, stwarzasz warunki do otwartego mówienia o problemach, wspierasz w ich rozwiązywaniu i tak dalej. Na pierwszych trzech miejscach z badań 2021 (odcinek 13) jest: „Masz wysokie standardy moralne i etyczne”, „Szanujesz innych ludzi”, „Jesteś otwarty na nowe pomysły i inicjatywy pracowników”. To jest top trzy. Dla mnie ego w biznesie jest bardzo potrzebne. Ego to jest taki, powiedziałbym z angielskiego, driver do osiągania rezultatów, taka chęć dowożenia. Natomiast paradoksalnie ego powinno być wzmocnione empatią, czyli masz świadomość swojego ego, nie wykorzystujesz go do tego, żeby się wywyższać i nie szanować ludzi, tylko ego powoduje, że kwestionujesz status quo. Nie akceptujesz wymówek od wyników, ale masz jego świadomość, okiełznałeś to ego i wzmacniasz je empatią, czyli rozumieniem perspektywy Twoich pracowników, czy też Twoich liderów, Twoich kierowników i zgadzasz się na to, masz pokorę odnośnie do tego, że ludzie mogą mieć inne zdanie, że ludzie mogą mieć inny pomysł, że ludzie mogą nie mieć tak bardzo dużej lojalności do firmy, jaką masz Ty. Także to jest rozumienie perspektywy tej drugiej osoby. Trzecia zasada, refleksja każdego dnia, to jest zaangażowanie poprzez stworzenie warunków do codziennego rozmawiania o celach, codziennego rozmawiania o wynikach w kontekście tych celów i codziennego rozmawiania o problemach, przyczynach, rozwiązaniach. To jest niesamowite, to jest jedna z najbardziej prostych metod zarządzania ludźmi, tworzenia efektywnego środowiska, zaangażowania większości, jak nie całego Twojego zespołu do realizacji celów i do rozwiązywania problemów. Chodzi o to, że im częściej sprawdzasz, jak Ci idzie, tym częściej możesz podejmować decyzje i tym częściej możesz rozwiązywać problemy. Także obecność każdego dnia, tyle ile możesz bądź w Gemba. Na początek potraktuj to jako trening, na przykład dwie godziny w tygodniu. Napisz, czego się nauczyłeś. Druga rzecz, empatia każdego dnia. Zrozum dziesięć oczekiwań pracowników względem Ciebie, zrób autodiagnozę. Jeśli tylko możesz, to poproś również ludzi o to, żeby Cię ocenili i zwróć uwagę na to – zwłaszcza, jak masz duże ego, a dużo CEO-osów ma duże ego – że empatia to jest rzecz, która jest dzisiaj w biznesie bardzo potrzebna. Trzecia rzecz: raz w tygodniu, to jest minimum, lub – jeszcze lepiej – raz dziennie, przeprowadzaj refleksję odnośnie tego, jak Ci poszło, jak zespołowi poszło. Ale nie: „Jak Wam się wczoraj pracowało?”. „Dobrze.” „To dobrze”, tylko w kontekście realizacji celów. O tym będzie odcinek szesnasty, powiem tutaj o boardmeetingach, jak realizować cykl cel-wynik-kaizen, naprawdę warto go posłuchać, ponieważ boardmeetingi, te stand-up meetings, to jest naprawdę niesamowite narzędzie, które szybko zwiększa efektywność, zaangażowanie, poprawia atmosferę, zmniejsza rotację zespołu. W każdym razie, ja sobie kiedyś w kontekście tej refleksji każdego dnia – bo wyzwaniem zarządzania i tworzenia takiego środowiska pracy jest dzisiaj zdolność do adaptacji – ja sobie stworzyłem cztery poziomy zdolności do adaptacji. Pierwszy poziom to jest włącz i wyłącz, wtedy kiedy doskonalenie przeszkadza biznesowi. Czyli mamy czas, to się doskonalimy, nie mamy czasu, to robimy biznes. Drugi to jest dzień do dniu i to o tym mówię, że po prostu od czasu do czasu zatrzymujesz się i przeprowadzasz refleksję odnośnie przeszłości, takie retro, ale ustrukturyzowane w cykl cel-wynik-kaizen. Dzięki temu, jeśli robisz to raz w tygodniu, masz pięćdziesiąt dwie szanse w roku na to, żeby coś poprawić, jak robisz codziennie, to masz nawet dwieście dwadzieścia. Trzeci poziom, to jest godzina po godzinie. Na razie to odpuszczę. I czwarty poziom to jest sport i tylko sport i ponoć Toyota, tu i teraz. Po prostu poprzez tworzenie takiego sposobu zarządzania ludźmi, że kiedy ktoś trenuje, ktoś obserwuje, tutaj mówię relacja trener-zawodnik, mogą rozwiązywać problemy na bieżąco i prowadzić akcję korygujące na bieżąco i nie ma w mojej ocenie bardziej agile środowiska pracy, jak sport. Jak sobie wyobrazicie te dwa razy czterdzieści pięć minut na tych mistrzostwach Europy, to ile razy trener zmieniał ustawienie zespołu, ile razy podpowiadał. To jest nieskończona liczba. Tylko, że on, dzięki temu, że tam jest, stwarza sobie do tego możliwość. Nie wiem, czy rozumiecie. Teraz przejdźmy do tego, o czym tytuł odcinka dzisiaj mówi. Dowiedziałem się kiedyś od mądrego człowieka, od konsultanta, który u nas pracował, że w procesie, w planowaniu, w harmonogramowaniu pracy są trzy rodzaje czynności: Runners, Repeaters i Strangers. Runners to jest coś, co jest ciągłe, coś, co się wydarza w sposób powtarzalny. Repeaters to jest coś, co się powtarza w określone dni, w określone godziny. A Strangers to są rzeczy, które są na przykład w przypadku harmonogramowania, planowania pracy, wrzutkami. Takie nietypowe sytuacje, które zdarzają się w sposób niezaplanowany. Ja sobie to pożyczyłem, trochę czasu mi zabrało i odniosłem to do zarządzania. Pamiętacie, obecność każdego dnia, empatia każdego dnia i refleksja każdego dnia, ale teraz przejdziemy do większych szczegółów. Mówimy tutaj, Drogi CEO, o tym, jak powinien Twój lider zespołu zarządzać na co dzień. Pamiętajcie, że od tego bezpośredniego przełożonego ludzi tak bardzo dużo zależy, o czym Wam mówiłem wielokrotnie. W badaniach, tak jak powiedziałem, 70% osób nie jest zadowolona z pracy i 62% ludzi szuka w tej chwili roboty, deklaruje przynajmniej, jeśli negatywnie ocenia swojego bezpośredniego przełożonego. A jeśli weźmiemy pod uwagę to, że 88% ludzi w Polsce przychodzi do pracy, bo nie ma innego wyjścia, według badań Gallupa 2021, oraz to, że 90% liderów, na pytanie: „Jak motywujesz ludzi?” odpowiada: „Normalnie”, to jest to mieszanka wybuchowa. Dlatego uczmy ich tych trzech najważniejszych zasad zarządzania zespołem: obecność każdego dnia, empatia każdego dnia, refleksja każdego dnia. Obiecuję, że powtórzyłem to w tym odcinku przedostatni raz. Ale większym szczegółem jest to, że bierzesz Runners, Repeaters, Strangers i ja to odniosłem po prostu do trzech typów aktywności lidera w codziennym zarządzaniu. Pamiętajcie, że zarządzanie to sposób pracy lidera na co dzień. Runners to jest to, co robisz codziennie, w każdy dzień. Po prostu Twój standardowy sposób zarządzania ludźmi każdego dnia, od poniedziałku do piątku, ja to tak w cudzysłowie nazywam. Repeaters to są te czynności, które robisz w określone dni tygodnia, miesiąca, kwartału. A Strangers, to w tym przypadku są to nieregularne wzmocnienia, które mogą Ci dać taki boost, wybaczcie z angielskiego, zaangażowania. To jest coś, co możesz wykorzystać, żeby zbudować, żeby spowodować, żeby ludzie się nie nudzili, żeby zrobić coś, taką niespodziankę dla zespołu. Dla Twojego zespołu będzie to Stranger, ale Ty masz to zaplanować. Zaraz powiem o tym trochę więcej. Czyli tak naprawdę robimy to po to, żeby zbudować trzy nici relacji. O trzech niciach relacji też już było. Pracuję dla Ciebie, bo lubię, bo lubię ten zespół, czuję, że przynależę, to jest relacja serca. Pracuję w tej firmie, w tym zespole, bo się rozwijam, bo dzięki Tobie mogę rozwiązywać fajne problemy, bo dajesz mi szkolenia, bo dajesz mi treningi i pracuję tu, bo mi się opłaca. Teraz dziewięćdziesiąt dziewięć procent firm ma zbudowaną relację na nici finansowej, czyli pracuję tutaj, bo po prostu zarabiam pieniądze. Nie ma nic złego w tej relacji, ona jest bardzo dobra, ale ja chcę w tym podcaście pokazywać Wam, jak zbudować relację pomiędzy menedżerem zespołu a członkami zespołu, czy też pomiędzy firmą a członkami zespołu na trzech niciach – serce, umysł, kieszeń. Czyli pracuję tu, bo lubię tę firmę, Ciebie jako lidera, pracuję tu, bo się rozwijam, bo się spełniam, bo mam interesujące rzeczy do zrobienia, bo rozwiązuję problemy i pracuję tu, po prostu, bo mi się opłaca. Te trzy typy aktywności menedżera, lidera zespołu czy też Ciebie jako CEO to jest codziennie, co jakiś czas i nieregularne wzmocnienia. Czyli Runners to są czynności, które powtarzasz codziennie. Repeaters to są czynności, które powtarzasz w określonych dniach tygodnia, w określonych dniach miesiąca, w określonych dniach kwartału. A Strangers to są nieregularnie wzmocnienia i do tego bardzo Wam polecam książkę Skuszeni, po angielsku Hooked, gdzie zobaczycie, co znaczą nieregularne wzmocnienia. Czyli to jest budowanie zaangażowania w SaaS-ach, w technologiach, gdzie wykorzystywane są po prostu nieregularne wzmocnienia, nagrody, których się nie spodziewasz, wyciągnięcie w tym przypadku ze strefy komfortu, którego się nie spodziewasz. Zaraz Wam podam przykłady. Runners to są czynności, które robisz codziennie, Repeaters to są czynności, które wykonujesz w określone dni tygodnia, miesiąca, kwartału, roku, a Strangers to są czynności, które Twój zespół traktuje jako super niespodziankę, jako wyciągnięcie ze strefy komfortu, jako coś niespodziewanego, dzięki temu to zaangażowanie dostaje taki, za przeproszeniem, strzał energetyczny. Nie wszystkie są super mega świetne do tego, bo wyciągnięcie ludzi ze strefy komfortu może powodować u nich stres, ale chodzi o to, że jest coś, co jest nieregularne i coś co wzmacnia zaangażowanie. Mam nadzieję, że rozumiecie. Czy to jest jasne? To dajcie znać, gdzieś na LinkedInie, czy na Facebooku. Jak powinien wyglądać dzień takiego lidera? Skupmy się na razie na Runners. To co ja proponuję, możecie wierzyć lub nie, ale dla mnie to jest taka nowość, to zacznij dzień od siebie, od wizualizacji, medytacji, modlitwy. Ja nie wnikam w to, jestem osobą bardzo tolerancyjną, kto za jaką religią jest, to tak naprawdę Wasza sprawa, ale w mojej ocenie ludzie składają się z trzech rzeczy, CUD – Ciało, Umysł, Dusza. Zaczynamy dzień od wizualizacji, od medytacji, od na przykład sesji wdzięczności, podziękowania za to, co wczoraj się fajnego wydarzyło, od małych rzeczy. Drugą książką, którą polecam w tym aspekcie, jest The Code of the Extraordinary Mind Vishen Lakhiani, czyli Kod Nadzwyczajnego Umysłu. Niesamowita jest ta książka, mi osobiście dużo daje. Od mniej więcej dwóch miesięcy medytuję i jakość życia jest naprawdę inna. Ja się uczę, nie jestem w tym ekspertem, dlatego nie będę Wam mówił. Polecam mega książkę The Code of the Extraordinary Mind, gdzie zobaczycie sześć faz medytacji, która jest łatwiejsza niż taka medytacja, której możemy się nauczyć od mnichów. Ale zaczynasz dzień od tego, żeby sobie podziękować za to, co się wydarzyło wczoraj, od tego, żeby zrobić medytację, od tego, żeby się dobrze nastroić, bardzo to polecam. Później idziesz do roboty. Runners to obserwacja w Gemba, czyli zaplanuj, że na przykład raz dziennie przez godzinę nie robisz nic innego, tylko obserwujesz, jak ludzie pracują. Typowy Runner to jest delegowanie, rozliczanie zadań, czyli na przykład delegujesz zadania, rozliczasz zadania z poprzedniego dnia. Wybierasz sobie jakieś problemy do rozwiązywania, rozwiązujesz problemy. Boardmeetingi, o których Wam mówiłem. Jeśli uznasz, że boardmeeting jest Twoim Runnerem, to znaczy, że go robisz codziennie, mam nadzieję, że rozumiecie, czyli podsumowujesz. Na przykład zaczynasz dzień pracy od tego, żeby sprawdzić, jak Wam poszło wczoraj. Barometr zadowolenia zespołu, czyli to jest taki przykład, że codziennie pytasz ludzi: „Jak się Wam wczoraj pracowało?”. To jest bardzo kontrowersyjne, natomiast nie ma nic złego w pytaniu ludzi, jak się czują w robocie. To może być też u Was Repeater, na przykład robicie to co poniedziałek. Runner: wizualizacja dnia, medytacja, obserwacja w Gemba, delegowanie, rozliczanie zadań, rozwiązywanie problemów, board meetingi, barometr zadowolenia. I to, co jest ważne, to planujcie dzień. Większość ludzi pracuje osiem, dziesięć godzin, tak naprawdę pamiętajcie o tym, że równowaga jest ważna, skupmy się na tym, że wyobrażamy sobie, że pracujemy osiem godzin. Mam taką propozycję, żeby planować dwugodzinne interwały. Druga propozycja, druga rekomendacja, Naucz swoich ludzi, żebyście planowali sobie trzy czwarte dnia. W razie czego jedną czwartą, czyli te dwie godziny z ośmiu, będziecie mieli na pójście do Gemba, a w razie trudności, będziecie mogli zarządzać jakimiś pożarami, wrzutkami. Czyli tak naprawdę w Twoim planie planujesz na przykład od ósmej do czternastej. Dwie godziny zostawiasz sobie na nieplanowane rzeczy, kolokwialnie mówiąc wrzutki. Jeżeli nie wystąpią, idź do Gemba. Idź do Gemba, obserwuj proces, okaż szacunek. Zakończ dzień okazując trzy razy wdzięczność, trzy razy dumę. Jest takie fajne ćwiczenie, dziękujesz za to, co się dzisiaj wydarzyło i na przykład wypisujesz sobie trzy rzeczy, z których jesteś z siebie dumny z tego dzisiejszego dnia. Także nie chodzi o to, żebyś był narcystyczny, ale chodzi o to, żeby doceniać siebie, żeby mieć w ogóle duży szacunek do własnej osoby. Na pewno są takie rzeczy, z których jesteście dumni każdego dnia i to jest bardzo fajne ćwiczenie. W każdym razie Runner, najważniejsza rzecz w Runnerze to jest planowanie dwugodzinnych interwałów. Skupcie się na tym, żeby ten dzień był w miarę standardowy, powtarzalny, od czego zaczynasz. Spróbujcie zrobić tak, żeby w Waszym dniu, niezależnie od tego, czy jesteś CEO czy menedżerem zespołu, jakiś czas poświęcić na to, żeby być w Gemba. Jak będziecie tak mocno ćwiczyć i będziecie się chcieli stać trenerem sportowym, to Runner to jest bycie w Gemba większość czasu. Przy okazji, jeden z moich klientów w Danii, gdzie pracował mój guru Klaus Petersen. Pojechaliśmy kiedyś z zespołem Leanpassion uczyć się od nich i był taki menedżer zmiany. Mój konsultant zadał mu pytanie: „Powiedz, jak wygląda Twój dzień?”. A on powiedział tak: „Przychodzę, rzucam torbę, idę i wracam wieczorem”. Akurat on pracował na drugą zmianę, czyli pracował od czternastej do dwudziestej drugiej chyba, był menedżerem zmiany. Konsultanci pytają niego: „A maile, a telefony?”. On mówi: „Kiedyś miałem, dzisiaj nie mam”. Facet odpowiadał w tak prosty sposób. Na pytanie: „To co Ty robisz?” odpowiedział: „Mój zespół dziennie wykonuje dziesięć boardmeetingów i ja jestem na każdym, ale obserwuję i patrzę, jak się rozwijają moi liderzy”. Rozumiecie? Facet miał po prostu po dziesięciu latach transformacji Lean jedno zadanie i to jest niewiarygodne, jak efektywny był ten zespół. Mowa o Solar, przy okazji, to jest firma, która w 2010 roku w Danii zdobyła jako pierwsza firma nieprodukcyjna nagrodę za najwyższą produktywność. Danish Industry dawało taką productivity award i po raz pierwszy w historii firma nieprodukcyjna, firma Solar zdobyła to. Ale wyobrażacie sobie, facet mówi tak: „No przychodzę, rzucam torbę, wracam wieczorem, zabieram torbę”. Tak wygląda jego dzień zarządzania. Konsultanci mówią: „Co Ty robisz, a maile, raporty?”. On mówi: „Kiedyś miałem, dzisiaj nie mam. Dzisiaj, jak mamy jakiś problem, to się spotykamy w Gemba i rozmawiamy z innymi silosami”. On pracuje prawie jak trener sportowy. On mówi: „Ja obserwuję boardmeetingi, żeby rozwijać moich liderów, jak oni rozwijają innych ludzi. Czyli poprzez zadawanie pytań, obserwację”. Niesamowite, naprawdę niesamowite. Mamy Runnersy, tak? Mam nadzieję, że rozumiecie. To jest coś, co robisz codziennie, czyli planujcie trzy czwarte dnia, planujcie tyle, ile możecie w Gemba, obserwacje wpisujcie sobie w lessons, dzięki temu będziecie one step ahead. Bycie w Gemba wcale nie oznacza tego, że macie tam decyzje podejmować. Absolutnie. Bycie w Gemba oznacza, że Ty rozumiesz proces i dzięki temu możesz zadawać lepsze pytania. Repeaters, przykłady. Powitanie zespołu w poniedziałek, podsumowanie tygodnia w piątek. Zapytaj się w poniedziałek, jak minął weekend, pogadaj z ludźmi, zacznijcie sobie dzień od godziny kawy. U jednego z moich klientów w branży shared service – pozdrawiam Cię, Wojtku, bardzo serdecznie – w poniedziałki przez pierwszą godzinę, nawet dwie, ludzie w ogóle nie pracują. Jest czas na ploteczki, jest kawa i tak dalej. To jest, jakby to powiedzieć, zamierzone. Chodzi o to, żeby ludzie po prostu przegadali sobie weekend, żeby przybili piątkę, to jest takie fajne, normalne. Witasz zespół w poniedziałek i nie od razu czerwone oczy i do roboty, tylko po prostu gadacie sobie, pytacie o rzeczy prywatne. W piątek jest inna sprawa, to jest podsumowanie tygodnia. Pracowałem kiedyś w GE i to, co było dla mnie niesamowite w General Electric, to co piątek spotykaliśmy się w gronie menedżerskim i każdy z nas miał powiedzieć jedną rzecz, z której jest z siebie dumny prywatnie i jedną zawodowo. Na początku było to dla mnie naprawdę strasznie zaskakujące i wstydliwe. Na ogół wyglądało to tak, że była taka rundka, oczywiście tam były pączki, kawa, naprawdę fajna rzecz. I jak na początku było to dla mnie wstydliwe, później nie mogłem się tego doczekać. Po prostu mówisz jedną rzecz, która z Twojej perspektywy – nie było to oceniane – wydarzyła się w tym tygodniu, z której jesteś dumny z siebie i jedną rzecz prywatną, jeśli chcesz. Wyglądało to tak, że większość z nas mówiła jakąś rzecz, którą zrobiła, rozwiązała trudny problem, zrobiła jakiś eksperyment, a prywatnie to najczęściej mówiliśmy co planujemy na weekend. To miało dwa cele, po pierwsze pokazanie członkom zespołu, że każdy jest ważny, a po drugie, odseparowanie pracy od weekendu, żeby się dobrze nastroić na weekend. Repeater, sesja jeden na jeden z każdym. Na przykład to często działa w dobrych zespołach sprzedażowych, że szef sprzedaży piątki poświęca na one-to-one, na sesje jeden na jeden. Dialog mentor-uczeń. Pomiar wybranego procesu, eksperyment. My jak robimy takie zarządzanie, sposób zarządzania Runners, Repeaters, Strangers, to na przykład w poniedziałek mówimy do lidera, że w poniedziałek robi pomiary czasu cyklu, we wtorek na przykład obserwuje proces i zapisuje, jakie są typy marnotrawstw, w środę wybiera sobie jeden problem i przeprowadza z zespołem eksperyment, w czwartek robi dialog mentor-uczeń, w piątek robi spotkanie ze swoim zespołem i pyta się zespołu, z czego każdy jest z siebie dumny. Jeśli to jest problem, to zapytaj się ludzi, żeby powiedzieli, jaką fajną rzecz udało im się zrobić w tym tygodniu. Inne Repeatersy to jest podsumowanie tygodnia. To, co Wam bardzo polecam, to jest to, co ja robię. Jestem człowiekiem, który ma duży problem z systematycznością, ale to, czego nauczyłem się, to co piątek (większość z nas pracuje w rytmie poniedziałek-piątek), zanim skończycie swój tydzień pracy, zróbcie sobie autorefleksję. Na czym to polega? Jak już zrobisz to podsumowanie tygodnie z zespołem, to siądź sobie sam, włącz sobie jakąś muzykę, zamknij się w pomieszczeniu, zanim pójdziesz do domu lub jeśli pracujesz zdalnie, zanim wyłączysz komputer. Bierzesz czystą kartkę papieru, czy też coś elektronicznego i zapisujesz sobie rzeczy, czego się nauczyłeś w tym tygodniu, robisz sobie takie lessons learned. Zapisujesz trzy, pięć, siedem rzeczy, których nauczyłeś się w tym tygodniu. Możesz tę kartkę wyrzucić, nie musisz jej archiwizować. Chodzi o to, żeby zmusić swój umysł do refleksji, do tego, co Ci fajnie poszło, bez oceny, bez maltretowania siebie. To jest autorefleksja lidera, lessons learned, raz w tygodniu pół godziny tylko dla siebie. Zobaczycie, co się będzie działo, po prostu będziecie wyciągać wnioski, będziecie analizować, co Wam poszło dobrze, dzięki temu możecie sobie w następnym tygodniu zrobić kolejny eksperyment, coś zmienić w tym swoim tygodniu pracy, coś zmienić w podejściu. Czyli mamy Runners, Kochani, to, co robimy codziennie, delegowanie, rozliczanie zadań, rozwiązywanie problemów, boardmeetingi. Boardmeetingi też mogą Repeatersem, bo na przykład robisz je co wtorek. W Leanpassion na przykład robimy co piątek od ósmej do dziewiątej. Planowanie na dwie godziny na interwały, plan pracy na trzy czwarte dnia, jedną czwartą zostaw sobie na wrzutki, na priorytety, na zadania pilne, a jak ich nie masz, to na bycie w Gemba. Repeatersy: w poniedziałek witaj zespół, przybij piątkę, zapytaj się, jak się pracowało w tym tygodniu, nie musisz od razu lecieć do super mega roboty. Co ciekawe, to ma tak duży wpływ na efektywność, nawet jak pół godziny zaczniecie później w poniedziałek, naprawdę, na zaangażowanie, na atmosferę. W piątki podsumuj tydzień z zespołem, spytaj się z czego są z siebie dumni, przeznacz jakiś dzień na rozwój dla siebie też, dialog mentor-uczeń. Zaplanuj sobie takie powtarzalne rzeczy na poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek dla Ciebie jako lidera. Zaraz podam też przykłady. Strangers to są nieregularne wzmocnienia, na przykład happiness week. Jeden tydzień w roku zróbcie taki eksperyment, że pracownik losuje drugiego pracownika i ma przez tydzień robić dla niego miłe rzeczy. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, to jest niesamowite. My robiliśmy kiedyś taką próbę przez jeden dzień i ludzie, którzy są skłóceni, mamy jakąś napiętą atmosferę, nagle zaczynamy budować takie fajne poczucie takiego compassion, takiego współczucia, takiej dobrej atmosfery, nie chcę nadużywać tutaj słowa miłość, nie jestem aż taki bardzo odjechany, ale to jest nieregularne wzmocnienie. Akcja charytatywna, na przykład mówisz, że za tydzień zbieramy pieniądze na coś albo idziemy do schroniska. Pizza day, wspólne gotowanie, dyżur liderski – powiedz, że w tym tygodniu albo w tym dniu chciałbyś, żeby Mariusz, Kasia, Agnieszka, Wiola była liderem za Ciebie, tylko daj im trochę czasu, żeby się przygotowali. Lean Action Workout to jest coś, czego ja się nauczyłem również w GE, to jest tydzień zmian, to jest takie nieregularne wzmocnienie. On jest świetny, jeżeli na przykład robicie proces doskonalenia i doskonalicie się everyday, po niemiecku mówi się na to Kaizen Blitz, czyli na tydzień zbierasz zespół, robicie niesamowite zmiany, robicie dużo i to jest taki super mega nieregularne wzmocnienie. Nie wiem, czy słyszeliście, ale Polacy to jest naród zrywów, czyli powiedz nam, że coś nie wyjdzie albo po prostu jest jakiś zaśpiew i idziemy, robimy rzeczy, dlatego to świetnie działa, Lean Action Workout. Wzajemne obserwacje w Gemba, na przykład robisz tak, że przez ten tydzień pracownicy wzajemnie się obserwują. Jest takie ćwiczenie dla zespołów zdalnych, że na przykład godzinę dziennie pracownicy nawzajem udostępniają sobie swój ekran i kiedy ktoś pracuje, inna osoba obserwuje i zapisuje, jakie są marnotrawstwa i dzielą się wiedzą. To może być bez Ciebie jako lidera. Zamiana stanowisk, czyli zamieniasz ludzi na tydzień czy na dzień. Nie chodzi o to, żebyście robili to wszystko, chodzi o to, żebyście stosowali nieregularne wzmocnienia, ale nie tak chamsko. Chodzi o to, żeby powiedzieć: „Słuchajcie, mam taki pomysł, żeby za miesiąc od dzisiaj zrobić sobie wspólne gotowanie”, „Słuchajcie, mam taki pomysł, żeby w przyszłym tygodniu Mariusz przez jeden dzień był liderem, a ja będę na miejscu Mariusza”. Czytanie książek, recenzja, refleksja i tak dalej. To, do czego Was bardzo serdecznie namawiam, to żebyście spróbowali usiąść, wzięli sobie kwartał, miesiąc, tydzień, żebyście spróbowali sobie rozpisać najpierw Runnersy. Następnie w wypisane Runnersy spróbujcie wpisać sobie Repeatersy, czyli to, co robicie w kolejne dni tygodnia, w kolejne dni miesiąca, to może być zamknięcie miesiąca, to może być business review, to może być podumowanie, to może być sesja jeden na jeden. Następnie Strangersy, na początku można zrobić coś raz w kwartale, na przykład, tak jak mówię, akcja charytatywna albo ten happiness week, co bardzo polecam. Czyli na przykład przez tydzień jedna osoba dla drugiej robi miłe rzeczy, przygotowuje śniadanie, przynosi jakąś fajną książkę do przeczytania. To działa tak niesamowicie, bo ludzie zaczynają się interesować, co dla tej drugiej osoby jest ważne, co ją interesuje. Jakkolwiek to brzmi, nie wierzcie mi na słowo, spróbujcie sobie, to może być happiness day, czyli jeden dzień. Także trzy typy aktywności lidera, Moi Drodzy, to jest Runners, Repeaters, Strangers. One wzmacniają te trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania. Jestem w Gemba, jestem empatyczny i przeprowadzam refleksję tak często, jak mogę to zrobić. Runner, to jest coś, co robisz codziennie, Repeater, to jest coś, co robisz w określone dni tygodnia i Stranger, to jest coś, co Ty planujesz, ale co jest zaskakujące dla Twojego zespołu, co ma dwa cele: wzmocnić zaangażowanie, wzmocnić entuzjazm, dać taki strzał endorfin, dopaminy, oksytocyny, serotoniny, można też o tych związkach chemicznych dość mocno poczytać. Ale druga zasada jest taka, że wyciągasz ludzi ze strefy komfortu, na przykład poproś ich, żeby zamienili się miejscami na przyszły tydzień. Mówisz: „W przyszłym tygodniu, Ty będziesz robić to, Ty będziesz robić to”, robimy sobie taki share best practices albo robimy sobie taką zamianę miejsc. To trzeba zrobić zdroworozsądkowo, bez pogorszenia wyników, po prostu się tym pobawcie. Jeśli macie wątpliwości co do Strangersów, to skupcie się na razie, żeby 100% Waszych liderów miało Runnersy, Repeatersy. Na koniec przykład takiego planowania z branży usługowej. Codziennie jest po prostu delegowanie zadań, jest bycie w Gemba przez godzinę, jest dobre słowo, docenianie. W poniedziałek: odprawa, boardmeeting, we wtorek: odprawa, boardmeeting, tak samo w środę, w czwartek, w piątek podsumowanie tygodnia. Czyli w tym zespole boardmeeting to jest codzienność, delegowanie zadań, to jest codzienność, rozmowa z zespołem, to jest codzienność, sprawdzanie, weryfikacja, czy plan pracy został zrobiony, to jest codzienność. Repeater. W poniedziałek: „Co u Was po weekendzie?”. We wtorek rozmowa mentor-uczeń, czyli wygląda to tak, że siadam sobie z jednym pracownikiem, obserwuję, jak pracuje i robię z nim taką sesję, dialog mentor-uczeń. Pytam go, jakie są cele, jakie są problemy. W środę identyfikacja marnotrawstw, spędzenie trochę czasu w Gemba, obserwacja i zrobienie eksperymentu PDCA. W czwartek mierzenie czasów na procesach, mierzenie czasu cyklu. W czwartek dodatkowo lider przynosi słodkości dla zespołu. To pracownicy akurat wymyślili, piecze ciasto, kupuje pączki. W piątek, tak jak powiedziałem, życzenie miłego weekendu, aktualizacja matrycy kompetencji w tym przypadku i badanie zadowolenia z tygodnia pracy oraz „Jak Wam się w tym tygodniu pracowało?”. Dodatkowo są napisane takie słowa: dostrzeganie, docenianie pracowników, uśmiech, wspólne wyjścia integracyjne, punktualność, tak jak powiedziałem, bycie osobą empatyczną, czyli to jest sposób na to, jakim jesteś liderem. Inny przykład – Repeaters z branży produkcyjnej: W poniedziałek obserwacja procesu, mapowanie, jak ten proces wygląda. We wtorek Interruption Analysis, to jest taka analiza, gdzie idziesz do Gemba i zapisujesz kreski, za każdym razem stawiasz kreski, kiedy wydaje Ci się, że widziałeś problem. W środę analiza dziewięciu marnotrawstw. W czwartek eksperymenty, dialog mentor-uczeń, w piątek lessons learned. Oczywiście dodatkowo Runnersy, czyli jak te interwały co dwie godziny. Jeszcze jedna taka rada, bo zapomniałem, co dwie godziny róbcie sobie jako liderzy piętnaście minut przerwy, czyli godzina czterdzieści pięć pracujesz i robisz sobie przerwę na piętnaście minut, idź na spacer, posłuchaj muzyki, nie pracuj. To zwiększy Twoją efektywność pracy, koncentrację dwukrotnie. Ja to stosuję na sobie i super mega to działa. Po prostu jesteś mega skoncentrowany, ponoć nikt z nas nie potrafi pracować osiem godzin bez przerwy. Książki, które polecam na koniec, Drodzy CEO, The Code of the Extraordinary Mind, świetna książka, jestem pod jej ogromnym wrażeniem, skończyłem ją miesiąc temu, stosuję to na co dzień. Druga rzecz, spodziewajcie się niedługo odcinka specjalnego z Łukaszem Kruczkiem, który nagraliśmy podczas sesji live, Zespołowe zarządzanie zespołem. Zobaczycie, co znaczy dla Łukasza akronim słowa Team i zobaczycie, jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy pracą trenera sportowego a lidera w biznesie. Także bardzo serdecznie, Moi Drodzy, Was zapraszam. Ten odcinek: Runners, Reapeaters, Strangers. Spróbujcie rozpisać to dla siebie, Drodzy CEO-osi, i zastosujcie tę metodę nieimprowizowanego zarządzania zespołem na każdym szczeblu organizacji w swojej firmie. To, co możecie zrobić na sam początek, to dajcie czystą kartkę papieru każdemu brygadziście, każdemu kierownikowi, szefowi zmiany i poproście, żeby wypisali, co mają robić codziennie. Powiedzcie, żeby rozpisali to na interwały dwugodzinne, co mogą robić w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek. Tu możecie podpowiedzieć to, czego się dzisiaj dowiedzieliście. Przeczytajcie sobie książkę Skuszeni, żebyście zobaczyli, na czym polega nieregularne wzmocnienie. Podałem Wam dzisiaj, kilka przykładów: akcje charytatywne, happiness week, zamiana stanowisk pracy, jeden dzień w roli lidera, wspólne gotowanie, pizza day i tak dalej. Dziękuję Wam bardzo za dzisiejszy odcinek. Przypominam tylko, że ciągle trwa rekrutacja, w tej chwili jesteśmy w early birdzie – czyli cena to na Lean Black Belt®, trzecią edycję, w której będzie właśnie Łukasz Kruczek, Vital Heynen, moja skromna osoba i Klaus Petersen, mój mentor. Dziesięciomiesięczny program rozwojowy, gdzie wychowujemy elitę osób, które rozumieją 5 kroków Strategii Lean i potrafią stosować je w praktyce. Do zobaczenia za tydzień. Cześć, Kochani, pa!
Jeśli kiedykolwiek byłeś w związku, w którym ty i twój partner nie szanowaliście się nawzajem, to wtedy jest oczywiste, dlaczego Kim twierdzi, że jest szacunek jest najważniejszy. Mówiąc wprost, zdrowy związek bez szacunku nie jest możliwy, ponieważ tworzy zaufanie a zaufanie jest kluczowe.
Zgodnie z Konstytucją RP - w której obronie na ulicach protestowały setki tysięcy ludzi - podstawę ustroju gospodarczego RP stanowi społeczna gospodarka rynkowa, a nie neoliberalny dogmatyzm - pisze ekonomista Marcin Wroński. Wyjaśnia, dlaczego jego zdaniem kredytobiorcom należy się ochrona przed dalszym wzrostem rat kredytów mieszkaniowych Tydzień temu na łamach opublikowałem artykuł, w którym postuluję czasowe zamrożenie WIBOR w kredytach hipotecznych udzielonych na zakup pierwszego mieszkania, przeznaczonego na własne cele mieszkaniowe. Sformułowana przeze mnie propozycja wzbudziła żywe zainteresowanie w debacie publicznej. Złożenie projektu ustawy zamrażającego WIBOR zapowiedziała Lewica. Do propozycji w czasie konferencji prasowej odniósł się prezes NBP prof. Adam Glapiński. Po tygodniu warto odnieść się do uwag krytyków. Zwłaszcza że wzrost WIBOR trwa. Korea Północna? Nie, ochrona jednostki Zacznijmy od kwestii fundamentalnych. Dr Sławomir Dudek, z którym miałem przyjemność dyskutować w jednym z programów telewizyjnych, pomysł zamrożenia WIBOR określił mianem powrotu do PRL. Zdaniem dr. hab. Jacka Jaworskiego, prof. Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku moim celem jest reaktywacja ekonomii politycznej socjalizmu. Dr hab. Mirosław Bojańczyk, prof. Akademii Finansów i Biznesu Vistula był bardziej radykalny – jego zdaniem korzenie projektu sięgają nie Polski Ludowej, a Korei Północnej. Sformułowane w ten sposób oskarżenia trudno traktować poważnie. Zgodnie z Konstytucją RP – w której obronie na ulicach protestowały setki tysięcy ludzi, w tym z pewnością wielu czytelników – podstawę ustroju gospodarczego RP stanowi społeczna gospodarka rynkowa, a nie neoliberalny dogmatyzm. We wszystkich krajach, państwo ingeruje w szereg cen w gospodarce. Tak jest również w Polsce – regulowane są między innymi ceny prądu, gazu. Silnych argumentów na regulację cen w wypadku niektórych dóbr (np. monopoli naturalnych jak tory, czy autostrady) dostarcza teoria ekonomii. W szeregu państw istnieją przepisy regulujące ceny wybranych dóbr ze względu na istniejące interesy społeczne. Chociażby w sąsiadujących z Polską w Niemczech istnieje rozbudowany system regulacji czynszów pobieranych za wynajem mieszkania. Pomysł czasowego zamrożenia WIBOR nie oznacza powrotu do socjalizmu, a jedynie wykorzystanie jednego z narzędzi, którymi dysponują wszystkie państwa rozwinięte. W gruncie rzeczy ma on charakter liberalny – chroni jednostkę przed dyktatem potężnych korporacji i rynku finansowego, chroni słabszych przed silniejszymi, chroni jednostki przed efektami loterii, jaką w istocie jest spłacanie kredytu akurat w fazie największej od stu lat pandemii oraz najsilniejszej od czterech dekad fali inflacji w gospodarce światowej. Transfer od biedniejszych do bogatszych? Nieprawda Niektórzy z krytyków proponowanego przez mnie rozwiązania argumentują, że będzie ono oznaczało transfer od biedniejszych do bogatszych. Nie jest to prawda – jeżeli zamrożenie WIBOR oznacza jakikolwiek transfer to transfer od najbogatszego procenta (właścicieli akcji banków) do pozostałej większości społeczeństwa, czyli transfer o odwrotnym kierunku niż według krytyków. Jeśli uznać, że w wypadku zamrożenia WIBOR należy zrekompensować utracone zyski banków (ja sam takiego rozwiązania raczej nie popieram, w końcu podmioty zobowiązane do sprzedaży gazu, lub prądu po cenach regulowanych nie otrzymują z tego tytułu rekompensat) logicznym wydaje się, by koszty takiego rozwiązania poniósł Narodowy Bank Polski, który nie wywiązał się ze swojego mandatu kontroli inflacji, a nie budżet państwa. Skoro zgodnie z Ustawą o Obronie Ojczyzny zysk banku centralnego finansować ma zbrojenia, niech bank – zanim wypracowane zyski przekaże na zakup kolejnych czołgów – poniesie koszty swoich zaniedbań w ramach walki z inflacją. Zwłaszcza że sam prezes NBP podczas konferencji zapewniał społeczeństwo, że stopy procentowe nie wzrosną. Faktycznie w górnych decylach rozkładu dochodów jest więcej kredytobiorców niż w dolnych decylach. Jednak nawet w wypadku wprowadzenia jakiegoś rodzaju dopłat do kredytów finansowanych przez budżet państwa nie wynika, że to biedniejsi będą dopłacać do bogatszych. Zagadnienie to wymaga dokładniejszych analiz, ale ponieważ wraz z pozycją w rozkładzie dochodów rośnie wartość płaconych podatków, dopłaty do kredytów oznaczałyby przede wszystkim transfer dochodu wewnątrz bogatszej połowy społeczeństwa. Na dopłaty do rat kredytów przede wszystkim zrzuciliby się ci, którzy należą do górnych decyli rozkładu dochodów, a nie posiadają kredytu, ponieważ z racji wyższych dochodów płacą oni dużo wyższe podatki niż osoby o niskiej pozycji w rozkładzie dochodów. Kredyty hipoteczne zaciągają przede wszystkim najzamożniejsze gospodarstwa domowe. ➡️W 2018 roku hipotekę miało 30% gospodarstw z dochodowego top10%➡️Ale zaledwie 2-5% gospodarstw z dochodami poniżej medianyTo nieprawda, że wyższe raty hipotek odczują najbiedniejsi Marcin Klucznik (@MarcinKlucznik) February 7, 2022 Porównanie liczby kredytobiorców w różnych decylach rozkładu dochodu jest samo w sobie zwodnicze. Jej zróżnicowanie wynika przede wszystkim z różnic wieku oraz miejsca zamieszkania. Kredyty spłacają przede wszystkim osoby w wieku najwyższej aktywności zawodowej i najwyższych zarobkach oraz mieszkańcy wielkich miast (w małych miastach udziela się mniej kredytów, mają one niższą wartość). Porównywać należałoby więc pozycję w rozkładzie dochodów kredytobiorców oraz osób, które nie spłacają kredytu hipotecznego, a są w podobnym wieku oraz zamieszkują duże miasta. Wyników takiego ćwiczenia nie możemy być pewni, ale całkiem prawdopodobne jest, że okazałoby się, że ci, którzy spłacają kredyty, osiągają niższe dochody, posiadają mniejszy majątek, częściej zamieszkują w innej miejscowości niż ich rodzina. Zresztą ostatecznie i z niego wiele nie wynika. Państwo ma obowiązki wobec wszystkich swoich obywateli, także tych należących do klasy średniej. Oprocentowanie depozytów? Jest bliskie zera Prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz krytycznie odnosząc się do propozycji zamrożenia WIBOR straszy konsekwencjami tego kroku dla deponentów, którzy poniosą jego koszty. Smutna prawda jest niestety taka, że oprocentowanie depozytów w Polsce jest na poziomie bliskim zera i po prostu nie ma jak spaść. Polski sektor bankowy posiada wysokie współczynniki kapitałowe, zamrożenie WIBOR ich nie obniży, a jedynie ewentualnie spowolni ich wzrost (który przy skali nadpłynności w polskim sektorze bankowym i tak jest wątpliwy). Nie ma więc ryzyka dla stabilności systemu finansowego czy bezpieczeństwa depozytów. Sektor bankowy jest jednym z głównych zyskujących na tym, że państwo skapitulowało z prowadzenia polityki mieszkaniowej. Gdyby realizowało ono swoje konstytucyjne obowiązki, a zasięgnięcie kredytu nie było jedyną drogą do zdobycia dachu nad głową, popyt na kredyty hipoteczne, a co za tym idzie, zyski banków byłyby dużo niższe. W tym, że prezes organizacji banków broni zysków sektora finansowego nie ma nic dziwnego, ani złego. Demokracja polega między innymi na tym, że różne zorganizowane grupy mają prawo zabiegać o swoje interesy. Warto jednak by przy tym trzymać się faktów. Czy zamrożenie WIBOR naprawdę utrudni walkę z inflacją? Często pojawiającym się argumentem przeciwko zamrożeniu WIBOR jest utrudnienie walki z inflacją. Zamrożenie WIBOR faktycznie może oznaczać częściowe osłabienie jednego z kanałów transmisji polityki pieniężnej, czyli kanału stopy procentowej. Istnieje jednak szereg kanałów transmisji polityki pieniężnej. Skuteczną politykę pieniężną prowadzą jednak również banki centralne państw, w których wszystkie kredyty hipoteczne udzielone są na stałą stopę procentową. Z analiz Narodowego Banku Polskiego wynika jednak, że w pierwszych kwartałach po zmianie stóp procentowych kluczowe znaczenie ma kanał kursu walutowego, w długim okresie zaś kluczowy jest kanał kredytowy. Poza rachunkiem NBP w przywołanej wyżej publikacji pozostaje kanał oczekiwań. Dziś w Polsce inflacja w znacznej mierze wynika z odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych. Porażka komunikacji Narodowego Banku Polskiego sprawiła, że wszyscy spodziewają się wyższej inflacji w przyszłości, a ceny podnoszą również ci, którzy nie muszą, ponieważ konsumenci akceptują podwyżki cen, bo wiedza, że „wszystko drożeje”. W ten sposób inflacja staje się samospełniająca przepowiednią. W ograniczeniu inflacji w Polsce kluczowe jest ponowne zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych, zakończenie sporu z Brukselą w sprawie KPO, co zwiększy wiarygodność Polski i prawdopodobnie wzmocni kurs złotego – a nie transfer pieniędzy od kredytobiorców do banków, a to właśnie w praktyce oznacza wzrost WIBOR. Złotówkowicze jak frankowicze? Sytuacja kredytobiorców bywa porównywana do sytuacji frankowiczów, którzy jakoby dobrowolnie zdecydowali się na ryzyko, a dziś nie chcą ponosić jego konsekwencji. Czytając tego rodzaju argumenty, można poczuć się o pięć lat młodszym, co ma pewne plusy. Dziś jasnym jest jednak, że umowy dotyczące kredytów frankowych zawierały liczne, sprzeczne z polskim i unijnym prawem klauzule. Chociaż nie wszystkie kwestie są jeszcze przesądzone, w zdecydowanej większości wypadków tzw. frankowicze wygrywają w sądach. Dziś przedmiotem kontrowersji jest raczej rozliczenie konsekwencji upadku umowy, niż to czy klauzule kursowe są abuzywne. Banki w Polsce dobrowolnie proponują swoim klientom przewalutowanie kredytu na zasadzie ugody przy kursie korzystniejszym od rynkowego. W przypadku kredytobiorców złotowych trudno mówić o dobrowolnym podjęciu ryzyka, zdecydowana większość z nich wzięła kredyt hipoteczny w okresie, gdy kredyty na stałą stopę nie były dostępne w ofercie banków. Prezes NBP zapewniał, że wzrostu stóp i inflacji nie będzie. Porównanie do frankowiczów jest więc nietrafione, zresztą w historii kredytów frankowych to banki są negatywnymi bohaterami. Ludziom, którzy w sądach podejmują walkę o unieważnienie umów – co w Polsce nie jest łatwe – należy się szacunek, a nie wytykanie palcem. Zwłaszcza że walczą z dużo silniejszymi od siebie, a walka trwa latami. Fundusz Wsparcia Kredytobiorców niczego nie rozwiąże Krytycy zamrożenia WIBOR wskazują również na istnienie Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, którzy może wesprzeć kredytobiorców mających problem ze spłatą kredytu. Zwykle niestety milczą przy tym o warunkach, których spełnienie jest konieczne do otrzymania wsparcia ze strony Funduszu. Złożyć wniosek do FWK mogą jedynie kredytobiorcy, którzy są bezrobotni;lub koszt obsługi zadłużenia przekracza 50 proc. ich dochodów;lub ich miesięczny dochód nie przekracza 1 552 zł w wypadku jednoosobowych gospodarstw domowych, względnie dochód na osobę w rodzinę nie przekracza 600 złotych (kryteria uprawniające do korzystania z pomocy społecznej). Fundusz Wsparcia Kredytobiorców w obecnej sytuacji nie jest żadnym rozwiązaniem. Kryteria uprawniające do skorzystania ze wsparcia są skrajnie restrykcyjne, zresztą środki funduszu to jedynie kilkaset milionów złotych. Państwo ma obowiązki W dyskusji o zamrożeniu WIBOR jedną z ważniejszych kwestii jest to, czy uważamy, że państwo posiada pewne obowiązki wobec swoich obywateli, czy w wypadku gdy wypowiedzi wysokich urzędników państwowych skłoniły ich do podjęcia decyzji, których inaczej by nie podjęli, powinno w jakiś sposób zrekompensować jej konsekwencje. Ja uważam, że powinno i nie może chować głowy w piasek. Zwłaszcza że jeśli dziś – gdy pełne konsekwencje podwyżek stóp się jeszcze nie zmaterializowały – nic nie zrobimy, istnieje ryzyko, że w przyszłości zobaczymy w sądach fale pozwów przeciwko bankom, tym razem ze strony „WIBORowiczów”. Istotne jest również to, czy zgadzamy się na to, by banki w tak znacznej skali przerzucały ryzyko produktów finansowych na klientów indywidualnych, zwłaszcza gospodarstwa domowe. Skala transferu ryzyka w kierunku klientów w Polsce, będąca ewenementem w skali Unii Europejskim, jest w mojej ocenie problemem, który powinniśmy rozwiązać. Marcin Wroński Ekonomista z Kolegium Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej. Absolwent Wolnego Uniwersytetu Berlińskiego. Obecnie przebywa na wizycie badawczej w Paryskiej Szkole Ekonomii na zaproszenie prof. Thomasa Piketty’ego. W przeszłości pracownik nadzoru bankowego. Reprezentował Urząd Komisji Nadzoru Finansowego w grupach roboczych Europejskiej Rady Ryzyka Systemowego oraz Europejskiego Banku Centralnego. Konsultant Banku Światowego.
Są dobrze zorganizowani i w pełni oddani naszej misji! Gratulacje! Sto procent szacunku w Waszym kierunku!!!! Fundacja Avalon 1211 obserwujących 1 mies. Właśnie zakończyliśmy drugi etap
5 etapów nadawania sensu istnienia i budowania poczucia przynależnosci w organizacji. Warunki docelowe, czyli na czym powinien koncentrować się lider w procesie budowania Kontekstu biznesowego. Podcast Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak być skutecznym CEO, jak zwiększać efektywność, zaangażowanie, budować ponadprzeciętną zdolność do adaptacji i rozwijać się, to ten podcast jest właśnie dla Ciebie. Nazywam się Radek Drzewiecki, od ponad 16 lat prowadzę firmę Leanpassion. Zajmujemy się wzrostem efektywności procesów oraz zaangażowania pracowników. Dodatkowo, jestem założycielem dwóch startupów technologicznych Sherlock Waste i Leanovatica – Netflix dla biznesu. Robię to, co robię, ponieważ chcę, aby firmy były świetne, a ludzie szczęśliwi w pracy. Dlatego dla mnie skuteczny menedżer to nie tylko taki, który osiąga cele, ale przede wszystkim robi to z ludźmi, potrafi podłączyć ich do strategii firmy. odcinek 33 MISJA, WIZJA, STRATEGIA, WARTOŚCI – CZĘŚĆ 3 W tym odcinku opowiadam, jak krok po kroku nadać sens istnienia i zbudować poczucie przynależności w organizacji. Jeśli Waszym wyzwaniem jest zbudowanie Kontekstu biznesowego, koncentracja na tym, co ważne – zapraszam do współpracy z nami: bezpłatna konsultacja Możesz skontaktować się ze mną przez LinkedIn lub na skutecznyceo@ Radek W ODCINKU 33: Wybitny lider koncentruje się na tym, do jakiej sytuacji chce doprowadzić, a nie jakie zadanie ma zrealizować. 5 etapów nadawania sensu istnienia i budowania poczucia przynależności. Warunki docelowe i zadania: ETAP 1: ZBUDOWANIE POTRZEBYzadanie: przeprowadzić wywiady z interesariuszamiwarunek docelowy: min. 50% menedżerów chce przeprowadzić refleksję strategiczną ETAP 2: REFLEKSJA STRATEGICZNAzadanie: stworzyć misję, wizjęwarunek docelowy: 100% menedżerów zna, rozumie i wspiera misję, wizję i cele strategiczne ETAP 3: FEEDBACK OD PRACOWNIKÓWzadanie: przedstawić pracownikom, jaki mamy pomysł na prototyp misji, wizji, celów strategicznychwarunek docelowy: min. 80% pracowników określiło, na ile identyfikują się z propozycją misji, wizji i celów strategicznych ETAP 4: WYPRACOWANIE WARTOŚCI I ZACHOWAŃzadanie: zdefiniować wartości i zachowaniawarunek docelowy: min. 80% pracowników wypowiedziało się, w jaki sposób chcą wspierać misję, wizję i cele strategiczne ETAP 5: KOMUNIKACJA W ORGANIZACJI, MIN. 12 MIESIĘCYzadanie: zakomunikować strategięwarunek docelowy: 100% pracowników rozumie Kontekst biznesowy Słuchaj podcastu tam, gdzie Ci najwygodniej: Transkrypcja podcastu Odcinek 33 Misja, wizja, strategia, wartości – część 3 Dzień dobry, Moi Mili, cześć! Witam Was serdecznie już w nowym roku. Mam nadzieję, że odpoczęliście podczas tej świąteczno–noworocznej przerwy. Pamiętajcie, że równowaga jest bardzo istotna, żeby się nie „zajeżdżać”. Czeka nas nowy, wspaniały rok 2022. Mam nadzieję, że macie pełno planów, które uda się zrealizować. To planowanie roczne, postanowienia noworoczne są pewną zmorą, jak robi się ich za dużo. Ja przy okazji kontynuuję lekturę książki Great by Choice i muszę Wam powiedzieć, że Collins jest niesamowity. Zajmuje się badaniem wielu firm, tym razem robi taką swego rodzaju analizę porównawczą. Polecam Wam mocno tę książkę. Dochodzi generalnie do takiej konkluzji, że kultura dyscypliny, konsekwencja w działaniu, chodzenie drogą, którą się wyznaczyło, obsesyjne, wręcz paranoiczne skupienie się na tym, co ważne, brak dekoncentracji, koncepcja jeża, o której ostatnio mówiłem, czyli w czym możesz być najlepszy na świecie, co jest Twoją największą pasją, na czym możesz zarabiać największe pieniądze. I na podstawie porównania dwóch czy trzech firm z danej branży pokazuje, co daje konsekwentne działanie, nie, za przeproszeniem -„podjaranie się” – tylko realizacja założonych celów, realizacja założonej strategii, podążanie w kierunku wizji, mocne opieranie się na tym, co sobie powiedzieliśmy wcześniej. Dlatego też cieszy mnie, że rozmawiamy tutaj o aspektach kontekstu biznesowego, pięciu elementach: misji, wizji, strategii, celach strategicznych, wartościach, zachowaniach jako fundamencie organizacji. To wyznaczenie tego fundamentu i tego kontekstu biznesowego powoduje, że cała reszta może być zrobiona w funkcji tego, że dobieranie ludzi może być zrobione w funkcji tego, że właśnie wyznaczenie drogi, którą ma podążać organizacja, jest właśnie funkcją tego, że nadanie sensu istnienia, że zbudowanie czegoś tylko innego niż relacja transakcyjna z pracownikami, jest właśnie pokłosiem tego, że odrobiliśmy zaległości w kontekście sensu istnienia, poczucia przynależności, czyli jak ja to mówię: misja, wizja, strategia, cele strategiczne, wartości, zachowania. Chodzi o to, żeby firma miała do czego podłączyć tych pracowników, żeby budowała poczucie przynależności, nadawała sens istnienia, a nie tylko garstka ludzi w organizacji była skoncentrowana na tym aspekcie strategicznym, na tym aspekcie kontekstu: „Dlaczego robimy to, co robimy?”, „Do czego dążymy?”, „Jaka jest nasza strategia?”, „Jak ją zmierzymy?”, „Jak powinniśmy ze sobą współdziałać na co dzień, by wspierać tę misję, wizję, cele strategiczne?”. Jak to się dzieje, że większość organizacji ma tę misję, ma tę wizję, cele, a i tak koncentruje się na dowiezieniu budżetu tu i teraz, a nie na tym, jaką organizacją ja chcę być, jaki mam sposób na wygrywanie, jaki mam sposób gry, czy działamy w oparciu o wyznaczone wcześniej fundamenty, o wartości, czy selekcjonujemy ludzi, którzy do nas przychodzą, czy też zatrudniamy ludzi na lusterko i później musimy się stresować, i poświęcać bardzo dużo czasu na wyjaśnianie, o co chodzi w naszej firmie, ludziom, którzy mają w nosie to, jakie są jej wartości i mają w nosie kulturę dyscypliny. Mają to w nosie, najważniejsi są tylko oni, oni, oni, czyli to ego. I naprawdę jedną z najważniejszych rzeczy, którą w organizacji powinno się przemyśleć, jest właśnie to, kto w niej jest, a szczególnie, jeśli chodzi o członków zarządu, jeśli chodzi o menedżerów, jeśli chodzi o liderów, bezpośrednich przełożonych pracowników, bo niezależnie od tego, jak technologia zdominuje niektóre zawody, niektóre rodzaje wykonywanej pracy, tak jestem przekonany, a może mam nadzieję, że ciągle ludzie będą chcieli być przewodzeni, czy też zarządzani przez ludzi. Ale ludzi, którzy mają takie paradoksalne połączenie empatii i zdolności do adaptacji, tej konsekwencji w działaniu. Przez ostatnie dwa odcinki opowiadałem Wam o tym, jak stworzyć, nadać sens istnienia i zbudować poczucie przynależności. Opowiadałem o tym, co to jest Why, How i Z kim, opowiadałem o pięciu aspektach tego kontekstu biznesowego: misja, wizja, strategia, gdzie mówiłem o koncepcji jeża, porównywałem jeże i lisy z tej przypowieści, opowiadałem o wartościach, że powinny wynikać z DNA i powinny być też aspiracyjne, opowiedziałem o tym, czym jest misja, wizja i dlaczego warto odpowiadać na proste pytania. Dziś chciałem tylko powiedzieć, parafrazując tamte dwa odcinki, że nadanie sensu istnienia i budowanie poczucia przynależności to jest proces. Większość menedżerów pracuje z tym tak, że menedżerowie siadają, najczęściej wynajmują firmę zewnętrzną, oni opracowują tę misję, wizję, jeszcze wartości, jeszcze zachowania, jeszcze przekonania, profil, przywódcy i to wszystko nie dość, że jest troszkę skomplikowane, to jeszcze ciągle jest robione w sosie tych zarządzających. I oni tak bardzo się starają, tak bardzo chcą, bo ludzie mają dobre intencje – znowu to powiedziałem – ludzie chcą i ten management chce, ale uważam, że jednym z najważniejszych problemów, dlaczego to w firmach nie wychodzi, są po prostu stereotypy. A w tym przypadku stereotyp, że to menedżerowie mają być za wszystko odpowiedzialni i mają to zakomunikować najlepiej na Town Hall Meetingu, spotkaniu ze wszystkimi pracownikami lub Town Hall Meetingu plus wysyłką mailem i od dzisiaj wszyscy będą tym pracować. Zadajcie sobie pytanie sami – przecież to nie ma szansy zadziałać. Więc tak trochę nostalgicznie wchodzę w ten 2022 i nie chcę tutaj nikogo oceniać ani krytykować, ale nie musicie pracować tak jak inni. Dobra, ale muszę to powiedzieć, nawet w nowym roku: Odcinek 33: Misja, wizja, strategia, cele krok po kroku, czyli jak nadać sens istnienia i zbudować poczucie przynależności właśnie krok po kroku. Witajcie ponownie, Moi Drodzy, cześć. Stworzyłem kiedyś taki model transformacji organizacji, który opiera się na 5 krokach, i ten model transformacji organizacji nazwałem Strategią Lean. Odchodzę teraz od tego trochę, żeby tylko opowiadać o tym, że to jest Strategia Lean, ponieważ przez ostatnie pięć lat, nie udało mi się – to nie jest żadna porażka, może będę próbował dalej – opowiedzieć, że Strategia Lean to jest remedium na wszystko. Bardzo dużo firm, które chcą z nami nawiązać jakąś współpracę mówi: „A Wy się zajmujecie Leanem, a nie leadershipem”. Ja mówię: „Leadership jest podstawą w Lean”, bo Lean to zdrowy rozsądek, Lean to szacunek dla ludzi, Lean to umiejętność zaangażowania większości osób w firmę i jej doskonalenie. W każdym razie napisałem kiedyś taką książkę Strategia Lean. Dlaczego w wielkich firmach ludzie nie mogą doczekać się poniedziałków. Przy okazji, w drugim kwartale będzie po angielsku, my ją tłumaczymy w tej chwili. Natomiast te 5 kroków transformacji organizacji polega na tym, że ja buduję sobie taki budynek, taki dom, przy czym jestem osobą, która kwestionuje status quo i ten dom buduje od dachu. Wielokrotnie ludzie mówili: „Chłopie, dom się buduje od fundamentu”, a ja mówię: „Nie, nie, nie, tu się buduje od dachu, żeby zbudować presję na zarządzających, żeby chcieli kontynuować budowę tego domu, bo dach sam nie ustoi”. Ludzie nie do końca rozumieją to na początku. I ten dach to jest Kontekst biznesowy. Kontekst biznesowy, w którym jest ta misja, wizja, strategia, cele strategiczne, wartości. Ten dach najczęściej kojarzy się z taką ochroną, że masz dach nad głową – jest takie powiedzenie. Chodzi o to, żeby ludzie widzieli, że w firmie mogą się czuć bezpiecznie, dlatego że firma ma pomysł na siebie. W dzisiejszych czasach poczucie bezpieczeństwa w badaniu, które my robimy co roku, Ogólnopolskim Badaniu Satysfakcji z Pracy na próbie 1000 osób, wskoczyło na drugie miejsce po dobrym bezpośrednim przełożonym. Praca nad tym Kontekstem biznesowym to nie jest taka praca, że ja sobie siadam na warsztat, wymyślam misję, wizję i jest, albo robię to, dlatego że ISO. 99% organizacji przecież ma to zrobione, tylko tam są trzy główne problemy, jeśli chodzi o ten Kontekst biznesowy. Po pierwsze te misje są bardzo skomplikowane, te misje, wizje, już niech będzie tak w tym worku, czyli to jest bardziej manifest niż odpowiedź na pytanie: „Dlaczego robimy to, co robimy?”. Po drugie najczęściej jest w nich zawarte „Co?”, a nie „Dlaczego?”. Co robimy, a nie dlaczego robimy to, co robimy, więc nie ma tam aspektu tej siły, o której mówi Sinek, aspektu emocjonalnego. I po trzecie 100% pracy nad tym kontekstem biznesowym jest na barkach członków zarządu, właścicieli, managementu. To są trzy główne problemy. W związku z tym, ludzie przychodzą do roboty, bo nie mają innego wyjścia, a management zastanawia się, w jaki sposób mogą ich zaangażować. Żyjemy w czasach, gdzie zaangażowanie jest piętą achillesową. Żyjemy w czasach, gdzie w poprzednim roku ogólnoświatowe badanie McKinseya na temat odejść pracowników z pracy zakończyło się refleksją: The Biggest Attrition Ever, czyli żyjemy w czasach największych rotacji pracowników. Ludzie zmieniają pracę i będą coraz częściej, dlatego zbudowanie Kontekstu biznesowego, w którym wiemy, dlaczego robimy to, co robimy, do czego dążymy, jaka jest nasza strategia, ten plan gry i jak to zmierzymy, jest kluczowe do tego, żeby zatrzymać ludzi i żeby zwiększać efektywność. W pierwszym odcinku Skutecznego CEO mówiłem, że dla mnie najwyższy poziom wtajemniczenia, jeśli chodzi o skutecznego CEO, to jest to, że potrafi mieć wymierne rezultaty w czterech aspektach, takich jak: wzrost, produktywność, zdolność do adaptacji, zaangażowanie, ale nie robi tego sam. Dlatego kluczem jest proces. Kluczem budowania Kontekstu biznesowego jest proces. I ten domek, który ja sobie kiedyś zbudowałem do tej Strategii Lean, ma 5kroków. Pierwszy jest Kontekst biznesowy, czyli po prostu nadanie sensu istnienia. W drugim jest Kierunek, czyli zbudowanie poczucia przynależności. W trzecim jest Konsensus. Mówiłem w niektórych odcinkach o konsensusie, być może w kolejnym też opowiem, bo pytacie o to. Ludzie też zadają pytanie, zwłaszcza dzisiaj mam takie pytanie, jak zrekompensować wzrost cen energii oraz płac. Bardzo dużo firm o to pyta, ponieważ nie mają wolności, żeby budżet zwiększyć, tylko muszą dostarczyć oszczędności gdzie indziej. To jest ciekawy temat dla nas, my uwielbiamy takie rzeczy. Najpierw budujemy Kontekst biznesowy – wyobraźcie sobie, że to jest dach – po to, żeby nadać sens istnienia. Następnie idziemy do ludzi i pytamy się ich, na ile jest szansa, że oni będą się z tym identyfikowali i pytamy ich po prostu o pomysł na wartości, na zachowania, czasami pytamy ich o pomysł na cele. Chodzi o to, żeby ludzie mogli się wypowiedzieć, żeby mogli podjąć decyzję, żeby czuli się, że ktoś na nich liczy i że ktoś liczy się z ich zdaniem. W trzecim kroku budujemy Konsensus odnośnie tego, czego oczekuje od nas klient, i skupiamy się na procesach. Jestem ogromnym fanem Business Model Canvas, Value Proposition Canvas, żeby zrozumieć oczekiwania klienta i żeby zrozumieć, jak powinien wyglądać nasz model biznesowy. W czwartym kroku stawiamy ten cały dom, dopiero wtedy można go postawić na świadomym przywództwie na każdym szczeblu. My mamy akurat swój model przywództwa Leadership 734. Chodzi o to, żeby ludzie mieli wspólne cele, żeby nikt niczego się nie domyślał i żeby każdy rozumiał swoją rolę w realizacji strategii – taka normalna firma, w której moją pasją jest to, żeby podłączać ludzi do strategii firmy. To jest moja pasja. Chodzi o to, żeby nie było takiego nowoczesnego feudalizmu, że są z góry nastawieni pracownicy, że management i właściciele to są wyzyskiwacze, a my tutaj poświęcamy całe swoje życie, a oni nas na pewno wyzyskują. A z drugiej strony jest brak umiejętności zaangażowania ludzi w Kontekst biznesowy, w strategię i wtedy ludzie przychodzą do roboty. Jedni trzymają kciuki, żeby się wszystko udało i są drive’owani przez budżet, a drudzy po prostu przychodzą. Dobra wiadomość jest taka, że to się da zmienić i cudowna technologia nie jest remedium na to. Remedium na to jest wrócenie do podstaw, do prostych rzeczy, ale konsekwencja w działaniu, a nie, że ja raz zrobię misję, wizję i to leży. My akurat na przełomie roku zakwestionowaliśmy – co jakiś czas to robimy, moją ambicją jest, żeby to robić co roku, ale ze trzy lata tego nie robiliśmy, jesteśmy tylko ludźmi – naszą misję, wizję. I co ciekawe, myślałem, że ludzie się zgodzą ze mną w kontekście mojej wizji. Jestem takim człowiekiem, który dość mocno dominuje. Ale nie, była bardzo ciekawa dyskusja. Oczywiście pokłóciliśmy się. Uwielbiam tych ludzi, bo później są „misie”, przytulanki i radość, ale sporo kłótni było. To znaczy, że tym ludziom zależy i to jest fajne. Ale chodzi o to, żeby być na serio z tym, co ja sobie wcześniej powiedziałem. Lepiej robić mniej, ale robić. Generalnie odwołam się jeszcze trochę przy tym nostalgicznym odcinku z początku roku do Collinsa. On mówi, że po prostu konsekwencja w działaniu, kultura dyscypliny, paranoiczna produktywność, czyli non stop sprawdzasz, gdzie możesz jeszcze marnotrawstwo usunąć, non stop jesteś konsekwentny w działaniu, trzymasz się swoich ram. Wyobraźcie sobie, że w Waszych procesach można o 20% zwiększyć efektywność. Macie na przykład 1000 osób w firmie, rośniecie i zwiększycie efektywność o 20%, to znaczy, że możecie obsłużyć więcej zamówień, mieć 20% więcej przychodu przy takich samych zasobach. Normalnie musielibyście zatrudnić 1200 osób, musielibyście „dotrudnić” 200 osób. I to jest taki wspólny cel. Właśnie Collins mówi o tym, że konsekwencja w działaniu, wręcz obsesyjna koncentracja na swojej przewadze konkurencyjnej, na tej koncepcji jeża, na koncentracji, gdzie ważne, na kulturze dyscypliny i na paranoicznej produktywności, gdzie ja non stop jestem skoncentrowany na eliminacji marnotrawstwa – ja to tak rozumiem. Wracając do tego domku, żeby nie przedłużać, Kontekst biznesowy, Kierunek, Konsensus, Leadership i wtedy możemy wejść i zamieszkać. Wtedy zbudowaliśmy takie środowisko pracy, w którym liderzy i pracownicy pracują razem w dobrej relacji oraz podnoszą rękę do góry, kiedy widzą problem. Praca równa się praca plus doskonalenie. Ale dzisiaj nie będę opowiadał o Strategii Lean. Nadanie sensu istnienia i zbudowanie poczucia przynależności, to są dwa pierwsze kroki, czyli dla mnie to jest dach i sufit, bez których możecie jedynie stosować manipulację w biznesie, bo ludzie, jak nie mają poczucia przynależności do czegoś, to po prostu pracują tak, jak im zapłacicie albo jak ich postraszycie. To jest manipulacja, wykorzystywanie chciwości i lęku do tego, żeby ludzie chcieli coś robić. Ale dobra wiadomość jest taka, bo w nowy rok trzeba wejść z optymizmem, że to można zmienić, że pochylenie się nad tym Why i doprowadzenie do sytuacji, że ludzie to rozumieją, to można zmienić. Użyłem takiego sformułowania: „do jakiej sytuacji chcemy doprowadzić”. Wybitnych menedżerów charakteryzuje to, że nie skupiają się na zadaniach. Ja wiem, że to jest dość skomplikowane, ja się uczyłem warunków docelowych ponad pięć lat. Warunek docelowy nie odpowiada na pytanie: „Co chcę zrobić?”, „Co chcę wdrożyć?”, tylko „Do jakiej sytuacji chcę doprowadzić?”. W przypadku nadawania sensu istnienia i budowania poczucia przynależności – 100% menedżerów wierzy, rozumie i wspiera Kontekst biznesowy. Wyobraźcie to sobie. Wydaje mi się, że to ma sens, że macie na przykład 15 menedżerów w organizacji, kluczowych menedżerów – ja odróżniam nomenklaturowo menedżerów od kierowników, liderów – i doprowadziliście do takiej sytuacji, że 100% z nich wierzy, rozumie i wspiera Kontekst biznesowy, a nie że go później kontestuje, a nie że kwestionuje do ludzi. Drugi warunek docelowy to minimum 80% pracowników zdecydowało, w jaki sposób chciałoby pracować. Wielokrotnie mówiłem, że przywództwo to jest umiejętność dawania ram, gdzie trzeba, i wolności, gdzie trzeba. Czyli w skrócie rzecz biorąc, mówicie do swoich pracowników: „To jest nasza misja, wizja, strategia, od tego nie ma odwrotu. A teraz chcielibyśmy Was zapytać, na jakich wartościach, zachowaniach powinniśmy współdziałać na co dzień, żeby to wspierać”. Ramy to jest misja, wizja, strategia, wolność to jest to, że ludzie mieli prawo wypowiedzieć się na temat tego, w jaki sposób organizacja powinna współdziałać. I ostatnia rzecz, warunek docelowy do sensu istnienia, poczucia przynależności to 100% pracowników rozumie misję, wizję i cele strategiczne oraz wartości firmy, czyli do jakiej sytuacji chcę doprowadzić. Oczywiście to jest prawdziwa północ, stan idealny, do niej zmierzamy. To odróżnia te organizacje, które są wyraziste, które mogą wiedzieć, z kim chcą pracować, jakich menedżerów chcą mieć u siebie, ponieważ mają odrobione zaległości w kontekście fundamentalnych rzeczy, takich jak misja, wizja, strategia. Nie wierzycie? Zróbcie sobie luźne zapytanie wśród członków zarządu, współwłaścicieli i tak dalej, jaka jest misja organizacji. Postarajcie się na jakimś spotkaniu napisać to na kartce papieru, to zobaczycie, co się wydarzy. Ta misja powinna być prosta, ta wizja powinna być prosta. Mówiłem o tym, że to jest proces, który odwraca tę piramidę przywództwa. Nie że zarząd dowozi budżet, menedżerowie delegują zadania, a pracownicy mają relację transakcyjną, chcą zrobić swoje i wyjść, tylko obracacie ją o 180 stopni i na samej górze są pracownicy. Zarząd nadaje sens istnienia, buduje kontekst. Tak jak w Netflixie: wszystko, co robisz, zrób tak, żeby było dobrze dla Netflixa – to jest Kontekst biznesowy. Dla mnie kontekst biznesowy to jest właśnie: „Dlaczego robimy to, co robimy?”, „Do czego dążymy?”, „Jaki jest nasz plan gry, plan na wygrywanie?” i „Jak to zmierzymy?”. To jest kontekst. Wtedy menedżerowie na każdym szczeblu organizacji, menedżerowie, kierownicy, liderzy, odpowiadają za to, żeby podłączyć ludzi do tego kontekstu. Na tym polega świadome przywództwo, że ich rolą jest zadbanie o to, żeby ludzie szli w kierunku, w którym zarząd, właściciel sobie wyznaczył. Wtedy masz minimum 80% głów do tego, żeby myśleć, jak wygrywać z konkurencją, a nie tylko trzy. I broń Boże nie chodzi mi o żaden turkus, chodzi mi o hierarchiczną organizację, w której są zespoły, w której są silosy, w której jest normalne, że wzajemnie te departamenty na siebie gadają. Ale chodzi o to, że wiemy, że mogą na siebie liczyć. Ja jestem praktykiem. Chodzi o to, że mają wspólne cele, chodzi o to, że lider rozumie, że jego rolą nie jest trzymanie kciuków, tylko zbudowanie poczucia przynależności poprzez wytłumaczenie ludziom, czym jest ta misja, czym jest ta wizja, czym jest ta strategia i umiejętnie ich podłączenie do tego. Spowodowanie, że oni rozumieją, jak ich cele wspierają cele firmy. To jest kolejne pytanie, które możecie zadać w organizacji dowolnemu pracownikowi. Podchodzisz do pracownika, bez konfrontowania się oczywiście – ja wiem, że często o tym mówię, ale ludzie tak bardzo denerwują się przed zadaniem tego pytania, że wystrzelą: „No a Ty, to jakie masz cele?”. Ale to nie o to chodzi. Chodzi o to, że podchodzisz do pracownika, rozmawiasz z nim i powiesz mu tak – zwróćcie uwagę na to pytanie, to jest tak zwane pytanie szach-mat: „Mam takie pytanie do Ciebie, powiedz mi, jak Twoje cele wspierają cele firmy?”. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie odpowiedź, a najlepiej idźcie i to zróbcie. Wybierzcie sobie dwóch–trzech pracowników, nawet kierowników, nawet liderów, nawet menedżerów i zadajcie im takie pytanie: „Jak Twoje cele wspierają cele tej firmy?”. Żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę znać nie tylko swoje cele, ale muszę też znać cele firmy. Ludzie najczęściej mówią: „Normalnie”. Ludzie najczęściej mówią: „Wiesz, ja robię swoje, żeby klienci byli zadowoleni”. Ja mówię: „Pokaż mi logikę. Dlaczego Twoim celem jest terminowość?” albo „Dlaczego Twoim celem jest robić dobrze za pierwszym razem?”, albo „Dlaczego Twoim celem jest pozyskiwanie nowych klientów? Pokaż mi logikę do celów strategicznych”, albo „Dlaczego Waszym celem jest OTIF, ten on–time in–full?”, albo „Dlaczego Waszym celem jest wysoki NPS klienta? Pokaż mi logikę do celów strategicznych”. To potrafi niewiele osób. To, co wyróżnia wybitnych CEO-sów, wybitnych menedżerów to to, że oni potrafią podłączyć ludzi do tej strategii firmy. Wiecie jak wygląda piramida: na dole ma podstawę, na górze ma czubek jak choinka, którą zaraz będziemy składać. W tej podstawie na ogół są pracownicy, w środku są menedżerowie, a na górze jest zarząd. I zarząd nakazowo mówi: „Mam budżet, wszyscy teraz dostaniecie premie, jak dowieziecie, a jak nie dowieziecie, dostaniecie layout do kadr”, szczególnie do menedżerów – budżet trzeba dowozić. Można dowozić budżet, można podłączyć ludzi do strategii. Tę piramidę sobie odwróćcie, postawcie ją na czubku, właśnie o to chodzi, że w biznesie jedną z podstawowych rzeczy jest kwestionowanie. Nie musicie pracować jak inni. Tam po prostu na dole, na tym czubku, dalej jest zarząd odwrócony i tam jest: oni budują kontekst, nadają sens istnienia. W środku dalej są menedżerowie, którzy nie mówią ludziom, jak mają pracować, tylko dbają o to, żeby ludzie rozumieli kontekst, rozumieli swoją rolę w tym kontekście i przychodzili do pracy, a nie do „tyry”, czy nie roboty. W ten sposób stworzymy warunki do tego, naprawdę – ja wiem jak to brzmi. Ostatnio gość na warsztacie (ostatnio – to było z siedem lat temu, tak mówię „ostatnio”) powiedział mi: „To jest taki Amway, taka sekta trochę”. Mieliśmy taką ciekawą dyskusję, to było w banku. Natomiast po jakimś czasie on dostał pewne zadanie, już skracając tę opowieść, prezentuje jego wyniki, a jego ludzie mówią: „Amway, szef ryzyka”. Właśnie o to chodzi, że nie ma nic złego w tym, żeby ludzie czerpali satysfakcję z pracy. Zarząd nadaje sens istnienia, menedżerowie budują poczucie przynależności do tego sensu istnienia – tak rozumiem przywództwo, czyli podłączają ludzi do strategii firmy, a ludzie przychodzą, nie odmierzają minut, żeby wyjść. Przychodzą, bo się dobrze czują w miejscu, do którego przyszli, bo się czują potrzebni, bo rozumieją swoją rolę, bo rozumieją, jak ich cele wspierają cele firmy, rozumieją, że są ważni, dostali wpływ, dostali odpowiedzialność, są uprawomocnieni do tego, żeby podejmować decyzje na temat tego, jak wygląda proces. Przychodzą, bo im zależy. Oczywiście też z punktu widzenia hipoteki, zobowiązań i tak dalej, ale przychodzą, nie mogą się doczekać, dlatego że widzą, że w tej pracy jest coś fajnego, jest ktoś, nie tylko praca–presja–depresja, ale mogę być wspólnie ze swoim zespołem, czuję się bezpiecznie, rozumiem, czego oczekuje ode mnie firma, rozumiem jej strategię, rozumiem swoją rolę, podjąłem decyzję, że chcę w tym wszystkim być. A jeszcze do tego mam szefa, który pozwala mi popełniać błędy i nie traktuje tego jako złą kartę, tylko po prostu jako realną i normalną rzecz do rozwoju. Bardzo często jak mówię o błędach to menedżerowie zadają mi takie pytanie: „Czy chcesz akceptować to, że ludzie nie dowożą wyników?”. Ja mówię: „Nie, chcę akceptować to, że kiedy ludzie starają się, by dowieźć wynik, od czasu do czasu popełnią błąd”. Po prostu im się nie uda, ale nie zrobią tego z niedbalstwa, tylko zrobią to, dlatego że spróbowali czegoś nowego, spróbowali czegoś innego. Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Stworzenie bezpiecznego środowiska pracy, w którym ludzie wiedzą, że mogą zaryzykować, zaryzykować, ale w ramach. Wszystko dzieje się w ramach, wiedzą, że mogą podjąć decyzję – o to chodzi. To jest taki krąg, o którym też Simon Sinek mówi, że w środku są ci ludzie, którzy podjęli decyzję, żeby tu być i niebezpieczeństwo jest na zewnątrz, a nie w środku. Po prostu mamy grupę ludzi, która się wspiera w kontekście realizacji kontekstu biznesowego. I nie jest to masło maślane, specjalnie to powiedziałem: w kontekście realizacji kontekstu biznesowego. Takie firmy są dla mnie przyszłością, takie firmy, które w tym całym turbulentnym zamieszaniu, smutnym świecie naokoło, gdzie zła informacja goni złą informację w podziałach dyskryminacji, trzymają się razem. Ale żeby trzymać się razem, trzeba wiedzieć, co nas nakręca, co powoduje, że my w ogóle przychodzimy do pracy. Mój przyjaciel, Bartek Długokęcki ostatnio powiedział, że misja to jest odpowiedź na pytanie: „Co ja chcę robić życiowo?”. Ja jako menedżer, ja jako pracownik. I on fajnie to tłumaczy, że: „Dlaczego zdecydowałem się poświęcić kawał swojego życia tej firmie, tej konkretnej?”. „Dlaczego zdecydowałem się” to jest to Why: „Dlaczego robię to, co robię?”, „Dlaczego zdecydowałem się akurat przychodzić tutaj?”. Ja mam tyle samo czasu dla tej firmy czy dla innej, ale akurat przychodzę tutaj i nie przez zasiedzenie, tylko dlatego, że to mnie po prostu kręci, że tutaj chcę być. Mam nadzieję, że dla Was to też ma sens. W każdym razie chodzi o to, żeby zrobić Why, How i Z kim. Chodzi o to, żeby nadać sens istnienia, najpierw podłączyć do niego menedżerów. Wszyscy menedżerowie znają, rozumieją, identyfikują się. Wiem, że ja powtarzam Wam kilka razy to. Wiem, że część może powiedzieć: „O Jezu, ten znowu swoje”, ale chodzi o to, że to jest tak ważny temat, że najwyżej odłączycie się od tego podcastu. Ale sens istnienia, poczucie przynależności i selekcja to są trzy najważniejsze rzeczy, które robi się w organizacji, odrabiając zaległości. Wszyscy menedżerowie znają, rozumieją, identyfikują się z „dlaczego” organizacji. Pracownicy współdecydują o tym, jak powinniśmy współpracować na co dzień, po prostu, mówiąc wprost, mieli swój udział w dodefiniowaniu wartości, zachowań, postaw. I upewniliśmy się, że ludzie rozumieją, jakie są zasady gry – mówię o tej misji, wizji, strategii, wartościach, zachowaniach, o tych fundamentach. Daliśmy wszystkim carte blanche, ale jak ktoś nie pasuje, jak ktoś łamie reguły to go po prostu usuwamy z organizacji, mówiąc wprost i brutalnie. Plus nie zatrudniamy ludzi, którzy do nas nie pasują. Postaram się Wam pokrótce wytłumaczyć, jak nadaje się sens istnienia i buduje się poczucie przynależności w procesie. Proces to są takie następujące po sobie etapy, które w sposób uporządkowany doprowadzają do wyprodukowania jakiegoś produktu lub usługi. W tym przypadku proces jest oparty na warunkach docelowych. Chodzi o to, żeby doprowadzić do pewnej sytuacji, jak nadać sens istnienia i zbudować poczucie przynależności. Bardzo często zgłaszają się do nas takie osoby, jak na przykład ostatnio, że jest właściciel firmy, ma dwóch współwłaścicieli i on potrzebuje u nich zbudować potrzebę. To jest pierwszy krok budowania procesu nadawania sensu istnienia, budowania poczucia przynależności – zbuduj potrzebę. Dla mnie nie ma lepszego sposobu, jak zadanie kilku pytań menedżerom, członkom zarządu, które powodują, że oni podejmą decyzję, czy chcą się tym zajmować czy nie. Jeśli nie, to nie, to nic na siłę. Pierwszy krok to jest zbudowanie potrzeby. Drugi to jest zrobienie jednego, dwóch, trzech, czterech, czasami pięciu warsztatów refleksji strategicznej. Refleksja strategiczna oznacza, że Ty siadasz i zaczynasz przeprowadzać refleksję odnośnie tego, dlaczego robicie to, co robicie, do czego dążycie, jaka jest Wasza strategia, jak ją zmierzycie. Trzeci punkt jest super mega pod prąd, że tak się wyrażę. Czyli po zbudowaniu potrzeby i przeprowadzeniu warsztatów refleksji strategicznej, gdzie doprowadziliśmy do tego, że członkowie zarządu mają jedno rozumienie i naprawdę wszyscy identyfikują się z tą misją, wizją, celami strategicznymi i strategią, nie biegniemy do pracowników w ułańskiej szarży na białym koniu, czy jak ostatnio w młodzieżowym slangu: jak dzik w żołędzie, ale idziemy do ludzi i zadajemy im pytanie: „Co Wy na to?”. Czyli nie pokazujemy im ostatecznej misji, wizji, strategii i celów, tylko prototyp. Mówimy: „To jest nasz pomysł na firmę. Co Wy na to? Na ile się z tym identyfikujecie?”. Mnie jest blisko do tego, bo ja właśnie uruchomiłem ten proces u nas i do końca Q1 chciałbym mieć zreflektowaną misję, wizję, strategię oraz wartości, zachowania i przy okazji zmierzymy sobie NPS pracowników, jaki mamy w firmie. Podzielę się z Wami wynikami, jak będą. Natomiast chodzi o to, żeby ludzie w zarządzie, członkowie zarządu, menedżerowie, tak samo chcieli to zrobić lub nie chcieli. Następnie przeprowadzamy refleksję strategiczną, gdzie jest trochę kłótni, gdzie jest trochę dywagacji, gdzie w umiejętny sposób moderujemy te warsztaty. U mnie potrafi robić to pięć osób, to nie jest takie proste, trzeba nabrać doświadczenia. I wychodzimy z jakimś pomysłem na: „Dlaczego istniejemy?”, „Do czego dążymy?” i „Jak to zmierzymy?” – to jest drugi krok, to jest refleksja strategiczna. Warsztaty lub kilka sesji warsztatowych, najczęściej to są trzy-cztery. Następnie idziemy do pracowników i mówimy: „To jest nasz pomysł na firmę. Na ile się z nim identyfikujecie w skali NPS–owej?” i drugie pytanie, jakie zadajemy, to jest: „Na jakich wartościach, zachowaniach, postawach, zasadach powinniśmy oprzeć codzienną współpracę, by to wspierać i by ta firma była fajnym miejscem pracy. I to jest ten punkt, w którym budujemy poczucie przynależności. Ludzie są w ciężkim szoku, naprawdę. Ostatnio w dużej firmie ubezpieczeniowej 850 ankiet dostaliśmy w tydzień, czyli ludzie chcą. Podaliśmy im bardzo prostą misję, zapytaliśmy się: „Na ile się z tym identyfikujecie?” – NPS był 97, bo misja brzmiała: „Wierzymy, że ubezpieczenia powinny być proste”. Ludzie dali feedback na temat wartości, później zostały zrobione focus grupy, zostały wybrane ostateczne wartości przez pracowników. I to jest czwarty punkt – ostateczne wypracowanie wartości i zachowań. Czyli wracamy do tego gremium strategicznego w czwartym punkcie i mówimy: „To Wam powiedzieli ludzie o tej misji, wizji i celach strategicznych”. Jeśli NPS jest wysoki to robimy ostateczną wersję, możliwe że jest mała modyfikacja. Jeśli nie jest wysoki, to co? To jeszcze raz i ludzie się tego boją, bo ludzie chcą mieć zrobione zadanie, a nie doprowadzenie do pewnej sytuacji. Chcemy doprowadzić do trzech sytuacji. Po pierwsze 100% menedżerów wierzy, rozumie i wspiera kontekst biznesowy, misję, wizję, cele, strategię. Po drugie minimum 80% pracowników wypowiedziało się na temat tego, na jakich wartościach, zachowaniach chciałoby ze sobą współdziałać. I po trzecie 100% pracowników rozumie misję, wizję i cele strategiczne. Dlatego pierwszy krok to zbudowanie potrzeby. Najczęściej są to po prostu rozmowy indywidualne, ja to robię na lunchu, na spotkaniu, przy kawie z menedżerami i zadanie im kilka pytań. Jak chcecie, to zaraz te pytania zacytuję. I co teraz macie powiedzieć? Chcecie czy nie chcecie. Ja je przeczytam, a wy zdecydujecie, czy odsłuchacie, będzie można zatkać uszy ewentualnie. Czyli pierwszy krok – zbudowanie potrzeby. Drugi krok – refleksja strategiczna, czyli ja biorę gremium strategiczne i poddaję refleksji: „Dlaczego istniejemy?”, „Do czego dążymy”, „Jak to zmierzymy?”. Często na tych etapach dochodzi do takiej konkluzji, że firma naprawdę nie ma strategii albo że to, co ma, jest zlepkiem kilku strategii, kilku pomysłów, że nie ma tam logiki, że nie ma scope’u, że nie ma głównej przewagi konkurencyjnej lub przewag konkurencyjnych, że nie ma longterm goal, że to w ogóle nie trzyma się kupy, ale zostało zrobione kiedyś. W trzecim kroku (on jest bardzo pod prąd) nie komunikuję tej misji, wizji, celów strategicznych, tylko idę do ludzi i pytam się, co oni na to. Pytam się, na jakich wartościach powinniśmy oprzeć codzienną współpracę, by wspierać tę propozycję misji, wizji i celów strategicznych, by w tej firmie było fajnie. To jest prosta ankieta, trzy pytania: obszar, na którym pracujesz; na ile identyfikujesz się z propozycją misji, wizji i celów; podaj trzy propozycje wartości, zachowań, przekonań, zasad (w zależności gdzie, do produkcji, do blue collarsów, bez dyskryminacji oczywiście, nie pytam o wartości, tylko pytam o zasady współpracy, bo ludzie bardzo często nie rozumieją słowa „wartość”) albo zadaję pytania o wartości, zachowania, zasady współpracy. W czwartym punkcie wracam do tego gremium strategicznego lub robię focus grupy, lub robię obie rzeczy i wypracowuję ostateczne wartości oraz zachowania, jeśli oczywiście wysoki był NPS do misji, wizji. Wyobrażacie sobie, że misję, wizję badam NPS-em? I robię ostateczną wersję, to jest najczęściej taki plakat, w którym jest misja, wizja, cele strategiczne i wartości. I te wartości, pamiętajcie, że są od ludzi. Zbieram podpisy, normalnie, literalnie podpisują się pod tym członkowie zarządu, menedżerowie, dlatego żeby później im nie było głupio. Mam takie powiedzenie – nie gniewajcie się, ale nie chcę tutaj nikogo dyskryminować – że: „Kobiety są honorowe z założenia, a facet, jak się podpisze”. Zbieram te podpisy, normalnie. W mojej książce wielokrotnie, jak oglądaliście jakieś materiały, można zobaczyć, że tam są podpisy, najczęściej wyblurowane (RODO), ale tam są podpisy na jednej kartce papieru. O to chodzi w komunikacji, że to jest One Pager. Mam całą esencję tej organizacji. Misja: „Dlaczego robimy to, co robimy?”. Wizja: „Do czego dążymy?”. Cele strategiczne: raz, dwa, trzy, cztery, czyli wzrost, produktywność, zdolność do adaptacji, zaangażowanie. Wartości: najczęściej rzeczowniki lub zdania. Jeśli są rzeczowniki, powinny być dopowiedziane przez zachowania, żeby je odpowiednio interpretować. Choć ostatnio miałem taki warsztat z klientem, który uznał, że ich wartości są tak proste, że nie trzeba ich dodefiniowywać. I właśnie w tej prostocie tkwi siła. Piąty punkt – komunikacja w organizacji. I uwaga, od razu Was ostrzegę tutaj, komunikacja nie jest taka prosta, ponieważ musi trwać minimum 12 miesięcy. Wiecie dlaczego? Bo większość ludzi popełnia następujący błąd w próbowaniu komunikacji strategii czy też misji, czy wizji. Czyli pracuje nad tym na przykład pół roku i stara się zakomunikować to w siedem minut. W życiu to nie zadziała. Jeśli chcesz, żeby ludzie rozumieli i żyli komunikatem, musisz go przekazać minimum 50 razy. Tylko nie bierzcie tego bezpośrednio i wprost, że 50 razy będziesz powtarzał to samo, tak ja dzisiaj mówię o tym, tylko chodzi o to, że używasz różnych kanałów komunikacyjnych, różnych podkładek, wyświetlaczy, kart do biura, notatników, koszulek, kubków, stopek mailowych i tak dalej. To są tylko techniczne rzeczy, to naprawdę jest absolutnie wsparcie, tak jak benefity w pracy. Oprócz tych fundamentalnych rzeczy są benefity, to jest dodatek, że my za pomocą zarządzania wizualnego powodujemy, że ludzie rozumieją tę misję, wizję, bo po prostu ją non stop widzą. Natomiast żeby firma tym żyła, to przywództwo na każdym szczeblu organizacji, to, jak robicie spotkanie z pracownikami, te Boardmeetingi, o których ja tak dużo mówię, te regularne spotkania, gdzie lider spotyka się ze swoim zespołem lub menedżerowie z liderami, czyli to jest taki Performance Management System w organizacji, to tam ma wisieć ta misja, wizja, żeby ludzie mogli się do niej odwołać. Refleksja co kwartał, powrót do tego, zadanie sobie pytania, na ile dzisiaj ludzie tym żyją. Raz do roku zakwestionowanie wszystkiego, jak już, to może być raz na dwa lata, bo nam się nie udaje co roku, ale teraz już nasz inwestor nas pilnuje, więc będziemy robić co roku, i ta kultura dyscypliny. My posprzątaliśmy trochę firmę, zrobiliśmy kulturę dyscypliny, skoncentrowaliśmy się na tym, co ważne, wykreśliliśmy z listy dużo rzeczy, które robiliśmy niepotrzebnie – i przychód razy dwa. A w tym roku mamy cele razy trzy. To nie chodzi o to, że jesteśmy chciwi, chodzi o to, że my nie zrobiliśmy prawie nic bardzo innowacyjnego. Chodzi o to, że poskładaliśmy firmę do kupy. Mamy strukturę, mamy jasne zasady, mamy systemy premiowe, mamy procesy, mamy portfolio procesów. Odpowiedzieliśmy sobie na takie pytanie: „Czy potrafimy na jednej kartce narysować o co chodzi w naszej firmie od strony procesów?” – to się nazywa portfolio procesów. I to jest wyzwanie. Spróbujcie na jednej kartce narysować swoją firmę. Wracając do meritum, proces nadawania sensu istnienia, budowania poczucia przynależności, opiera się na pięciu etapach. Pierwszy – zbudowanie potrzeby, czyli po prostu w slangu doradczym, consultingowym mówi się „kolędowanie”. Chodzisz po głównych interesariuszach, po menedżerach i zadajesz im kilka pytań (zaraz powiem jakich). Dwa – refleksja strategiczna. Warsztat lub seria warsztatów z tym top managementem i odpowiedzenie sobie na te cztery ważne pytania: „Dlaczego robimy to, co robimy?”, „Do czego dążymy?”, „Jaki jest nasz na grę, główna przewaga konkurencyjna, koncepcja jeża?” i „Jak to zmierzymy?”. W trzecim punkcie – feedback od pracowników. I to jest naprawdę najbardziej kontrowersyjna rzecz, bo ja nie komunikuję tej misji, wizji, tylko pytam ludzi o ich zdanie i od nich zbieram propozycje wartości. W ten sposób budujemy poczucie przynależności. Czwarty punkt – ostateczne wypracowanie wartości oraz zachowań na podstawie tego, co zasugerowali pracownicy. I piąty punkt – komunikacja w organizacji, która od dzisiaj będzie trwała minimum 12 miesięcy. Wyobrażacie sobie? Minimum 12 miesięcy komunikuję misję, wizję i cele strategiczne, dlatego że większość ludzi w komunikacji rozumie one–offy, czyli: „Powiedziałem – na pewno wiedzą”. Nie, nie, nie, ta komunikacja jest podzielona na pewne etapy. Zbudowanie potrzeby – pierwszy krok. W budowaniu potrzeby celem jest zbudowanie potrzeby przeprowadzenia refleksji strategicznej w organizacji. Czyli zobaczcie, w tym całym tempie chodzi o to, żeby Wasi współmenedżerowie, Wasi wspólnicy, członkowie zarządu, mieli potrzebę powiedzieć: „Dobra, chcemy to zrobić” albo powiedzieli: „Nie, to jest bzdura, nie chcę tego robić” – to też jest okej. W większości przypadków, kiedy my pracujemy i zadajemy te pytania, to ci ludzie nie mogą się tego doczekać. My to robimy w taki sposób, że najpierw weryfikujemy świadomość misji, wizji. Następnie przeprowadzamy indywidualne wywiady, analizujemy te wywiady, wysyłamy to tym ludziom, z którymi rozmawialiśmy, prezentujemy wyniki i pytamy się, czy chcą coś z tym zrobić. Tam zadajemy takie osiem pytań. Wielka tajemnica naszej firmy, więc nie wiem, czy Wam przeczytam, zwłaszcza że jest ich siedem. Nie wiem, dlaczego zobaczyłem tutaj osiem, mam takie materiały pomocnicze. Ale dobra. Pierwsze pytanie: „Jakie są obecne wyzwania biznesowe, przed którymi stoi nasza organizacja?”. Tak na marginesie, abstrahując już od tego, jak bardzo wierzycie w to, co ja mówię, czy ta misja, wizja i cele są potrzebne organizacji, ale pierwsze pytanie: „Jakie są obecne wyzwania biznesowe?” to jest pytanie, które można zadać zawsze. Drugie: „Jakie problemy, ograniczenia, uniemożliwiają realizację tych wyzwań?”. Trzecie pytanie, które ja zadaję: „Co według ciebie ma największy wpływ na zaangażowanie i satysfakcję pracowników?”. Czwarte: „W skali od 0 do 10 oceń, na ile ważna jest dla Ciebie identyfikacja pracowników z misją, wizją organizacji?”. Wiecie, co odpowiadają tutaj menedżerowie? Oni dają same dychy. A po co zadajemy to pytanie? Wiadomo. Piąte: „Jaki procent menedżerów rozumie według ciebie misję, wizję oraz cele strategiczne firmy dzisiaj?”. Szóste: „Jaki procent pracowników potrafi połączyć swoje cele z celami firmy?” – pamiętacie? Wcześniej było. I siódme: „Wyobraź sobie, że ludzie identyfikują się z misją, wizją. Jaki miałoby to wpływ na organizację?”. Więc zadaję takie siedem pytań: „Jakie wyzwania?”, „Jakie problemy?”, „Co według ciebie ma największy wpływ na zaangażowanie i satysfakcję?”, „W skali od 0 do 10 oceń, na ile ważna jest dla ciebie identyfikacja ludzi z misją, wizją?”, „Jaki procent menedżerów rozumie misję, wizję oraz cele strategiczne firmy?”, „Jaki procent pracowników potrafi połączyć swoje cele z celami firmy?”, „Wyobraź sobie, że ludzie identyfikują się z misją, wizją, celami tej organizacji. Jaki miałoby to wpływ na firmę?”. I zadawanie tych pytań jest po to, żeby wiedzieć, co ci ludzi mają w głowie. Bo ludzie nie mają nic przeciwko pochyleniu się nad misją, wizją, nie mają po prostu czasu. Gonią w tej pozycji na rekina, już Wam mówiłem wcześniej. Drugi krok to jest refleksja strategiczna. To jest nic innego jak wypracowanie pewnego prototypu misji, wizji i celów strategicznych. Ja to robię tak, że powołuję to gremium strategiczne po tych wywiadach. Siadam z nimi, robię warsztat refleksji strategicznej jeden, warsztat refleksji strategicznej dwa, warsztat refleksji strategicznej trzy i doprowadzam do sytuacji, w której 100% z nich mówi: „To jest ten prototyp, chcemy iść z tym do ludzi”. Okej, to jest drugi krok. Przykład takiego prototypu – jest misja: „Wierzymy, że dobra robota sama się obroni”. Wizja: „Wybierają nas, bo robimy tak, jak trzeba”. Cele strategiczne, to jest wzrost projektów, zadowolenie pracowników (przepraszam, to są kierunki strategiczne oczywiście) oraz wzrost obrotu. Robię prototyp i z tym prototypem idę do pracowników i robię z nimi feedback. To jest weryfikacja poziomu identyfikacji pracowników z misją, wizją, celami oraz zaangażowanie pracowników we współdefiniowanie – teraz jest takie nowe słowo polskie: co-creating, czyli ko-kreowanie, takie nowe słowo widziałem – zaangażowanie pracowników do zdefieniowania wartości oraz zachowań. Czyli robię taki Town Hall Meeting, robię spotkanie ze wszystkimi pracownikami, zaraz na tym spotkaniu proszę ich o wypełnienie ankiety, wszystko jest anonimowe: albo na zewnętrznych linkach, albo papierowa ankieta, na których zadajemy trzy pytania: „Wskaż obszar, z którego jesteś”. Pamiętajcie, że obszar to jest minimum 10 osób, żeby zachować anonimowość. Dwa, pytam ich: „Na rysunku poniżej widzisz propozycję misji, wizji, celów. Na ile się z tym identyfikujesz?”. I trzy: „Podaj, na jakich zasadach współpracy, wartościach, zachowaniach, powinniśmy oprzeć naszą współpracę, by wspierać misję, wizję i by w tej firmie było fajnie. Podaj maks. trzy”. Podsumowuję te ankiety i wracam do zarządu. Ostatnio w firmie u jednego z naszych klientów NPS do misji, wizji był 65, czyli 5% krytyków, 70% promotorów, 25% neutralnych i podali po prostu pewne wartości i zachowania. Następnie wracam do tego gremium strategicznego, to jest punkt czwarty, i najczęściej zapraszam jeszcze przedstawicieli pracowników, liderów na ten warsztat i robię warsztat refleksji strategicznej kolejny, w którym pokazuję feedback od ludzi, opracowujemy ostateczne brzmienie misji, wizji, celów strategicznych i dopisujemy do nich wartości, jeśli trzeba, to zachowania. Podpisujemy plakat przez uczestników warsztatu, łączymy to razem ze sobą i przechodzimy do punktu piątego. Zobaczcie, zbudowaliśmy potrzebę poprzez zadanie tych siedmiu pytań. Zrobiliśmy warsztat refleksji strategicznej jeden, dwa, trzy, ile trzeba, żeby doprowadzić do sytuacji, że ci ludzie mówią: „Dobra, to jest okej, idziemy sprawdzić u ludzi”. Trzy – robimy Town Hall Meeting, spotykamy się z pracownikami, tłumaczymy im to i zbieramy od nich feedback, co oni na to, na ile się z tym identyfikują i jak by chcieli pracować na co dzień, żeby to wspierać. Cztery – wypracowujemy ostateczne wartości, zachowania, podpisujemy, produkujemy taki plakat (wiem, dziecinada, ale tak to wygląda). Pięć – robimy komunikację w organizacji. Celem jest zrozumienie przez pracowników misji, wizji, celów, wartości oraz zachowań, ostateczne nadanie sensu istnienia, zbudowanie poczucia przynależności. Mamy takie cztery punkty do komunikacji: komunikacja bezpośrednia, gdzie robimy mapę interesariuszy oraz storyboard, czyli chodzi o to, żeby opowiadać historie, jak chcemy opowiedzieć o tej misji, wizji, celach strategicznych. Opowiedzieć historie, ale nie zmyślone, tylko prawdziwe, jak nad tym pracowaliśmy, dlaczego to jest takie ważne. Opowiedzieć o tym: „Pamiętacie, tutaj pytaliśmy Was o zdanie, takie podaliście rzeczy, takie wybraliśmy”, żeby ludzie widzieli, że tam był na to pomysł i że nie wzięło się to z kapelusza. Dwa – zaprojektowanie narzędzi i kanałów komunikacji. Ja to nazywam emocjonalnymi i merytorycznymi. Trzy – wpisanie misji, wizji, celów strategicznych, wartości w codzienną pracę, zwłaszcza menedżerską, liderską. I cztery – weryfikacja warunków docelowych po jakimś czasie, czy mamy nadany ten sens istnienia, czy mamy poczucie przynależności. Na przykład zadajemy takie pytanie mniej więcej po pół roku: „Czy uważacie, że firma przestrzega tych wartości, czy ludzie się z nimi identyfikują, czy ta misja nie jest martwa i tak dalej. W komunikacji kluczem jest zrobienie mapy interesariuszy, co chcemy osiągnąć, jakie jest ryzyko i zrobienie standardu komunikacji, żeby ludzie z managementu mieli taki zwany storyboard. To nie chodzi o to, że mamy im włożyć słowa w usta, tylko chodzi o to, żeby oni wiedzieli, jaki jest flow, jak to powstało, żeby nikt nie musiał się domyślać. Mamy pięć podstawowych kroków, jeśli chodzi o nadanie sensu istnienia, zbudowanie poczucia przynależności. Co może być ważniejsze w organizacji, jak nadanie sensu istnienia, zbudowanie poczucia przynależności? To zbudowanie potrzeby, refleksja strategiczna, feedback od pracowników, wypracowanie wartości i zachowań oraz komunikacja w organizacji, która, pamiętajcie, trwa minimum 12 miesięcy lub, jak już Wam się bardzo nie chce, to minimum tyle, ile nad tym pracowaliście. Podsumowując, powiem Wam, dlaczego to się nie udaje – znaczy to się udaje – ale dlaczego komunikacja misji, wizji czy tej strategii w organizacji się nie udaje. Dlatego że, nie wiedzieć czemu, menedżerowie są przekonani, że po jednym wystąpieniu ludzie wiedzą, o co chodzi i chcą już z tym działać. Tymczasem wyobraźcie sobie, że na jednej kartce papieru, najlepiej narysowanej, bo wtedy ludzie wiedzą, że daliście i czas, i energię, mamy misję, mamy wizję, mamy trzy-cztery cele strategiczne, mamy wartości, mamy jasną perspektywę czasową, do kiedy chcemy osiągnąć te cele strategiczne i jak to obowiązuje – i jest to po prostu fundament działania tej organizacji. To musi mieć ogromny wpływ na to, jak ci ludzie będą czuli się w firmie. Przy czym istnieje tam skutek uboczny, a mianowicie może się zdarzyć, że bardzo mocno egoistyczni czy egocentryczni ludzie po prostu będą się zwalniać, ale to też jest dla organizacji dobre. Na koniec, podam Wam kilka przykładów misji, żebyście wiedzieli, że misja to nie jest manifest. „Wierzymy, że dobra robota zawsze się obroni”. Jestem fanem tego, że misja jest z serca, jest z przekonania: „wierzymy”. „Istniejemy po to, żeby firmy były świetne i ludzie szczęśliwi” – to jest nasza w Leanpassion. „Istniejemy, by łączyć” – firma El-Cab która robi wiązki elektryczne. To jest tak pięknie ambiwalentne. „Wierzymy, że ubezpieczenia powinny być proste”. „Wierzymy, że dobre jedzenie daje dobre życie”. „Budowanie autobusów to nasza pasja” – też takie są misje. „Jesteśmy po to, by wspierać”. Jedno zdanie. „Pomagamy, bo nam zależy” – to jest spółka z branży ochrony zdrowia. „Pomagamy, bo nam zależy”. Nie zawsze to ma taki charakter: „istniejemy” lub „wierzymy”, ale chodzi o to, że to jest aspekt emocjonalny. Chodzi o to, że to wyróżnia organizacje, które starają się budować nie tylko nić relacji transakcyjną, ale też nić relacji: „przychodzę, bo mi zależy”, „przychodzę, bo chcę być częścią”. Mówiłem, że na koniec, ale jeszcze przygotowałem taką małą niespodziankę, bo opowiem Wam, jakie są typowe warunki docelowe versus zadania oraz dam Wam praktyczne rady, jak będziecie chcieli podjąć się misji. Oczywiście namawiam do tego, żeby robić to z nami. Na jest taki przycisk „bezpłatna konsultacja”, więc jeśli macie takie wyzwanie, żeby spiąć organizację do kupy, za przeproszeniem, i nie chodzi tylko o misję, ale robimy teraz strategie, koncentrujemy firmy na tym, co ważne, chodzi o cały ten Kontekst biznesowy, żeby to zrobić w procesie, a nie żeby zrobić w taki sposób, że mam to po prostu, mam i lecę z tym, to zapraszam na bezpłatną konsultację – tam możemy się przekonać, czy akurat nasza firma jest dla Was. Pamiętacie pięć etapów nadawania sensu istnienia, budowania poczucia przynależności. Zabudowanie potrzeby, refleksja strategiczna, feedback od pracowników, wartości i zachowania oraz komunikacja. Pamiętacie, że ja wielokrotnie mówię, że wybitny lider koncentruje się na tym, do jakiej sytuacji chce doprowadzić, a nie, co chce zrobić. Zbudowanie potrzeby – typowe zadanie: przeprowadzić wywiady z kluczowymi interesariuszami. Wiecie, jak będzie brzmiał warunek docelowy: minimum 50% menedżerów chce przeprowadzić refleksję strategiczną. Dwa, refleksja strategiczna – typowe zadanie: stworzyć misję, wizję. Warunek docelowy: 100% menedżerów zna rozumie i wspiera misję, wizję oraz cele. Trzy, feedback od pracowników – typowe zadanie: powiedzieć ludziom, jaki mamy pomysł na prototyp misji, wizji, celów. Warunek docelowy: minimum 80% pracowników określiło, na ile identyfikuje się z propozycją misji, wizji oraz celów strategicznych. Cztery, wartości i zachowania (i to jest też pod prąd) – typowe zadania: zdefiniować wartości i zachowania, najlepiej niech to zrobi dział HR. Warunek docelowy: minimum 80% pracowników wypowiedziało się, w jaki sposób chce wspierać misję, wizję i cele strategiczne, czyli po polsku: zdefiniowało wartości i zachowania albo dało propozycje. I ostatni, komunikacja. I teraz to jest jedna z najważniejszych rzeczy, żeby zrozumieć różnicę. Typowe zadanie: zakomunikować strategię. Warunek docelowy: 100% procent pracowników rozumie Kontekst biznesowy. Mam nadzieję, że rozumiecie, Moi Drodzy, różnicę. Ona jest ogromna. I na koniec tips and tricks. Robiąc misję, wizję nie chodzi nam o zdanie. Bardzo dużo firm popełnia taki błąd, że w swojej misji mówi, co robi. Szukajcie odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego istniejemy?”, „W co wierzymy?”, „Do czego dążymy?”. Może to dziwnie zabrzmi, ale poczujecie, kiedy zaskoczy. Ma być z serca. Na warsztacie poczujecie, kiedy zaskoczy. Jak najprościej, na przykład: „Istniejemy, by łączyć” lub „Chcemy, żeby ludzie jedli zdrowo i bezpiecznie”. Unikajcie uzupełnienia misji, wizji o sposób działania, na przykład: „poprzez”, „dzięki”, czyli: „Jesteśmy partnerem pierwszego wyboru poprzez bardzo dobre produkty”. Nie, nie, nie, to już jest sposób działania, to już jest „Jak?”. Wartości mają być ściśle związane z misją, wizją. Dwie-trzy wartości DNA, jedna-dwie aspiracyjne. Cele strategiczne to nie budżet, mają parametryzować wizję w określonej perspektywie czasowej. Cele strategiczne i zespołowe powinny być wyrażone w czterech perspektywach: G, C, H, P – growth, changeability, happiness, productivity, czyli wzrost, zdolność do adaptacji, zaangażowanie, produktywność. Po wypracowaniu prototypu zbierz feedback i daj poleżeć. Co znaczy „daj poleżeć”? Nigdy nie biegnij z tym szybko, tylko daj temu poleżeć. Później zrób jeszcze jedną parafrazę i zapytaj się, czy po miesiącu czasu, po trzech tygodniach czasu ludzie dalej w to wierzą. Jeśli chodzi o nadawanie sensu istnienia i budowanie poczucia przynależności, to ja wierzę w cztery P: proces, parafraza, plakaty, podpisy. I ostatnia rada: wykorzystaj proces jako okazję do wzmocnienia zespołu i dobrej zabawy, czyli abstrahując od tego, że pracujecie nad misją, wizją, wykorzystaj to, że udało Ci się zebrać ludzi do jednego pomieszczenia, że udało się zrobić refleksję, że udało się porozmawiać, żeby wzmocnić zespół menedżerski i żeby dobrze się bawić po prostu. Nie chodzi o to, żeby to robić tylko w napięciu. Mam nadzieję, Moi Drodzy, że trzy odcinki o misji, wizji to nie było za dużo. Jest to tak ważna rzecz i serdecznie Was namawiam do tego, żeby pochylić się nad tym, żeby zrobić tę refleksję strategiczną, żeby zbudować tę potrzebę, żeby zapytać ludzi, żeby oni współuczestniczyli w tym wszystkim, bo jak pamiętacie piramidę Maslowa, poczucie przynależności jest trzecią najważniejszą potrzebą w piramidzie potrzeb. Nie docenianie, nie samorealizacja, tylko poczucie przynależności po tych fizjologicznych potrzebach i poczuciu bezpieczeństwa, jest trzecią najważniejszą. Jeśli chcecie ludziom zrobić naprawdę dużą krzywdę, to jednym z największych minusów dla ludzi jest wykluczenie ich z pewnego kręgu. Dlatego tak ważne jest budowanie tego poczucia przynależności, dlatego tak ważne jest, żeby ludzie zdecydowali, czy chcą być w tej firmie, bo rozumieją, dlaczego ta firma istnieje, do czego dąży, jaką ma strategię, jak ze sobą współdziała, czyli jakie są ramy, zasady współpracy na zewnątrz, do wewnątrz. Wtedy każdy może podjąć decyzję, bo selekcja nie jest jednowymiarowa, selekcja jest zawsze z dwóch stron. Menedżer decyduje, czy chce i pracownik decyduje, czy chce. A już za sześć dni nasza Konferencja STRATEGIA LEAN, na której wystąpi wielu praktyków biznesu. 10 stycznia 2022, Warszawa, Airport Okęcie, jeszcze są dostępne ostatnie bilety. Jeśli interesują Was rzeczy, które poruszam w tym podcaście, to będziecie mieć okazję zobaczyć na scenie naprawdę wybitnych praktyków, ludzi, którzy to, co Wam pokazuję, robią na co dzień w swoich firmach. Będzie dużo o kompetencjach przyszłości, relacjach, leadershipie, jak też o technologii. VI Konferencja STRATEGIA LEAN, Great Companies, Happy People, 10 stycznia 2022, Warszawa. Życzę Wam przefajnego roku, cudownych refleksji, pochylenia się nad misją, wizją i do zobaczenia za tydzień!
W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,7 proc. Z danych opublikowanych w czwartek wynika, że w ciągu roku najmocniej podrożały ceny wiązane z utrzymaniem mieszkania – o 23,2 proc. oraz żywności – o 23,0 proc. Ceny w zakresie transportu są o 14,4 proc. wyższe niż przed rokiem, w zakresie .